A co jest po Bogu?

Joanna Kociszewska

Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czego chcemy? Dojrzałych w wierze katolików czy mniej lub bardziej łatwych do prowadzenia dzieci?

A co jest po Bogu?

Bóg we wszystkich naszych działaniach musi być zawsze na pierwszym miejscu. A co jest po Bogu? Pytanie z debaty zorganizowanej przez Tygodnik Powszechny, w której udział wzięli ks. Adam Boniecki, ks. Tomasz Jaklewicz i o. Ludwik Wiśniewski. Rozmowa dotyczyła listu, który ten ostatni skierował do nuncjusza apostolskiego w Polsce.

Abstrahując jednak od listu. W rozmowie na to pytanie padły dwie odpowiedzi: sumienie i nauczanie Kościoła. Konflikt między nimi jest pozorny. W sumieniu człowiek rozmawia z Bogiem, słyszy Jego głos. Ten sam Bóg przemawia w Piśmie Świętym i Tradycji, o tym samym Bogu świadczy nauczanie Kościoła. Tu nie ma sprzeczności.

A jednak warto się zastanowić nad odpowiedzią. Kard. Newman, niedawno beatyfikowany, pisał: „Sumienie jest pierwszym ze wszystkich namiestników Chrystusa”. To zdanie cytuje Katechizm. Ten sam Katechizm stwierdza, że chrześcijanin ma być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Z drugiej strony zaznacza - i nie wolno o tym zapomnieć - że ludzie „są przez grzech kuszeni do wybrania raczej własnego sądu, a odrzucenia nauczania opartego na autorytecie”.

Pytanie „co po Bogu” jest pytaniem o sposób prowadzenia duszpasterstwa. To pytanie o to, czy wiernych traktujemy jak dzieci, które same nie mają dostatecznej zdolności rozeznania i którym trzeba wszystko jasno wyłożyć, czy też jak dorosłych, zdolnych do podjęcia odpowiedzialności za decyzje podjęte we własnym sumieniu. To pytanie też o to (a może przede wszystkim o to), jak traktujemy samych siebie.

Ocena moralna jakiejś rzeczywistości często wymaga nie tyle wiedzy teologicznej, co fachowej. Trzeba wiedzieć, co się na tę rzeczywistość składa i jakie mogą być jej potencjalne konsekwencje. Do takiej wiedzy nie jest zobowiązany żaden biskup, zwłaszcza jeśli zjawisko jest nowe. Taką wiedzę posiada specjalista w danej dziedzinie. Jako chrześcijanin powinien sam potrafić ocenić, co jest moralnie dobre. Jego odpowiedź - jeśli ma sumienie dobrze ukształtowane - będzie zgodna z nauczaniem Kościoła.

Owszem, wolność sumienia bywa błędnie rozumiana jako prymat własnego sądu nad autorytetem Kościoła. Co więcej: sumienie może być błędnie ukształtowane. Postawienie na sumienia wymaga olbrzymiej pracy ich formowania. Przy ciągłym wysiłku, by nie tyle podawać gotowe rozwiązania, co uczyć rozeznawania i powoli przyzwyczajać do samodzielności.

Wiele się mówi o aktywności świeckich i o tym, że w wielu sprawach to świeccy powinni się wypowiadać. Tyle, że często mogą się wypowiadać tłumy, a i tak ciągle będzie można usłyszeć: a gdzie głos biskupów? Najlepiej by był prosty (tak/ nie) i całkowicie jednolity, bez najmniejszych odcieni, niuansów i warunków. Inaczej od razu pojawia się pytanie: co wierni mają myśleć?

Aż chce się powiedzieć: wierni mają myśleć. Sumienie to w końcu władza rozumu.

Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czego chcemy? Dojrzałych w wierze katolików czy mniej lub bardziej łatwych do prowadzenia dzieci? Każda decyzja wymaga podjęcia innego rodzaju pracy i innej odpowiedzialności. W końcu dzieci nie można zostawić samych, a rodzice w sprawach ważnych powinni być jednomyślni. Inaczej jest to błąd wychowawczy.