Moralność a powietrze

Andrzej Macura

Bezmyślne zatruwanie powietrza to lekkomyślne szafowanie wspólnym dobrem. Niestety, to dziś nie jedyny problem moralny związany z tym żywiołem.

Moralność a powietrze

Co robić, żeby się nie narobić, a zarobić? Moi koledzy z podstawówki mieli świetny pomysł: „bydymy sprzedować luft w biksach”, co się tłumaczy na polski „będziemy sprzedawać powietrze w puszkach”. Dzisiaj, może ze świadomością niewykorzystanej biznesowej szansy, patrzą w sklepach z akcesoriami komputerowymi na małe puszki ze sprężonym powietrzem. Nieodzowne, gdy chce się usunąć paprochy z klawiatury czy innych zakamarków komputera. Ale to nic w porównaniu z biznesem, jaki na powietrzu można zrobić dzięki zespolonym siłom zawziętych ekologów i bezmyślnych urzędników.

Pomysłu na sprzedawanie limitów emisji dwutlenku węgla nie powstydziłby się pewnie niejeden dawny surrealista. Ani to trucizna, ani gaz niepożądany w środowisku (wszak do rozwoju potrzebują go rośliny), a jednak stał się wśród gazów wrogiem publicznym numer jeden. Bo podobno człowiek produkując go w nadmiarze powoduje globalne ocieplenie.

Szczerze mówiąc osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby się nam klimat troszkę ocieplił. Choć mieszkam na stosunkowo ciepłym południu Polski, pięciomiesięczny okres chłodów i słot, zwany zimą trochę mnie męczy. Zwłaszcza że nawet latem bywa czasem bardzo zimno. Na stare lata zdecydowanie bardziej wolałbym coś na kształt łagodnego klimatu śródziemnomorskiego. Gorzej jednak, że wcale nie wiadomo, że klimat zmienia się wskutek działalności człowieka. To tylko słabo udokumentowane przypuszczenie. Tylko w  niektórych kręgach uważane jest za pewnik. No bo jak. Wśród gazów cieplarnianych, niby stojących za globalnym ociepleniem, zdecydowanie pierwsze miejsce zajmuje… para wodna (ponad 90%). Znacznie groźniejszy jest metan. A i sam dwutlenek węgla nie jest produkowany głównie przez spalającego kopaliny człowieka. Jeden wybuch wulkanu uwalnia ogromne jego ilości. Nie mówiąc już o innych naturalnych źródłach. A nikt jakoś nie chce wulkanom zakazywać wybuchać. Nie chce też odizolować od środowiska bagien (produkują metan) czy globalnie ograniczyć parowanie. O co więc chodzi?

Wiadomo, o co chodzi, gdy nie wiadomo, o co chodzi. Warto jednak zauważyć, że limity emisji CO2 to nie tylko problem ekonomiczny. Mogą stać się narzędziem ograniczającym rozwój krajów biednych i konserwować dystans, jaki dzieli je od krajów bogatych. Zwłaszcza że te ostatnie dysponują często nowoczesną, produkującą relatywnie mniej dwutlenku węgla gospodarką (co nie znaczy, że mniej w liczbach bezwzględnych). A najsilniejsze gospodarki – USA czy Chiny – żadnymi limitami się nie przejmują. Ograniczenie rozwoju gospodarczego przekłada się zaś na poziom życia zwyczajnych zjadaczy chleba. Poziom życie to pewnie nie sprawa najważniejsza. Ale już sprawiedliwy podział dóbr ziemskich - jak najbardziej.