Hejt za hejt

Dziwne? Ja się dziwię, że ktoś się dziwi.

Hejt za hejt

Jak to było? „Każdej akcji odpowiada równa i przeciwnie skierowana reakcja”. Tak jakoś brzmiała reguła, której uczono mnie dawno temu w szkole. Zasada poczciwego Newtona dotyczy oczywiście oddziaływania na siebie ciał w świecie fizyki, trudno jednak nie dostrzec, że dość często ma też zastosowanie w relacjach społecznych. Choć zazwyczaj ujmuje się ją bardziej swojskim „jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie”.

Głośno zrobiło się ostatnio o hejcie jaki spotyka lekarzy za popieranie szczepień. Wyzwiska, oskarżanie o najgorsze, groźby...  Paskudne to wszystko, bez dwóch zdań. Zwłaszcza te groźby. Rozpisują się o tym dziennikarze różnych mediów oburzając się, piętnując i co tylko. Tylko... Tylko czy naprawdę jest to jakaś zupełnie niezrozumiała napaść ludzi głupich i podłych na dodatek, czy jednak w jakiejś mierze reakcja na co tych ludzi spotyka? Bo mam wrażenie, że to takie święte oburzenie Kalego, który widzi winy innych, a w swoim postępowaniu nigdy niczego niewłaściwego nie dostrzega.

Co takiego spotyka antyszczepionkowców ze strony – uogólnijmy – zwolenników szczepień? Po pierwsze ustawiczne oskarżenia o to, że są głupi. „Trzecia noga ci po szczepieniu nie wyrosła?” - pyta szyderczo jeden entuzjasta szczepień (nie wiem czy lekarz) drugiego (na pewno lekarza) naśmiewając się z obaw antyszczepionkowców. Owszem, są wśród antyszczepionkowców i płaskoziemcy. Bardzo wielu jednak to ludzie inteligentni, a przy tym dociekliwi. Sporo czytają, sporo słuchają i na temat mechanizmów dotyczących ludzkiego układu immunologicznego sporo wiedzą. To nieraz też lekarze z tytułami naukowymi. Tymczasem nie próbuje się nawet słuchać ich argumentów i powtarza bezmyślnie wyświechtane, a nieprawdziwe tezy. Np. o tym, że odporność zależy tylko od ilości konkretnych przeciwciał w organizmie. A nie np. od zdolności organizmu do ich szybkiego wyprodukowania.

Ci, którzy nie chcą się szczepić są też ustawicznie przedstawiani jako (potencjalni) zabójcy. Bo nie zadbali o wytworzenie „odporności stadnej”. Bardzo problematyczny argument zwłaszcza w kontekście informacji o skuteczności szczepień wobec nowej odmiany koronawirusa i tego, co dzieje się np. w Izraelu. A przecież „chroni (w iluś tam procentach) przed ciężką postacią kowida” nie jest tym samy co „chroni przed zakażeniem”, prawda? Zaszczepieni też mogą chorobę roznosić. I to być może nawet  częściej, bo łatwiej im zlekceważyć objawy....

I oskarżenia o głupotę i o bycie mordercami można w sumie znieść. Zauważmy jednak koniecznie jeszcze jedno: ci, którzy nie chcą się szczepić spotykają się na każdym kroku z groźbami pod swoim adresem. Jakimi? W przestrzeni publicznej pojawia się takich pomysłów całkiem sporo. Także w postaci informacji z cyklu „jak radzą sobie z nie chcącymi się zaszczepić inni”. Ot, ograniczenia w dostępie do barów, restauracji czy kin. Albo – znacznie gorzej – służby zdrowia. Do tego możliwość „zawieszenia” pracownika, który nie chce się zaszczepić czyli de facto pozbawienie go źródła utrzymania. Albo nie wypłacanie niezaszczepionym  zasiłku za czas kwarantanny czy nawet choroby. To nie są drobnostki, to godzenie w podstawy egzystencji*.

Nie popieram zastraszania. W żadnej formie. Tyle że, jak widzę, to nie jest tak, że jedna strona jest czarna jak smoła, a druga biała jak anielskie pióra. Trzeba mieć jednak wobec siebie ciut więcej krytycyzmu. I choć odrobinę empatii wobec inaczej myślących.

Ludzie wyraźnie za rzadko chodzą do kościoła. I nie powtarzają albo powtarzają tylko bezmyślnie „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Bo zjawisko o którym piszę  występuje w naszej przestrzeni publicznej dość powszechnie. Tak, warto najpierw przyjrzeć się własnemu postępowaniu. A potem się dziwić.

------------------------
* Warto w tym kontekście zauważyć, że lęk przed szczepieniami to nie jest tylko kwestia kowidu. Część z tych, którzy dziś nie chcą się szczepić ma już za sobą przejścia związane z decyzją, by nie szczepić swoich dzieci. Tak, przejścia. Bo swego czasu każdy, kto z troski (niech będzie, w subiektywnym odczuciu) o zdrowie własnych dzieci podejmował taką decyzję był z automatu traktowany jak menel, któremu tylko picie w głowie, a jego dzieci chodzą brudne, głodne i zawszone. Tak, pojawiały się (pojawiają?) wobec takich ludzi groźby zabrania im dzieci....