Ksiądz, za którego nikt nie dałby złamanego grosza

Marcin Jakimowicz

publikacja 04.08.2021 07:07

Dziś wspominamy świętego Jana Marię Vianney. Ktoś, kto przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.

Ksiądz, za którego nikt nie dałby złamanego grosza Jakub Szymczuk /Foto Gość

Zostałem pobity na ulicy. Wychodziłem ze spotkania modlitewnego, gdzie aż dwukrotnie Pan Bóg dał nam słowo: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”. Na pustej ulicy zatrzymał się samochód, wyskoczyło czterech facetów. Leżałem na ziemi. I w tym momencie dostałem SMS-a. „Jezus nigdy nie zapomni ci, że cierpiałeś dla Niego” – napisał znajomy zakonnik. – A skąd ojciec wiedział, że zostałem pobity? – pytałem później zdumiony. – A od czego są aniołowie? Są skuteczniejsi niż Telekomunikacja Polska – zaczął się śmiać. Nigdy nie czułem takiej bliskości Boga. Pochylał się nade mną, cierpiał tak, jakby ktoś wsadzał Mu palec... w źrenicę. Gdy o tym opowiadam, znajomi uśmiechają się z zażenowaniem.

Pomyślałem o Janie Marii Vianneyu. Często leżał na ziemi. Modlił się, leżąc krzyżem w pustym kościele, cierpiał, gdy drapieżnie atakował go Zły. Spał na kilku deskach, niewiele jadł. – Co takie chuchro może nam powiedzieć o Bogu – kpili francuscy racjonaliści. Vianney wychodził na ambonę i zaczynał opowiadać o Bogu. Mówił bardzo prostym językiem, nie popisywał się. Słuchaczom wydawało się, że głosi kazanie samemu sobie. Ludzie przychodzili. Choć na początku kościół świecił pustkami.

Przeczytaj też: Mniej mówić

Urodził się w 1786 r. w wiosce koło Lyonu. Francja wrzała po rewolucji, prześladowała kapłanów. Mały Jan przyjął Pierwszą Komunię w... szopie, do której wejście dla bezpieczeństwa zasłonięto wozem z sianem. Wstąpił do seminarium duchownego, ale z powodu ogromnych kłopotów w nauce był z niego dwukrotnie usuwany. Cudem je ukończył.

Wyobraź sobie, że jesteś proboszczem. Dostajesz małą wiejską parafię w Ars. Mieszka w niej 230 osób, ale na niedzielną Mszę przychodzi jedynie kilka. Więcej: o parafianach pogardliwie mówi się, „że jedynie chrzest odróżnia ich od zwierząt”. Toną w grzechu. Załamujesz ręce? Ks. Vianney złożył je do modlitwy. By zmienić innych, zaczął zmieniać siebie. Narzucił sobie ostry rygor: kilka godzin adoracji Najświętszego Sakramentu, post. Wieczorami widywano go, jak leżał krzyżem pod tabernakulum. Ubogi brat ubogiego Jezusa.

W najnowszym Gościu: Czego uczy święty proboszcz?

Nie czuł się ani krztynę lepszy od swych penitentów. Może dlatego przed jego konfesjonałem zaczęły ustawiać się kolejki? Parafia zaczęła się nawracać. Ludzie opowiadali sobie o niezwykłym proboszczu. Przyjmował dziennie nawet 300 osób. W ciągu roku przy kratkach konfesjonału klękało prawie 30 tysięcy penitentów! Często odwiedzał parafian. Zapamiętali jego łagodny uśmiech. Przeżywał ogromną duchową walkę: oschłość, ciemność. Bardzo bał się o własne zbawienie. Aż dwukrotnie próbował opuścić parafię i skryć się w klasztorze. Słuchał jednak swego biskupa i wracał do konfesjonału.

Biblijny Jakub zobaczył drabinę, po której wędrowali aniołowie, gdy leżał na gołej ziemi, a pod głową miał twardy kamień. Jan Vianney, który przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.