Katastrofa

Wysadzana perłami czy diamentami obroża pozostaje obrożą.

Katastrofa

11 dzień czerwca, epidemii w Polsce dzień 465. W związku z ciągłym, znaczącym spadkiem liczby nowych zakażeń, zapowiedziano kolejne znoszenie obostrzeń. Do różnych limitów mają nie wliczać się – uwaga – zaszczepieni. Ci, którzy przechorowali, mimo iż przecież też jakoś odporni, już nie. Do tej pory nasz rząd wydawał się w tych kwestiach działać roztropniej.  Niestety, mamy  już początki uzależniania korzystania z praw obywatelskich nawet nie od odporności na zakażenie, ale od zaszczepienia się. Bardzo niebezpieczny krok.

Ciężko zastanawiam się dlaczego przyjęto takie rozwiązanie. Nawet w tzw. paszporcie kowidowym, uznawanym (docelowo) w krajach UE,  przechorowanie daje 180 dni ulg. W rozwiązaniach przyjmowanych właśnie w Polsce nie liczy się wcale. Przecież w szczepionce nie ma jakiegoś środka, który pozwala zwalczać infekcję, prawda? Ona tylko pobudza układ odpornościowy organizmu. Pobudzony też z całą pewnością u tych, których organizmy same z infekcją sobie poradziły. Skąd więc ta różnica? Szczepionka pobudza lepiej? Że dwa razy kłują? Ale nie każdą przecież. Chodzi o poziom przeciwciał? Przecież one wskazują tylko na przebytą infekcję/szczepienie, ale wprost o odporności, zwłaszcza odporności na wirusa, nie świadczą. Mylę się? Ja się nie znam, ale mylą się naukowcy, którzy taki argument podnoszą, wspominając o roli limfocytów T? Na dodatek oczywistym faktem jest, że o ile pierwsi ozdrowieńcy pojawili się ponad rok temu, to pierwsi zaszczepieni, nawet licząc tych, na których szczepionkę we wczesnej fazie testowano, niecały rok temu. Skąd więc wiadomo, że szczepienie daje tym 95 procentom (bo taka jest nominalnie skuteczność najlepszych szczepionek) odporność na rok? I dlaczego zmusza się do szczepienia tych co przechorowali, choć badania wskazują, że statystycznie mają odporność porównywalną? (Zobacz np. TUTAJ TUTAJ i TUTAJ).

Przyznam, nie bardzo już wierzę w opinie różnych specjalistów z naukowymi tytułami. 15 miesięcy temu „autorytety naukowe” w Polsce, mimo wiedzy o sposobie transmisji wirusa, czasie jego inkubacji i mglistej, ale jednak jakiejś tam wiedzy o zakażonych bezobjawowo wierzyły, że epidemię można zwalczyć stosując surową izolację. Powtarzano więc hasło „zostań w domu”. Zamknięto cmentarze – i to nie tylko we Wszystkich Świętych –  parki,  nawet lasy. To „zostań w domu” rujnowało naturalną odporność, co podkreślało wielu innych specjalistów. Nawet ówczesny minister zdrowia. Ale tą taktykę próbowano realizować. Skutki konsekwentnego jej wdrażania widać dziś np. w australijskim Melbourne. Trochę zachorowań i znów surowe obostrzenia, z zakazami wychodzenia z domów włącznie. Dlaczego? Bo przy tej ilości osób, które przechorowały i przy niemrawo idących szczepieniach, faktycznie może tam dojść do gwałtownego wzrostu zachorowań. Wtedy, przed rokiem, „zostań w domu” przy bardzo niepewnych rokowaniach co do wynalezienia szczepionki, oznaczało jedynie bardzo kosztowne dla gospodarki i domowych budżetów odłożenie zachorowań w czasie. Mające sens jako (niezwykle kosztowna) ochrona wydolności nieprzygotowanej na coś takiego służby zdrowia, ale na pewno nie mogące już epidemii zdusić.

Inna, jeszcze bardziej niedorzeczna, a głoszona wtedy przez specjalistów teza: więcej testów przesiewowych. Cel? Ten sam. Zdusić epidemię przez wyłapanie i izolowanie wszystkich przypadków.  No i poszły badania. Na kopalniach. Przez nie latem musiałem chodzić w maseczce, bo „czerwona strefa”. Czas szybko pokazał, że były to działania kompletnie bez sensu; wczesną jesienią przyszła druga, bardzo wysoka fala....

Dlaczego to przypominam? Ano żeby nikt się nie dziwił, że dziś niespecjalnie tym ekspertom ufam. I dziwię się, że ciągle jako eksperci występują. Także wtedy, gdy zachwalają szczepienia, a już szczególnie wtedy, gdy głoszą opinie, że szczepienia powinny być obowiązkowe. Jakim prawem? Jak w ogóle można mówić, że niezaszczepiony jest dla innych zagrożeniem? Jest bandytą czy co? I proszę nie odwracać kota ogonem twierdząc, że to tylko "przywileje" dla zaszczepionych. Jeśli wszystkim coś się zabiera, a potem oddaje tylko tym, którzy spełnią warunek, to co to jest?

Jakim prawem... O ile pamiętam, szczepionki na terenie UE zostały dopuszczone WARUNKOWO, tak? I to do tej pory się nie zmieniło. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. Jeśli jednak tak jest, to znaczy, że ciągle są w fazie eksperymentalnej. Czyli de facto szczepiący się uczestniczą w eksperymencie. Tymczasem już po drugiej wojnie światowej przyjęto tzw. kodeks norymberski, którego tezy przyjęto później zarówno w polskim,  jak i międzynarodowym prawie. Kodeks ten zakazuje zmuszania do udziału w eksperymentach medycznych. Jaka wyższa konieczność usprawiedliwiać miałaby łamanie tego prawa? Obecna sytuacja epidemiczna na pewno nie. A obawy  o to, co przy niekorzystnym splocie okoliczności może zdarzyć się w przyszłości....

Przy niekorzystnym splocie okoliczności mogą niebawem pojawić się dwa inne niosące śmierć wirusy i ze trzy superbakterie na dokładkę. Może wystąpić wybuch któregoś z ziemskich superwulkanów (dawno żaden nie wybuchnął) albo w Ziemię może uderzyć asteroida. Ba, sami możemy sprowadzić na siebie zagładę używając na większą skalę którejś z broni masowego rażenia. Nie przesadzajmy więc z tym zabezpieczaniem się. I szanujmy jednak wolność jednostek. Nawet jeśli jeden czy drugi antropofob krzyczy, że bliźni jest dla niego zagrożeniem. Bo osoba nie jest niczym, nie jest zerem, a szacunek dla jej praw, to podstawa naszej cywilizacji.