Czego chcesz?

ks Artur Stopka

Kto mnie zapytał mimochodem: „Czy ksiądz zdaje sobie sprawę, czego ludzie dzisiaj chcą od Kościoła?”.

Czego chcesz?

W pierwszej chwili wewnętrznie się żachnąłem i już miałem powiedzieć, że Kościół nie jest od spełniania ludzkich zachcianek, ale nagle mi się coś przypomniało. Przypomniało mi się zdanie, które kiedyś padało dość często, a którego od kilku lat właściwie nie słyszałem. Co najwyżej jako cytat z przeszłości, a nie jako aktualną i realizowaną myśl. „Człowiek jest drogą Kościoła, drogą jego codziennego życia i doświadczenia, posłannictwa i trudów”. A dalej było, że ponieważ tak jest, Kościół naszej epoki musi być wciąż na nowo świadomy jego «sytuacji». Jego, to znaczy człowieka. To znaczy świadomy równocześnie ludzkich możliwości, które wciąż na nowo się ukierunkowują i w ten sposób ujawniają. Ale musi też być świadomy zagrożeń, świadomy tego wszystkiego, co wydaje się być przeciwne temu, aby «życie ludzkie stawało się coraz bardziej ludzkie», aby wszystko, co na to życie się składa, odpowiadało prawdziwej godności człowieka; po prostu musi być świadomy wszystkiego, co jest temu przeciwne”.

To napisał Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice. Od jej ogłoszenia minęło ponad trzydzieści lat.

Ale czy z faktu, że człowiek jest drogą Kościoła wynika, że Kościół ma się zastanawiać nad tym, czego współczesny człowiek chce od niego?

Takie myślenie może przecież zaowocować czymś, co i tak zastraszająco często ma miejsce - traktowaniem Kościoła, jak punktu usługowego.

Niedawno zaczepiła mnie pod kościołem para młodych ludzi z innej parafii. Zapytali wprost, czy konkretnego dnia w czasie wakacji mógłbym im „odprawić Mszę z okazji ślubu”. Proboszcz ich parafii kazał im „sobie poszukać księdza”, skoro się upierają, żeby się żenić akurat w tym terminie, kiedy ani on, ani żaden z wikarych nie mogą ich związku pobłogosławić.

Poczułem się jak trzeciorzędny aktor, którego można wynająć za groszową stawkę. Ale też poczułem złość na tego proboszcza, który uczy swoich parafian w ten sposób traktować jego współbraci w kapłaństwie.

„Komu dzisiaj potrzeby jest Kościół?” - usłyszałem niedawno od młodego człowieka, który w czasie gdy chodziłem po kolędzie stał pod bramą domu i pił piwo. „No niech mi ksiądz powie, dla kogo on jest?”. „Dla ciebie” - powiedziałem i zacząłem się wdrapywać na schody. „Ja Kościoła nie potrzebuję” - usłyszałem zza pleców.

Czy Kościół jest od zaspokajania potrzeb? A może od ich kształtowania i rozbudzania? „Nie potrzebuję Kościoła, który zajmuje się upamiętnianiem katastrofy smoleńskiej albo podtrzymuje moją tożsamość i pamięć narodową!” - wykrzyczał mi ktoś w twarz, gdy przestaliśmy panować nad emocjami w czasie rozmowy o krzyżu na Krakowskim Przedmieściu. „A jakiego potrzebujesz?” - zapytałem, siląc się na spokój. „Takiego, który mnie poprowadzi do Chrystusa” - odpowiedział tak samo krzycząc. „Przecież prowadzi...” - powiedziałem z przekonaniem. „To niech sobie kupi GPS-a, bo wyraźnie zgubił drogę” - ciszej, ale za to z ironią odpowiedział mój rozmówca.

Młody, niedawno wyświęcony ksiądz, gdy rzuciłem w jego obecności zdanie „Człowiek jest drogą Kościoła”, po pierwsze nie wiedział, czyje to słowa, po drugie powiedział: „Bzdura. Jezus powiedział ‘Ja jestem drogą, prawdą i życiem’. Bóg jest drogą Kościoła, nie człowiek”.