Ogólne nieprzygotowanie przyczyną katastrofy

PAP |

publikacja 12.01.2011 16:43

Nie polemizujemy z zarzutami stawianymi przez Rosję stronie polskiej co do katastrofy smoleńskiej - mówi szef MSWiA Jerzy Miler. Dodaje, że obie strony były równie nieprzygotowane do lotu - zarówno 7, jak i 10 kwietnia 2010 r.

Ogólne nieprzygotowanie przyczyną katastrofy PAP/Grzegorz Jakubowski Jerzy Miller, szef MSWiA

Miller, który przewodniczy polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską, zwołał w środę specjalną konferencję prasową, na której skomentował raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i przedstawił polskie uwagi do niego. "Czujemy pewien niedosyt, w związku z klasyfikacją uwag przesłanych 17 grudnia przez stronę polską. (...) Naszym zdaniem wszystkie nasze uwagi kwalifikowały się do zestawu uwag, które mogły być rozpatrzone przez MAK. Te wagi zostały uznane za zasadne tyle tylko, że niemieszczące się w kategoriach treści raportu" - ocenił.

Według niego niedosyt wynika z zaklasyfikowania części polskich uwag do raportu MAK jako tych dopuszczalnych, o charakterze technicznym, a innych - jako pozostających poza treścią raportu. Zarazem zaznaczył, że żadna z polskich uwag nie została odrzucona, co - jego zdaniem - oznacza, że wszystkie "uznano za zasadne". Miller przypomniał słowa szefa komisji technicznej MAK Aleksieja Morozowa, że te nietechniczne uwagi będą przekazane do zbadania innym organom.

Proszony o komentarz do raportu MAK, który skupia się na błędach i zaniedbaniach po stronie polskiej, Miller odparł, że gdyby strona polska uznała, iż nie mamy żadnego udziału w katastrofie - nasze stanowisko byłoby inne. "Nie polemizujemy z zarzutami postawionymi przez MAK stronie polskiej. Sami postawilibyśmy te zarzuty, to dla nas jest oczywiste" - zapewnił.

Minister zwrócił uwagę, że obie strony były równie nieprzygotowane do lotu zarówno 7 kwietnia (wówczas na lotnisku wylądowała delegacja rządowa), jak i 10 kwietnia. Podkreślił, że zarówno lądowanie polskiego Jaka-40, jak i rosyjskiego Iła-76 mogło się 10 kwietnia zakończyć katastrofą.

W ocenie Millera uwaga kontrolerów lotu na lotnisku w Smoleńsku była absorbowana przez osoby trzecie. "Tak jak słusznym jest oczekiwanie, że pracy członków załogi samolotu nie będzie zakłócać ingerencja osób trzecich, tak samo można by oczekiwać, że uwaga kontrolerów lotów nie będzie absorbowana przez rozmowy z osobami trzecimi. Zwłaszcza jeśli są to osoby, których wpływ ma znaczenie - nie tylko przeszkody, ale również nakazu" - powiedział.

Zdaniem Millera argument Rosjan o niezamknięciu lotniska w Smoleńsku z powodu międzynarodowego charakteru lotu Tu-154M jest trudny do wytłumaczenia - zwłaszcza w kontekście incydentu z rosyjskim Iłem-76, którym do Katynia mieli dotrzeć rosyjscy funkcjonariusze ochrony. W przypadku Iła też nie podjęto decyzji o zamknięciu lotniska, mimo że lot był wojskowy, a warunki meteorologiczne były poniżej niezbędnego do lądowania minimum.

W opinii MAK lot tupolewa odbywał się według procedur określonych w AIP Federacji Rosyjskiej. AIP Rosji to zbiór informacji aeronawigacyjnych, czyli danych o lotniskach, trasach lotniczych i obowiązujących procedurach. Lotniska Siewiernyj nie ma w tym zbiorze. Wiadomo też, że nie jest ono wyposażone według standardów Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO).

W raporcie podano także, iż lot był "międzynarodowy, nieregularny (jednorazowy), z celem przewozu pasażerów". W ocenie MAK lotnisko w Smoleńsku jest przystosowane do przyjmowania różnych typów samolotów, w tym Tu-154M przy określonym minimum pogodowym. Jak zaznaczono w raporcie końcowym warunki meteorologiczne na lotnisku były poniżej minimum, ale ze względu na charakter lotu - międzynarodowy - decyzja o tym, czy lądować, należała do załogi. Zaznaczono również, że ze względu na to, że nie był to lot wojskowy, nie można było zamknąć lotniska.

Zdaniem Millera taka argumentacja jest jednak trudna do wytłumaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę wcześniejszą próbę lądowania rosyjskiego Iła-76, zakończoną niepowodzeniem i decyzja o odlocie. "Nie obowiązywała go procedura, na którą powołuje się MAK. Był to rosyjski samolot, wojskowy samolot, lądujący na rosyjskim, wojskowym lotnisku. W związku z tym, gdyby zamykanie lotniska było niemożliwe tylko dlatego, że ląduje samolot obcy, niewykonujący lotu wojskowego, to dlaczego nie zamknięto go dla Iljuszyna, gdy parametry pogodowe były poniżej krytycznych?" - pytał minister.

Miller ujawnił też, że już w maju w siedzibie MAK oglądał multimedialną animację ukazującą przelot i podejście do lądowania Tu-154M. Na nagraniu słychać było też rozmowę pomiędzy załogą polskiego samolotu a wieżą lotniska w Smoleńsku i kontrolera informującego m.in. o warunkach na lotnisku. Ponadto MAK odtworzył dramatyczną końcówkę nagrania tuż przed zderzeniem z ziemią.

"Dla przeciętnego Polaka prawdopodobnie było to bardzo trudne przeżycie. Nie chcę już w ogóle mówić o rodzinach. Nie powinienem być tym, który ocenia tę prezentację dzisiejszą, zrobili to na własną odpowiedzialność, bez konsultacji z nami, w związku z tym przyjmuję do wiadomości, że ich zdaniem zrobili dobrze" - zastrzegł zarazem.

Miller poinformował, że o raporcie MAK - otrzymanym przez stronę polską w środę rano - rozmawiał już z prezydentem Bronisławem Komorowskim i po konferencji udaje się jeszcze na spotkanie do Belwederu.

Zarazem Miller zawiadomił, że w środę po raz kolejny poprosił stronę rosyjską o dotychczas nam nieprzekazane dokumenty sprawy katastrofy smoleńskiej. "Skoro MAK zakończył już swe prace, to dokumenty, w tym niejawne, mogą być Polsce przekazane" - powiedział.

Rosja nie przekazała m.in. danych o pracy kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku oraz szczegółów technicznych dotyczących samego lotniska, w tym schematu rozmieszczenia środków elektroświetlnych oraz radiolokacyjnych i radionawigacyjnych.

Miller nie był w stanie w środę określić konkretnej daty zakończenia prac polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Według niego, kilka tygodni potrwają jeszcze badania laboratoryjne zapisów czarnych skrzynek. Minister podkreślił, że chodzi m.in. o odczyt dwóch dokumentów, nad którym nadal pracuje Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. "Jedna z prac będzie zakończona w przeciągu najbliższych dni, ale praca nad drugim dokumentem jeszcze kilka tygodni potrwa" - powiedział Miller.

Jak dodał, odczytywane zapisy mają znaczenie "wręcz" bezcenne w "analizie zachowań osób współpracujących z załogą jako obsługa naziemna" podczas lądowania. Zaznaczył, że opóźnienie ma związek m.in. z tym, że polscy eksperci musieli przygotować opinię do projektu raportu MAK, przesłanego Polsce pod koniec października 2010 r.