publikacja 19.08.2021 00:00
„Gdyby nie Górki, nie byłabym chyba wróciła. Tu przeżyłam najtragiczniejsze i najszczęśliwsze chwile mego życia” – napisała o swoim ukochanym miejscu na ziemi Zofia Kossak-Szczucka.
Diana Pieczonka-Giec uważa gabinet pisarki za ważne miejsce muzeum.
JÓZEF WOLNY /foto gość
Kiedy w 1957 r. wróciła z emigracji w Anglii, mimo że otrzymała od władz państwowych mieszkanie w Warszawie, przyjechała do naszych Górek Wielkich – opowiada Diana Pieczonka-Giec, od czterech lat kierownik Muzeum Zofii Kossak-Szczuckiej. – Tu przeżyła najszczęśliwsze lata, bo po debiutanckiej „Pożodze” właśnie w tym miejscu na serio rozpoczęła się jej kariera literacka. Tu wyszła ponownie za mąż za Zygmunta Szatkowskiego i urodziło im się dwoje dzieci. Niestety, tutaj spotkała ją największa matczyna tragedia, jaką była śmierć dziewięcioletniego syna Julka. Zofia Kossak-Szczucka to pisarka zakazana przez długie lata PRL-u i aż cud, że przetrwał dom i pamiątki po niej.
– Dla mnie to niezwykła osoba, która przeżyła trudne życie, nie mając nigdy do świata pretensji – opowiada Joanna Jurgała-Jureczka, znawczyni Kossaków, autorka wielu książek o nich, przez kilka lat kierownik tutejszego muzeum, stale zafascynowana postacią twórczyni „Szaleńców Bożych”. – Była bliska Nagrody Nobla i ekranizacji swojej powieści w Hollywood. Zawsze o krok od pełni szczęścia, które nagle coś burzyło. A jednak pogodna, pełna zaufania i wiary odchodziła w Górkach Wielkich bez gorzkiej refleksji, że ominęły ją zaszczyty, że skazywano ją na śmierć i zapomnienie – dodaje. Jurgała-Jureczka podkreśla, że zajmuje się Kossakami, odkąd Zofia „przedstawiła” jej stopniowo całą swoją rodzinę. To nieplanowana życiowa przygoda, która wciąż trwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.