publikacja 30.09.2021 00:00
O sytuacji dziennikarzy na Białorusi mówi Arleta Bojke, dziennikarka i redaktorka zbioru reportaży pt. „Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki”.
Paweł Wodzyński /East News
Maciej Kalbarczyk: Czy na Białorusi funkcjonują jeszcze wolne media?
Arleta Bojke: Wciąż działają tygodnik „Biełorusy i Rynok” oraz portal Onliner, który nie jest już jednak tak krytyczny wobec Alaksandra Łukaszenki jak jeszcze rok temu. Duże, niezależne redakcje zostały rozbite. Co prawda największy białoruski serwis internetowy Tut.by zmienił serwery i nadal funkcjonuje, pod nową nazwą Zerkalo.io, ale władze uznały go za ekstremistyczny i zablokowały Białorusinom dostęp do publikowanych tam treści. Najważniejsi dziennikarze portalu, czyli m.in. redaktor naczelna Maryna Zołatawa, zostali pozbawieni wolności. Podobne represje spotkały pracowników innych redakcji. W aresztach, więzieniach lub koloniach karnych przebywa łącznie 27 dziennikarzy. Ta liczba byłaby z pewnością większa, gdyby nie to, że wielu pracowników mediów znalazło schronienie za granicą.
Jakie są szanse na to, że uwięzieni dziennikarze odzyskają wolność?
Niewielkie, bo wielu z nich otwarcie sprzeciwiło się propozycji poproszenia Łukaszenki o ułaskawienie – np. Andrzej Poczobut. To oznaczałoby przyznanie się do winy. Ale w ostatnim czasie po takim wniosku na wolność wyszło 13 więźniów politycznych. Namawiać przebywających w zamknięciu opozycjonistów do zgięcia karku próbuje Jury Waskrasienski, który sam był krytykiem Łukaszenki, ale po wyjściu z aresztu w zeszłym roku zmienił swoje stanowisko. Niefortunnie zaproszono go ostatnio na Forum Ekonomiczne w Karpaczu.
Czy Białorusini są dzisiaj zupełnie pozbawieni dostępu do informacji?
W dobie tzw. nowych mediów reżim nie jest w stanie zapanować nad wszystkimi przekazami. Dzięki technologii VPN i aplikacji Telegram mieszkańcy kraju nie są odcięci od najnowszych wiadomości. Problem polega jednak na tym, że muszą uważać, żeby np. podczas rewizji nie mieć w telefonie podejrzanych aplikacji. Poruszają się głównie w obszarze mediów społecznościowych, które są trudne do zablokowania, ale jednocześnie pozostają świetnym narzędziem do szerzenia fake newsów. Z tej możliwości chętnie korzystają rosyjskie służby. Bez niezależnych, tradycyjnych mediów chaos informacyjny będzie się pogłębiał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.