Teoretycznie

Andrzej Macura

Teoretycznie wiemy, że Jezus narodził się dla wszystkich; że trzeba nam pojednania i wzajemnego przebaczenia. Zwłaszcza wśród wyznających tę samą wiarę. Ale tylko teoretycznie.

Teoretycznie

„W chrześcijaństwie nigdy, a zwłaszcza w te święta, nie ma miejsca na zawziętość, na brak przebaczenia, na brak miłości. Nie ma miejsca na postawy wyrażające się słowami: nie przyjdę do Chrystusowego żłóbka, nie stanę przy wigilijnym stole, bo tam są ci, którzy mi nie odpowiadają, których nie toleruję” – mówił  kardynał Nycz podczas wczorajszej Mszy w warszawskiej katedrze św. Jana. Trudno się z takimi opiniami nie zgodzić. Podobnie jak z innymi, które padły tego dnia z ust nowego polskiego kardynała. Skoro wszyscy to wiemy, to dlaczego tak trudno wcielić to w życie?

Wydaje się, że mimo wszystko ciągle nie doceniamy konsekwencji, jakie niesie ze sobą znany skądinąd podział na „Kościół oblężonej twierdzy” z jednej, a „Kościół otwarty” z drugiej strony. Tyle że problem ten sięga głębiej, niż tylko różne wizje obecności Kościoła w świecie poszczególnych jego członków. To cały sposób widzenia życia i świata.

Pouczająca pod tym względem może być lektura niektórych pytań z naszego serwisu zapytaj.wiara.pl. Sporo z nich dotyczy zagrożeń. A to płynących z słuchania jakiegoś gatunku muzyki, a to z czytania zawierających niechrześcijańską wizję świata książek, a to o przyjmowanie leków homeopatycznych. Wszystko to bywa traktowane jako całkiem poważne zagrożenie duchowe. Nie jest? Owszem, może być. Dla niemowlaków w wierze. Dla nawet średnio dojrzałych – właściwie wcale. Tymczasem z treści pytań można odnieść wrażenie, że ktoś tym ludziom wmówił, że gorszego zagrożenia nie ma, a każdy kto nie wtóruje temu swoistemu „chórowi Kasandry” jest wrogiem Chrystusa. Bo a nuż faktycznie komuś kontakt z tymi rzeczywistościami zaszkodzi? Bezpieczniej na wszelki wypadek bić na alarm. A prawda, że największym zagrożeniem wiary jest grzech, jakoś w tym wszystkim przestaje być widoczna.

To gloryfikowanie podejrzliwości szybko prowadzi do innych złych nawyków. Nieufność staje się cnotą, domysły faktami, życzliwi krytycy – wrogami, a wszyscy, którzy ośmielają się widzieć sprawy inaczej  – masonami. W tej atmosferze sprawiedliwość, radość, pokój, serdeczność, życzliwość czy konsekwentne poszanowanie inności istnieć nie mogą.

Bóg dla nieraz i podłego człowieka stając się człowiekiem przełamał schemat „swój – wróg”. Jego dzieci powinny wykazywać podobną odwagę. Nie w teorii. W praktyce.

TAGI: