Moje życie było Wielkim Piątkiem

Agata Ślusarczyk

publikacja 28.05.2021 09:21

- Całe życie Prymasa Tysiąclecia opierało się na współpracy z Bożą łaską, nawet jeśli od wczesnych lata była to… łaska cierpienia - mówi Michalina Jankowska z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego w 40. rocznicę jego śmierci.

Moje życie było Wielkim Piątkiem Instytut Prymasowski Prymas Wyszyński zostanie beatyfikowany w Warszawie 12 września.

Kard. Stefan Wyszyński od samego początku swoją kapłańską drogę związał z krzyżem Chrystusa. Choroba płuc o mały włos nie zamknęła mu drogi do służby przy ołtarzu, która w czasach komunistycznych okazała się wielką służbą Ojczyźnie. I… wielkim cierpieniem.

"Może niekiedy przekładamy ten krzyż z jednych ramion na drugie, ale jest on tak wielki, że obejmuje całą Ojczyznę i wszyscy - w wymiarze społecznym czy osobistym - biorą udział w tym niezwykłym ciężarze” - mówił kard. Wyszyński 28 marca 1981 r. w napiętym dla całego narodu czasie rozmów NSZZ "Solidarność” z rządem i na dwa miesiące przed swoją śmiercią.

Pogrzeb Prymasa Wyszyńskiego w obiektywie

Zdjęcie nie do użytku DODANE 27.05.2021

Pogrzeb Prymasa Wyszyńskiego w obiektywie

​Na stronie Instytutu Prymasowskiego znajdują się unikatowe zdjęcia zrobione w dniu pogrzebu kard. Stefana Wyszyńskiego.

więcej »

Na niełatwą drogę Prymasa zwrócił uwagę także ks. prof. Waldemar Chrostowski podczas jednej z Mszy św. wygłoszonych w archikatedrze warszawskiej w miesięcznicę jego śmierci. - Przyjmował cierpienia świadomie i z pełnym zaufaniem składał je Bogu w ofierze. Pod koniec życia to, co go spotykało, podsumował w zdaniu, które wstrząsnęło słuchaczami: "Całe moje życie było jednym Wielkim Piątkiem” - mówił kaznodzieja.

To właśnie ostatnie dni życia Prymasa są wymowną katechezą ofiarowania się Chrystusowi do samego końca. "Szerokie pole działalności pasterskiej w wymiarze Kościoła i Narodu w ostatnim etapie życia wielkiego Prymasa gwałtownie zawęża się, terenem Jego posługiwania staje się łoże cierpienia” - zauważył w książce "Ostatnie dni Prymasa Tysiąclecia” zmarły niedawno ks. Bronisław Piasecki, osobisty sekretarz i kapelan Prymasa Tysiąclecia.

Moje życie było Wielkim Piątkiem   reprodukcja Agata Ślusarczyk /Foto Gość Miejsce cierpienia i śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego.

Nieuleczalna choroba przyszła nagle: 13 kwietnia 1981 r. stwierdzono w jamie brzusznej Prymasa obecność komórek nowotworowych, choć już od marca źle się czuł i przeczuwał chorobę. Dwa tygodnie przed lekarską diagnozą zanotował w swoim dzienniku, że "zaczyna się początek końca”.

Mimo wyraźnej utraty sił nie zwalniał tempa pracy. Bardziej martwił się tym, co dzieje się w ojczyźnie niż własnym stanem zdrowia. "W tej strasznej nocy zdołałem opuścić siebie. Ale owładnęła mnie męka ludów wschodnich, które już od trzech pokoleń cierpią od zbrodniarzy, którzy mordują w ZSRR Chrystusa, Jego Kościół i znaki dobrej nowiny ewangelicznej. To jest moja nocna modlitwa od szeregu lat. A dziś była szczególnie dotkliwa. Obraz ludzi bez świątyń, bez kapłana, bez ołtarza i Mszy św., obraz dzieci bez Eucharystii i nauki Wiary św. - obraz matek bez pomocy wychowawczej, potworne udręki więźniów i «pacjentów» szpitali psychiatrycznych, nieustanne zagrożenia wojenne w tylu krajach, którym ZSRR przychodzi «z pomocą», by umacniać zbrodniczy ustrój. A w Ojczyźnie naszej groźba interwencji w sprawy wewnętrzne Polski. To wszystko jest przedmiotem mojej modlitewnej męki i bolesnego wołania do Pani Ostrobramskiej, przecież Matki Miłosierdzia” - pisał w swoich notatkach w Wielki Piątek, 17 marca, Prymas.

Dzień wcześniej zmagał się z bólem, że w Wielki Czwartek nie może "całować nóg Kościołowi Świętemu”. "Jakże trudno jest wytłumaczyć biskupowi, że może tego nie uczynić i że to może być łaską «służyć ludowi Bożemu cierpieniem»”.

Od początku choroby Prymas otoczony był wielką modlitwą, nie tylko domowników, przyjaciół i księży, ale całej Polski. Do wielkiej modlitwy w intencji śmiertelnie chorego kard. Wyszyńskiego dołącza 13 maja kolejna wielka modlitwa: o ocalenie życia Jana Pawła II. "Kiedy dowiedział się o tym zamachu, jakby skurczył się w sobie i po chwili powiedział: «Zawsze się tego bałem»” - notował ks. Bronisław Piasecki. Dzień później schorowany Prymas prosił modlący się o jego zdrowie lud, by "te heroiczne modlitwy” zanosił błagając o zdrowie i siły dla Ojca świętego.

Kard. Wyszyński powoli wyłączał się ze swoich aktywności. 12 maja, mimo wyraźnego osłabienia, ostatni raz odprawił Mszę św. 16 maja z największą pobożnością i wiarą, w obecności wzruszonych domowników przyjął sakrament namaszczenia chorych. "W tych ostatnich tygodniach był niezwykle cierpliwy, nigdy o nic sam nie prosił, trzeba było pytać albo domyślać się, czy przewrócić, czy w czymś ulżyć. Godził się wtedy i dziękował, ale sam nie występował z żadną prośbą. […] Nigdy się nie skarżył, nie jęczał, a przecież zabiegi męczyły Go bardzo” - notowała siostra Józefa Kozieł, pielęgnująca go dniem i nocą. Siostra zauważyła również, że ten sposób cierpienia emanował na domowników, którzy - za przykładem cierpiącego - starali się być dla siebie uważni i dobrzy.

Wielką pociechą w ostatnich dniach była dla niego wizyta kopii cudownego obrazu Pani Jasnogórskiej, która peregrynowała po Polsce. - Kard. Stefan Wyszyński w wieku 9 lat stracił matkę, za którą potem tęsknił całe życie. Miłość, którą miał do niej, przeniósł na Matkę Najświętszą. Wielokrotnie potem powtarzał: „Chciałem mieć Matkę, która nie umiera” - wyjaśnia Michalina Jankowska.

21 maja stan zdrowia Prymasa wyraźnie się pogorszył. Wystąpiły problemy z oddychaniem, sercem, bóle w jamie brzusznej. Kard. Wyszyński, doświadczony cierpieniem, w swoich zapiskach wielokrotnie podkreślał: „prochem jestem”. Miał świadomość bycia "nieużytecznym sługą” i tego, że w jego chorobie wypełnia się wola Boża. Żegnając się z najbliższymi współpracownikami w Konferencji Episkopatu, pełen pokory mówił: "Człowiek, któremu się wydawało, że coś zrobił, musi odejść, żeby ludzie wiedzieli, że w Polsce [rządzi] tylko sam Bóg”. Mimo złego stanu zdrowia wciąż przyjmował tych, którzy chcieli się z nim pożegnać. Na cztery dni przed śmiercią w rozmowie telefonicznej poprosił Ojca Świętego o błogosławieństwo.

Ostatnie chwile nadeszły 27 maja. W kaplicy na Miodowej trwała nieustanna modlitwa. Kapelan podał osłabionemu, ale w pełni świadomemu Prymasowi "na łyżeczce” fragment Hostii. Po przyjęciu ostatniej w życiu Komunii św. ok. godz. 11, Prymas zapadł w głęboki, ciężki sen. Ks. Piasecki notuje, że "traci kontakt z otoczeniem”.

Przez całą noc w kaplicy trwała nieustanna modlitwa. Stan zdrowia pogarszał się, podawane leki nie przynosiły poprawy. Czuwający przy łożu Prymasa lekarz ok. 3.30 nad ranem stwierdził, że nadchodzi agonia. Kapelan rozpoczął modlitwę za konających, przy łożu zebrali się lekarze, domownicy i panie z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, które pracowały w sekretariacie przy ul. Miodowej.

Umierający Prymas trzymał w ręku płonącą gromnicę - znak Zmartwychwstania i Życia. O godz. 4.40 nastąpiło zatrzymanie oddechu, ustała praca serca. 28 maja 1981 r. lekarze stwierdzili zgon. "Tej ostatniej chwili towarzyszy cisza i spokój. Jest to śmierć niezwykle spokojna, bez dostrzegalnych oznak konania” - zanotował ks. Piasecki. Podobne spostrzeżenia miała s. Józefa Kozieł, która opiekowała się umierającym Prymasem: "Ks. Prymas zgasł, po prostu dopaliło się to piękne życie. Tyle lat jestem pielęgniarką, tylu chorym towarzyszyłam w ich ostatniej chwili życia, ale tu był niespotykany pokój i majestat śmierci, a może to było samo życie, które stało się Spełnieniem. Za oknami wschodził świt dnia Wniebowstąpienia Pańskiego” - pisała w prowadzonym przez siebie dzienniku, dokumentując swoją niezwykłą posługę.

Sarkofag z ciałem kard. Stefana Wyszyńskiego - zgodnie z jego wolą - znajduje się kaplicy w archikatedrze warszawskiej na Starym Mieście. Od dnia pogrzebu wierni wymodlili tu tysiące łask.