Benedykt XVI rozwija dziedzictwo JP II

KAI |

publikacja 21.01.2011 10:51

„Benedykt XVI wie również dobrze, co potwierdzi każdy historyk współczesności, że Polska bez Jana Pawła II nie byłaby Polską taką, jaką jest teraz. Tak samo świat bez tego Polaka nie byłby takim światem, jakim jest teraz” – uważa Peter Seewald.

Benedykt XVI rozwija dziedzictwo JP II Henryk Przondziono/Agencja GN Benedykt XVI

Niemiecki dziennikarz, współautor wywiadu rzeki z Benedyktem XVI „Światłość świata” w rozmowie z KAI zaznacza, że Ojciec Święty sam o sobie mówi, że jest małym papieżem w stosunku do wielkiego Jana Pawła II. Seewald przebywał w Polsce w związku z promocją polskiego tłumaczenia jego książki, którą wydało krakowskie wydawnictwo Znak.

Za KAI zamieszczamy tekst rozmowy z Peterm Seewaldem:

KAI: Mija ponad dwa miesiące od światowej premiery „Światłości świata”. Książka została chyba bardzo dobrze przyjęta. Jest Pan zadowolony?

Peter Seewald: Jestem bardzo zadowolony, gdyż książka stała się wielkim sukcesem. Trafiła na całym świecie na pierwsze strony gazet, mimo że pojawiły się komentarze, których byśmy sobie nie życzyli. Papież ukazał się światowej opinii w nowym świetle i zyskał sobie wielu czytelników. Dotychczas sprzedano prawie milion egzemplarzy. Powstał otwarty wizerunek papieża, jego osoby, sposobu myślenia, pracy, pontyfikatu. Ojciec Święty wskazuje w niej także perspektywy na przyszłość.

Jeszcze przed oficjalną premierą niektórzy chcieli sprowadzić jej treść do jednego wątku – prezerwatyw. Nie obawiał się Pan tego?

– Można się było tego spodziewać. Kościół i problematyka seksualna jest zawsze tematem drażniącym nie tylko bulwarowe media, ale i prasę poważną, i zazwyczaj trafia na czołówki gazet. W książce papież po raz kolejny sprecyzował stanowisko Kościoła w sprawie etyki seksualnej. Na szczęście dostrzeżono i rzetelnie przedstawiono wiele innych tematów, którymi zajęły się nie tylko wielkie media, ale szerokie spektrum środków przekazu, w tym gazety parafialne.

Dlaczego wywiad z papieżem ukazuje się właśnie teraz?

– Była to absolutna konieczność. Idea przeprowadzenia wywiadu pojawiła się już przed pięcioma laty. Niestety na liczne moje prośby dostawałem odpowiedzi odmowne. Wiadomo młyny kościelne mielą powoli. Ale nie to jest ważne. Istotne jest to, że jeszcze nigdy w historii Kościoła nic takiego się nie wydarzyło. Jest to pierwszy osobisty i bezpośredni wywiad dziennikarza z papieżem.

W tym, że doszło do rozmowy istotną rolę odegrała także kryzysowa sytuacja, związana z okropnymi przypadkami molestowania seksualnego. Szczególnie ta sprawa wpędziła Kościół w sytuację wręcz katastrofalną, stała się wyzwaniem dla Kościoła, papieża i w pewnym stopniu zaszkodziła obecnemu pontyfikatowi.

Ważną rolę odegrała również niezgodność tego, co obecny papież mówi i czyni a tym, co na ten temat mówi się w wielu mediach zachodniego świata. Dlatego moją intencją było stworzenie takiej płaszczyzny, na której można byłoby bezpośrednio przedstawić osobę Benedykta XVI i jego styl sprawowania urzędu. Tym bardziej, że jest on często prezentowany wybiórczo i nieprawdziwie.

Przeprowadził Pan trzy wywiady-rzeki z kard. Josephem Ratzingerem. Która z książek jest Panu najbliższa?

– Z tych trzech najbardziej bliska jest mi „Sól ziemi”, ponieważ mówi o zasadniczych sprawach dla człowieka. Nie odnosi się do gorących spraw dnia codziennego, jak to widzimy w „Światłości świata“. „Sól ziemi“ pokazuje człowiekowi, na przykład takiemu jakim byłem w tamtym czasie, dalekim od Kościoła, świat i piękno wiary, jej mądrość. A jednocześnie pokazuje wielkiego nauczyciela Kościoła, świetnego intelektualistę, który przez wszystkie lata pozostał prostolinijnym człowiekiem. Książka została uznana za klasyczną i mam nadzieję, że taką pozostanie.

Dlaczego Benedykt XVI jest tak ostro atakowany przez niektóre kręgi? Kto jest jego największym wrogiem?

– Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Żyjemy w czasach, w których trudno w ogóle informować i przedstawiać stanowisko Kościoła tak, aby się komuś nie narazić. W ogóle Ewangelia i jej głoszenie zasadniczo prowokują „zabawowe społeczeństwo”. Papieża Benedykta XVI jako reprezentanta Chrystusa i Ewangelii przedstawia się jako wroga. Tzw. „oświeceniowe” kręgi przez prawie cały pontyfikat tak samo przedstawiały Jana Pawła II.

Przed ponad 20 laty, gdy byłem redaktorem lewicowego tygodnika „Der Spiegel”, papież był dla wielu, można powiedzieć, wrogiem klasowym, który nie rozumie świata i jego rozwoju. Paradoksalnie później, po śmierci Jana Pawła II, ten sam tygodnik nazywał go nie tylko najwybitniejszym papieżem XX wieku, lecz papieżem tysiąclecia. Taki obraz papieża-wroga nadal do znudzenia prezentują niektóre współczesne media.

Często mówi Pan: „osoba Ratzingera stała się moim przeznaczeniem”. Jak wyglądała pańska przygoda z „pancernym” kardynałem?

– To długa historia. Przeznaczenia się nie szuka, lecz raczej się je otrzymuje. Nie widzi się tego od razu, lecz dopiero po latach, że była to najlepsza droga.

Po raz pierwszy zetknąłem się z osobą kardynała Ratzingera, gdy pracowałem w magazynie dziennika „Süddeutsche Zeitung”. Dostałem zlecenie, aby napisać jego sylwetkę. Zacząłem studiować jego biografię i nauczanie, a szczególnie zainteresowała mnie jego krytyka współczesnego społeczeństwa. Z czasem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, jego diagnoza potwierdzała się. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Zacząłem go oceniać sprawiedliwie mimo, że jeszcze nie byłem jego fanem. Tym bardziej, że wtedy od 18 lat nie byłem związany z Kościołem katolickim.

Kiedy skończyłem pisać jego sylwetkę, to moje nowe spojrzenie na człowieka Ratzingera i Kościół katolicki zaczęło mnie zastanawiać. Zgłębiając jego książki zaczęło mnie fascynować pytanie, czy można zdać się w swoim życiu na orędzie Ewangelii i Kościoła.

Przypomnę jeszcze, że w młodym wieku byłem przekonanym komunistą. Zgodnie z proponowanym przez komunizm obrazem świata uważałem, że tradycja i religia są czymś, co człowieka nie czyni wolnym lecz krępuje.

Powoli doszedłem do przekonania, że jeśli to wszystko wyrzucimy za burtę, a społeczeństwo odetnie się od wód gruntowych, to traci ono tym samym właściwy poziom, kulturę, co – jak uczy historia – prowadzi zawsze do destabilizacji relacji międzyludzkich. Odcięcie od religii i wiary wcale nie czyni ludzi bardziej szczęśliwymi, lecz odwrotnie – zamkniętymi, nieszczęśliwymi i niespełnionymi.

Czy i na ile papiestwo zmieniło kardynała Ratzingera?

– W pewnym sensie tak. Papiestwo jest dla człowieka olbrzymim brzemieniem. Może je unieść tylko człowiek pozostający w ścisłym związku z wielką wspólnotą, z dwutysiącletnią historią chrześcijaństwa oraz dzięki pomocy, jaką otrzymuje z nieba. To zadanie jest inne od tych, które spełniał wcześniej kardynał Ratzinger. Ma inne obowiązki, musi się inaczej prezentować. Nigdy nie tęsknił za wystąpieniami z udziałem wielkich rzesz ludzi. Należy raczej do ludzi nieśmiałych, ale kiedy wstąpił na tron Piotrowy to otrzymał odpowiednią pomoc.

Zmienił się w tym sensie, że jego pozytywne cechy, które już posiadał jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, w pełni rozkwitły. W swej istocie i charakterze jako człowiek absolutnie się nie zmienił. Jak zawsze jest prostolinijny i sympatyczny. Nie ma w nim żadnej zarozumiałości. Bez problemu i swobodnie z nim się rozmawia. Ratzinger jest bardzo autentycznym człowiekiem. Jego autentyczność była i jest jego mocną stroną i w swej nowej funkcji ją zachował.

Jakie największe zagrożenia dla Kościoła i świata widzi Benedykt XVI?

– Największe zagrożenia dla Kościoła to te, które oddalają go od zasadniczej misji, gdy stara się dopasowywać do ducha czasu, gdy traci prawdy wiary, wiedzę o wierze i zaufanie. Zagrożeniem są również wady głównych odpowiedzialnych za Kościół, czego dramatycznym przykładem są przypadki molestowania seksualnego nieletnich. Istnieją też inne przypadki nadużyć w kapłaństwie, gdy kapłan nie jest wierny orędziu Ewangelii. Należy zwrócić uwagę, że inne są zagrożenia w krajach Zachodu, a inne na przykład w Afryce czy Azji. Zagrożenia te zawsze istniały w historii Kościoła. Są regiony, gdzie wiara upada, a są i takie, gdzie powstały nowe ruchy podejmujące wysiłki ożywienia źródeł wiary. Nie możemy nigdy zapominać, że upadek wiary niekoniecznie wiąże się z doraźną atrakcyjnością Kościoła. Opisów jej upadku mamy wiele w Starym Testamencie. Taniec wokół złotego cielca jest pokusą, przed którą stoi każde pokolenie.

Jedno z największych zagrożeń dla świata Benedykt XVI widzi w sytuacji, gdy człowiek chce stać się miarą wszystkich rzeczy. Wtedy zaczyna staczać się po równi pochyłej. Możemy to zaobserwować w wielu dziedzinach, m.in. w gospodarce i finansach. Ubóstwianie mamony doprowadziło do obecnego kryzysu i zagroziło światowej ekonomii. Inne społeczne zagrożenia to relatywizacja wszystkiego, co prowadzi do zachwiania całym porządkiem Stworzenia.

We wrześniu Benedykt XVI odwiedzi Niemcy. Czego Pan oczekuje od tej wizyty?

– Oczekiwania są naturalnie wielkie i wierzę, że wizyta będzie szczególnym wydarzeniem nie tylko dla Niemiec. Niebagatelny wpływ będzie ona miała na religijną sytuację kraju. Ufam, że coś poruszy i wywrze pozytywny wpływ, szczególnie teraz na początku trzeciego tysiąclecia, kiedy Kościół znalazł się w kryzysowej sytuacji, zwłaszcza po ujawnieniu przypadków molestowania.

Benedykt XVI od początku sprawowania papieskiego urzędu rozpoczął proces oczyszczenia, który szczególnie dotyczy kapłanów. Mimo, że jest on mocno spóźniony, to jednak stanowi wielką szansę dla Kościoła. Może nie od razu powstrzyma on odchodzenie ludzi z Kościoła, ale ci, którzy w nim pozostają, jeszcze głębiej będą przeżywać swoje chrześcijaństwo i dostrzegą, że bez jego orędzia nie da się żyć. My chrześcijanie nie możemy stawiać tylko na przeżycie. Można dostrzec już wiele pozytywnych znaków zmiany.

W tym kontekście wielkim wydarzeniem będzie beatyfikacja Jana Pawła II. Świat jeszcze raz zobaczy tego olbrzyma wiary i pochyli się nad jego nauką. Myślę, że 2011 rok przyniesie Kościołowi wiele ważnych rzeczy, wśród nich Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie i papieskie podróże. Kościół ma dobre perspektywy na przyszłość.

Czy pontyfikat Benedykta XVI wpłynął jakoś na Niemcy?

– Powiedziałbym, że jest jeszcze trochę za wcześnie mówić o wpływie pontyfikatu na Niemcy, gdyż trwa on zaledwie od ponad pięciu lat. Ale już sam wybór kardynała Ratzingera na stolicę Piotrową zmienił nastawienie Niemców do Kościoła katolickiego i Rzymu. Inaczej postrzegają oni i mają nową świadomość katolicyzmu. Ponadto Benedykt XVI jako Niemiec inaczej zwraca się do swoich rodaków.

Nie ma oczywiście takiej dumy z papieża Niemca jak w Polsce z papieża Polaka. Na przykład tytuł, jaki ukazał się w dzienniku „Bild”: „Wir sind Papst” („Jesteśmy papieżem”) był mocno krytykowany. To o czymś świadczy. W nowej świadomości Niemców Benedykt XVI jest wielką, światowej rangi osobowością a papieski urząd jaki sprawuje służy nie niszczeniu tego świata, lecz jego ratowaniu. Nie jest żadnym dyktatorem, a jego urząd uosabia orędzie miłości, solidarności i sprawiedliwości.

Nie można też przeoczyć, że Niemcy odgrywały i odgrywają szczególną rolę religijną w Europie. U nas sytuacja jest inna niż w Polsce, Włoszech czy Hiszpanii, które od wieków pozostają katolickie. Jesteśmy krajem podzielonym religijnie na katolików i protestantów, co miało i ma wpływ na kulturowe oblicze kraju.

Oczywiście po wyborze Benedykta XVI nie zaczęto się zachwycać Kościołem katolickim. Nie można też mówić, co często zdarza się w mediach, że Niemcy nie lubią papieża. Sukces „Światłości świata” w Niemczech pokazuje, że tak nie jest. Ponadto zupełnie inaczej jest w Bawarii, która nigdy nie miała kłopotu z tym papieżem.

Jakie miejsce zajmuje Jan Paweł II, polski Kościół i Polska w sercu Benedykta XVI?

– Oczywiście, że duże. W całej historii Kościoła i świata Jan Paweł II był wybitną i niewyobrażalną wielkością, która wywarła decydujący wpływ na ich kształt na przełomie XX i XXI wieku. Benedykt XVI od początku swego pontyfikatu pokazał, że podąża tą samą ścieżką. Nie chce tworzyć nowej nauki ani powoływać nowych instytucji, lecz jest tym, który rozwija wielkie dziedzictwo, szczególnie wielkie dziedzictwo cierpienia Jana Pawła II, cierpienia, z którego stale wyrastają piękne kwiaty.

To są niewyobrażalne dary, które Benedykt XVI podjął i niesie dalej. Sam mówi o sobie, że jest małym papieżem w stosunku do wielkiego Jana Pawła II. Oczywiście obecny papież odgrywa wielką rolę nie tylko w tym, że kontynuuje dzieło swego poprzednika. Benedykt XVI wie również dobrze, co potwierdzi każdy historyk współczesności, że Polska bez Jana Pawła II nie byłaby Polską taką, jaką jest teraz. Tak samo świat bez tego Polaka nie byłby takim światem, jakim jest teraz. Bez niego nie byłoby upadku żelaznej kurtyny, co stworzyło szansę na przemiany, i nie upadłby system komunistyczny.

W maju Jan Paweł II zostanie beatyfikowany. Czym jest świętość w naszych czasach? Jakich świętych potrzebuje człowiek XXI wieku?

– Zarzucano Janowi Pawłowi II, że wyniósł na ołtarze zbyt wielu świętych, że doszło do inflacji świętości. To jest błędna opinia. Przeciwnie, Jan Paweł II chciał tym wyraźnie pokazać, czym jest świętość. Dzięki niemu zaczęliśmy na nowo widzieć świętość, która jest zadana każdemu chrześcijaninowi. Ewangelia mówi, że drogą wyznawcy Chrystusa jest świętość. Co nie znaczy, że mamy czynić cuda, ale znaczy to, że powinniśmy dążyć – przy wszystkich naszych słabościach – do osobistej relacji z Bogiem. Być coraz bliżej Niego i wnosić Go w swoją codzienność.

Z innej strony, święci są przeciwieństwem i wyzwaniem dla ikon tego świata, będących wzorcami współczesnego człowieka. Myślę tu o gwiazdach filmowych, sportowcach, ludziach polityki, które są po prostu fałszywymi ikonami. Nie są oni żadnymi wzorcami. Jan Paweł II wynosił na ołtarze po prostu takich ludzi, którzy chcieli do końca wypełnić swoje człowieczeństwo tak, jak chciał od nich Bóg.

Benedykt XVI będąc jeszcze kardynałem powiedział kiedyś, że dla niego największymi świętymi są święci codzienności. Rzesze ludzi, których się prawie nie zna, nie pisze się o nich uduchowionych książek. Wiodą oni dobre życie zgodne z przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Tacy ludzie są dzisiaj o wiele ważniejsi dla świata niż każdy, kto wcześniej zdobywał nowe dusze dla Boga. W pewnym sensie tacy ludzie będą wyspami przyszłości, na których inni będą mogli się oprzeć.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik