W górze ktoś go kocha

KAI |

publikacja 09.02.2011 08:51

Robert Kubica uszedł z życiem, „ponieważ tam w górze ktoś go kocha” – tak włoski dziennik „Avvenire” pisze o niedzielnym wypadku polskiego kierowcy. Gdy cztery lata temu Polak wyszedł cało z koszmarnej kraksy w Montrealu – media sugerowały, że ocalił go Jan Paweł II.

W górze ktoś go kocha Morio / CC-SA 3.0 Robert Kubica

„Jedno uderzenie i wesoła niedziela w towarzystwie przyjaciół, by pojechać z piskiem kół w drugorzędnym rajdzie, zamieniła się w dramat” – opisuje „Avvenire” wypadek w rajdzie Ligurii.

Dziennik włoskiego episkopatu przypomina, że rany odniesione przez polskiego kierowcę były tak olbrzymie i ciężkie, że „obawiano się najgorszego”. „Ale może ktoś na górze zdecydował roztoczyć opiekę nad aniołem torów wyścigowych, który już dwa razy ryzykował utratą życia w wypadkach” – czytamy w „Avvenire”.

Gazeta podkreśla, że „Kubica jest wierzący, przylepił imię Jana Pawła II do swego kasku, a jego obrazek nosi zawsze ze sobą, dużo się modli i zawierza się Bogu”.

„Uderzenie w mur małego wiejskiego kościółka na odcinku specjalnym i znalezienie się w szpitalnym łóżku po siedmiogodzinnej operacji ze światełkiem nadziei, to znak, że wiara ta została odpłacona” – podsumowuje organ włoskich biskupów.

Gdy 10 czerwca 2007 roku Kubica niemal bez szwanku wyszedł z groźnie wyglądającego wypadku na torze Formuły 1 w Montrealu, latynoamerykańska agencja informacyjna ACI podała, iż kierowca jest przekonany, że zawdzięcza to Janowi Pawłowi II. Kubica już wtedy nosił na kasku obrazek Papieża i mówił, że uważa się za jego ucznia.

Podczas wyścigu o Grand Prix Kanady sprzed czterech lat, kierujący BMW-Suber polski kierowca wypadł z trasy, uderzył w betonową ścianę z prędkością 230 km/h, przekoziołkował przez tor i zatrzymał się, uderzając o ścianę po drugiej stronie trasy. Z jego bolidu pozostał jedynie kokpit, a urwane części rozsypały się po całym zakręcie. Kubica wyszedł z kraksy bez poważniejszych obrażeń – skręcił jedynie lekko kostkę w nodze.

„Kiedy zobaczyłem w telewizorze, że z samochodu została tylko kapsuła, pomyślałem, że kierowca na pewno nie żyje” – opowiadał lekarz wyścigu, który dyżurował w szpitalu. „Mogę tylko powiedzieć, że to był cud” – dodawał brazylijski kierowca i rywal Kubicy na torze, Felipe Massa.

Na drugi dzień po montrealskim wypadku Polak został wypisany ze szpitala. Rok później na tych samych zawodach odniósł swoje pierwsze i jak na razie jedyne zwycięstwo w wyścigach Formuły 1.

Tym razem rehabilitacja 26-letniego kierowcy potrwa o wiele dłużej. Fani wierzą jednak, że jeżdżący obecnie w teamie Renault Kubica wróci na tor, by ścigać się z najszybszymi kierowcami świata.