GOSC.PL |
„Ja tam mojemu dziecku niczego nie będę narzucać, a tym bardziej wiary”. „Jak dorośnie to sobie wybierze. W końcu mamy wolność”! Brzmi znajomo? Nie, to nie baśń z tysiąca i jednej nocy, ale hasła-klucze z serii: „wychowanie w neutralności światopoglądowej”. Faktycznie, wyglądają mniej baśniowo, bardziej realistycznie i jakoś tak życiowo. Problem w tym, że od fantastycznych opowieści dzieli je tylko wąska granica formy. Co do istoty, są tak samo nierealne, z tą wszak różnicą, że uparcie wdrażane w życie przynoszą opłakane skutki.
"Gdy twojemu dziecku przyjdzie kiedyś wybierać, odwoła się do tego, co od ciebie otrzymał". Unsplash
Co mam przeciwko neutralności światopoglądowej? Wszystko. Przede wszystkim, że takowa nie istnieje. Abstrahuję w tym momencie od kwestii tak zwanej neutralności światopoglądowej państwa – tego, czy jest, czy jej nie ma i czy być powinna. To osobny temat i być może wart osobnego rozważenia. Mnie natomiast, w tej chwili, interesuje konkretny człowiek i jego pogląd na świat. W tej sferze bowiem napotykamy na cały szereg niedorzeczności i absurdów. Najważniejszy z nich to przekonanie, że światopogląd można sobie zupełnie dowolnie wybrać lub łatwo zmienić, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. W związku z nim u wielu ludzi wykształcił się dziwny rodzaj wiary w to, że można dziecko wychować bez poglądu na świat – niczego mu nie proponować, nie sugerować żadnych wartości, a tym bardziej wartości związanych z szeroko rozumianym życiem religijnym. W praktyce oznacza to postępowanie w duchu przekonania, że nasze dzieci, gdy dorosną, same chętnie wybiorą sobie taką czy inną religię, same zdecydują o tym, czy chcą być ochrzczone, albo też – jakim systemem wartości zamierzają się kierować. My tylko powinniśmy im to umożliwić. Brzmi dobrze, prawda? Sęk w tym, że to pułapka.
Dlaczego nie istnieje w wychowaniu neutralność światopoglądowa? Przede wszystkim dlatego, że rozwój aksjologiczny, poruszanie się w przestrzenie takich czy innych wartości, podleganie bądź niepodleganie określonym normom kształtuje się w człowieku niemal równolegle z rozwojem osobowościowym i emocjonalnym. Nie da się tego rozszczepić. Czy nam się to podoba, czy nie, oddziałujemy na nasze dzieci przez nasze wartości, podobnie jak i przez nasze emocje. Zazwyczaj dajemy im te dwie rzeczywistości ściśle z sobą powiązane. Jaki z tego wniosek? Przede wszystkim taki, że pogląd na świat ma każdy. Nie zawsze spójny, usystematyzowany, zintegrowany; często wewnętrznie sprzeczny, intuicyjny, nieprzemyślany. Ale każdy go ma. Co więcej. Tylko pewna część naszych przekonań jest świadomie wybrana lub zmodyfikowana. Oczywiście, wiele z nich możemy zmienić lub odrzucić, ale wówczas nie konfrontujemy się z nimi jako czysta, niezapisana karta. Modyfikujemy światopogląd dotychczas posiadany i zazwyczaj jest to dość skomplikowany, niełatwy, rozciągnięty w czasie proces – nie zawsze zresztą w pełni uświadomiony. Jeśli ktoś stawia sobie za cel wychować dziecko w neutralności światopoglądowej, de facto wychowuje je po prostu w duchu światopoglądu zakładającego neutralność jako jedną z kluczowych wartości, czyli w rzeczywistości – swoistą aksjologiczną ambiwalencję. Nie da się tego zrobić inaczej. Naiwnością jest jednak przekonanie, że z tej ambiwalencji łatwo przejść później do określonego systemu wartości – na przykład religijnych. Pogląd na świat to nie czysto racjonalny wybór; to konglomerat wartości konstytuujących się w nas jako efekt interakcji z określonym środowiskiem wzrostu i ugruntowanych pod wpływem oddziaływania czynników emocjonalnych, kulturowych, utartych obyczajów i wzorców zachowań. Wiele z nich przejmujemy w sposób nieświadomy. Nie jest więc prawdą, że to, kim będziemy, zależy tylko od nas. Nasz sposób postrzegania i oceniania świata jest owocem naszej historii. Możemy dokonywać w jej zasobach wielu zmian – ku przyszłości. Zawsze jednak pracujemy na tym, co otrzymaliśmy – zarówno w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie.
Jaki z tego wniosek? Czy chcesz, czy nie chcesz – przekazujesz swojemu dziecku wartości. Albo te pozytywne, albo też ich negatywne odpowiedniki. Co więcej, czynisz to w pozytywny (konstruktywny, bezpieczny) lub w negatywny (pozabezpieczny) sposób. Gdy przyjdzie mu kiedyś wybierać, odwoła się do tego, co od ciebie otrzymał. Bywa, że twoje wartości uzna za swoje i utożsami się z nimi. Czasami twórczo je przekształci, a nierzadko także zaneguje lub odrzuci. Dlaczego tak się dzieje? Wiele, nawet bardzo wiele czynników ma na to wpływ. Nie bez znaczenia jest to, w jaki sposób twoje dziecko otrzymało od ciebie wartości – czy w klimacie napięcia, przymusu, lęku i opresji, czy też przeciwnie – w atmosferze pokoju, zaufania i miłości. Nie warto jednak rezygnować z przywileju ich przekazywania. Jeśli my poddamy tę sprawę, zrobią to za nas inni. Nikt nie jest czystą kartą i nikt nie żyje bez poglądu na świat – jesteśmy stworzeni do wartości.