Złodziejka i małe diablątko

Marcin Jakimowicz

publikacja 08.11.2021 08:29

Uparte, z charakterkiem, sprawiające rodzicom kłopoty. Niezłe ziółka pełne świętej bezczelności. Słabe i… niepokonane. Tereska i Elżbieta. Siostrzyczki.

Złodziejka i małe diablątko

Rodzice martwili się o Teresę. Delikatnie mówiąc, nie była łatwym dzieckiem. Jej mama (kanonizowana wraz z mężem Zelia Martin) notowała: „To biedne dziecko wpada w przerażające furie, kiedy nie może mieć tego, co chce. W rozpaczy tarza się po ziemi tak, jakby wszystko zostało stracone. Jest bardzo nerwowa”.

Malutka Ela Catez również miała charakterek. Była uparta i wybuchowa, a na dodatek obdarzona mnóstwem niespożytej energii. Jej ojciec, kapitan wojska nazywał ją „małym diablątkiem”. Kiedy miała 7 lat, a tata zmarł, sytuacja finansowa w domu znacznie się pogorszyła. Rodzina musiała spakować manatki i przeprowadzić się do Dijon. Zamieszkali w pobliżu klasztoru karmelitanek.
Znany jest epizod, w którym nastoletnia Tereska podczas audiencji generalnej rzuciła się do stop zdumionego Leona XIII, błagając, by pozwolił jej na wstąpienie do Karmelu w piętnastym roku życia.

Elżbieta wielokrotnie powtarzała, że najważniejsze decyzje podjęła przygotowując się do Pierwszej Komunii. W swoim dzienniczku zanotowała, że przeżyła wówczas niezwykłe doświadczenie bliskości Boga i zapragnęła oddać się Mu bez reszty.
Niezwykle popularne jest zdjęcie zadumanej Tereski w czasie prób w teatralnym spektaklu.

Elżbieta była znakomitą pianistką, a w 1893 roku wygrała konkurs fortepianowy.

Po przekroczeniu progu Karmelu w Lisieux Teresa zawołała: „W sercu Kościoła, mej Matki, będę miłością”.

Gdy w osiem dni po wstąpieniu do zakonu przełożona zapytała Elżbietę: „Jaki jest twój ideał świętości?” usłyszała: „Żyć miłością!”. „A jaki jest sposób, by najszybciej to osiągnąć?” „Uczynić się całkiem małą, oddać się Bogu bezpowrotnie”.
„Ach, wiem, dla Ciebie święci też porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wielkich – pisała Tereska – Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich... Moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę”. Pierwszym krokiem na duchowej ścieżce było bolesne odkrycie: „Sama z siebie nic zdziałać nie mogę”. W jej ustach słowo „nic” nie było metaforą. „Jedyną moją własnością jest nędza” – pisała.

Identyczne było doświadczenie Elżbiety. O ile postulat upłynął jej pogodnie, czas nowicjatu był ciemną doliną, pełną rozterek, duchowej szarpaniny, ciemności i udręki. Nie była pewna, czy wytrwa za klauzurą. W swym duchowym testamencie pisała: „Uwielbiam Cię, mój Boże, Trójco Przenajświętsza! Dopomóż mi zupełnie zapomnieć o sobie, abym nieporuszona i uspokojona, mogła zamieszkać w Tobie tak, jakby moja dusza znajdowała się już w wieczności”.

Teresa od Dzieciątka Jezus, która za kratami Karmelu spędziła zaledwie dziewięć lat, za Janem od Krzyża powtarzała, że dusza „tyle od Boga zyskuje, ile się spodziewa”.

Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, która wstąpiła do Karmelu w Dijon jako 21-latka, a za kratami mieszkała jedynie pięć lat, podpowiadała siostrom: „Najważniejsza rzecz? Bóg mieszka w tobie. Zawsze!”. Kilka dni przed śmiercią zwróciła się do karmelitanek: „Wszystko przemija! Pod koniec życia pozostanie tylko miłość”. Pisała: „Napełnij pokojem moją duszę, uczyń w niej swoje niebo, swoje ulubione mieszkanie i miejsce swego odpoczynku. Obym nigdy nie zostawiała Ciebie samego, lecz była tam zawsze cała, cała czuwająca z wiarą, cała pogrążona w adoracji i cała zdana na Twoje stwórcze działanie”.

„Będę kradła... Dużo rzeczy w Niebie zniknie, bo je wam przyniosę...

Będę małą złodziejką, będę brała wszystko, co mi się będzie podobało” – tak śmiałą deklarację mogła złożyć tylko jedna osoba: „Kwiatuszek” z Lisieux. 24-letnia mniszka zerkając na twarz Jezusa przybitego do krzyża, który trzymała w dłoniach szepnęła: „Mój Boże! Kocham Cię!”. Odeszła wieczorem 30 września 1897 r.

Umierająca 9 lat później jej „koleżanka po karmelitańskim fachu” miała o dwa lata więcej. 8 listopada zawołała: „Idę do Światła, do Miłości, do Życia”, a nazajutrz o świcie zmarła.

17 maja 1925 papież Pius XI ogłaszając Tereskę świętą, nazwał ją „gwiazdą swego pontyfikatu”.

Wynoszący Elżbietę na ołtarze Jan Paweł II powiedział: „Wraz z nią rozbłyska dla nas nowe światło, a w naszym świecie pełnym niepewności i ciemności pojawia się nowy przewodnik: pewny i bezpieczny”.

Święte Siostry, módlcie się za nami!