Izraelu, gdzie jesteś?

Jacek Dziedzina

GN 13/2022 |

publikacja 31.03.2022 00:00

W Izraelu, podobnie jak w Polsce, ludzie dobrze wiedzą, co oznacza groźba całkowitego zniszczenia narodu i państwa. Dlaczego więc władze izraelskie odmówiły pomocy Ukrainie?

Demonstracja solidarności z Ukrainą przed Knesetem w Jerozolimie. RONEN ZVULUN /Reuters/Forum Demonstracja solidarności z Ukrainą przed Knesetem w Jerozolimie.

Mediować można między państwami, a nie między dobrem a złem. Izrael musi dokonać wyboru, czy popiera Ukrainę, czy Rosję.

To słowa prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z jego przemówienia do Knesetu (izraelskiego parlamentu) w ubiegłym tygodniu. W ten sposób chciał przekonać wyjątkowo bliskich sobie ludzi – sam też jest Żydem – do pomocy Ukrainie w walce z tymi, którzy chcieliby „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”. Prośba nie tylko nie spotkała się z pozytywną odpowiedzią, ale wywołała wręcz oburzenie za nawiązania do Holocaustu.

Względy bezpieczeństwa?

Postawa Izraela wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę rozczarowuje od samego początku. Tamtejsze władze nie zgodziły się na dostarczenie Ukraińcom ani słynnej „żelaznej kopuły”, chroniącej dotąd skutecznie przed atakami rakietowymi ze strony Hamasu, ani oprogramowania szpiegowskiego Pegasus. Oczywiście, do pewnego stopnia można tę postawę zrozumieć. Ostrożność czy raczej otwarta blokada pomocy dla Ukrainy to z jednej strony wynik jeszcze innego rodzaju uzależnienia Izraela od Rosji niż w przypadku Zachodu Europy. Nie chodzi w tym wypadku o surowce, a o bezpieczeństwo. Być może dla kogoś zabrzmi to nieprawdopodobnie – gwarantem bezpieczeństwa Izraela jest przecież od dawna USA, a nie Rosja. Jednak dla każdego, kto śledzi sytuację na Bliskim Wschodzie, jest jasne, że rosyjska polityka bliskowschodnia, zwłaszcza w kontekście irańskim i syryjskim, jest dla Izraela kluczowa w organizacji własnej polityki bezpieczeństwa. Wsparcie, jakiego syryjskiej armii udzielił Putin, wpływa także na jego możliwości oddziaływania na władze w Iranie, sprzymierzone z Damaszkiem. Te zaś od dawna traktowały południe Syrii jako doskonałe miejsce dla działalności Hezbollahu i innych bojówek zagrażających bezpieczeństwu Izraela. I od pewnego czasu rzeczywiście Moskwa wpływała na Teheran, by ten hamował aktywność swoich „podopiecznych” przy granicy z Izraelem. Utrata takiego wsparcia Rosji byłaby dla Izraela z pewnością dużą stratą, a wśród izraelskich elit dominuje przekonanie, że pomoc Ukrainie oznaczałaby taki właśnie scenariusz.

Po czyjej stronie

Po drugie, izraelskie władze konkurują z Turcją o miano ewentualnego gospodarza rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą. Podpisanie traktatu pokojowego w Jerozolimie z pewnością miałoby duże znaczenie prestiżowe dla Izraela i umocniłoby jego pozycję międzynarodową. W takiej sytuacji wydaje się naturalne, że dostarczenie pomocy jednej stronie konfliktu mogłoby zostać uznane przez Rosję za naruszenie oczekiwanej „neutralności” potencjalnego gospodarza rozmów pokojowych. Ten argument jest jednak najsłabszy. Po pierwsze, nie ma żadnej pewności, że Rosja na pewno zgodzi się na pokój z Ukrainą zawarty w Izraelu. Po drugie, świat cywilizowany powinien trzymać kciuki (a kto wierzy, o to się modlić), by to nie Rosja dyktowała warunki, gdzie i w jakich okolicznościach zostanie zawarte porozumienie. Celem cywilizowanego świata, w tym również Izraela, powinno być doprowadzenie do takiej sytuacji, w której Rosja nie będzie miała nic do powiedzenia, a jej władze – oby już nie sam Putin – będą błagały o minimalne przynajmniej gwarancje przetrwania. Tymczasem cała ta dyplomatyczna gra wokół Rosji jest ciągle obliczona na scenariusz, w którym to Moskwa będzie rozdawać karty.

Przede wszystkim jednak kto jak kto, ale Izrael powinien to dobrze rozumieć, że są takie wojny i takie akty barbarzyństwa państwowego, w których brak wsparcia dla ofiary jest realnym wsparciem agresora. Owszem, są i takie wojny, w których neutralność państw trzecich jest tylko „wstrzymaniem się od głosu”. Ale to z pewnością nie jest ten przypadek. Dlatego słowa Zełenskiego, że Izrael musi dokonać wyboru, tak jak w czasie II wojny światowej trzeba było dokonać wyboru, czy ratować Żydów, nie są żadnym nadużyciem.

Rozdarcie i wybór

Izrael stoi w pewnym rozkroku czy może rozdarciu także ze względu na strukturę społeczną. Ogromną część izraelskiego społeczeństwa stanowią przecież Żydzi, którzy wyemigrowali z dawnego ZSRR, w tym z Rosji i Ukrainy. W sumie może to być ponad milion obywateli, przy czym ukraińskich i rosyjskich Żydów jest mniej więcej podobna liczba. Nie jest też tajemnicą, że lobby prorosyjskie w izraelskim biznesie, wojsku i polityce jest znaczącą siłą. Z drugiej jednak strony jest pewnym mitem, że wszyscy rosyjscy Żydzi w Izraelu stoją po stronie Putina w tym konflikcie. To jest bardzo zróżnicowana społeczność, w której zdecydowana mniejszość popiera agresywną politykę Rosji. Owszem, zdarzają się skrajni politycy, dla których roszczenia Putina wobec Ukrainy służą do uzasadnienia własnej polityki wysiedlania Palestyńczyków np. z Zachodniego Brzegu (ostatnio jeden z wysoko postawionych wojskowych pozwolił sobie nawet na nazwanie Kijowa drugim Hebronem).

Na tym tle wyjątkowo przyzwoicie zachowuje się szef izraelskiej dyplomacji. Jair Lapid wyraźnie potępił agresję rosyjską, czego nie zrobił już premier Naftali Bennett. To też dowód na to, że elity polityczne Izraela są rozdarte – nie chcą zrywać relacji z Moskwą, ale łączy je też bardzo dużo, choćby przez ukraińskich Żydów, z Kijowem. Dlatego słowa Zełenskiego o konieczności dokonania wyboru są tak mocne – to jest realny wybór. I może się okazać, że za zwlekanie z jego dokonaniem Izrael będzie musiał zapłacić wyższą cenę, niż gdyby opowiedział się wyraźnie przeciwko agresorowi i wsparł militarnie ofiarę.

Holocaust zastrzeżony

„Rosjanie posługują się terminologią partii nazistowskiej, chcą wszystko zniszczyć. Naziści nazwali to »ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej«. Teraz na Kremlu otwarcie mówią o ostatecznym rozwiązaniu kwestii ukraińskiej” – mówił Zełenski w wideoprzemówieniu do Knesetu. I dalej: „Ukraina dokonała wyboru 80 lat temu i mamy Sprawiedliwych, którzy ukrywali Żydów; nadszedł czas, by i Izrael dokonał wyboru. Obojętność zabija, kalkulacja zabija (…). Wszyscy wiedzą, że izraelskie systemy obrony antyrakietowej są najlepsze na świecie. Moglibyście nam pomóc, pomóc chronić Ukraińców, a także ukraińskich Żydów. Możemy pytać, czemu nie sprzedacie nam broni, czemu nie nałożycie potężnych sankcji na Rosję, czemu nie wywrzecie presji na rosyjski biznes. Tak czy inaczej, wybór należy do was, bracia i siostry, a odpowiedź obciąża wasze sumienia. I to wy musicie z nią żyć” – mówił w jak zwykle świetnym przemówieniu Zełenski. No właśnie – świetnym, a zarazem jest wątpliwość, czy na pewno dobrze przemyślanym i tym samym skutecznym. Bo nic tak nie irytuje izraelskiej opinii publicznej, jak jakiekolwiek porównania do Holocaustu. „Podziwiam prezydenta Ukrainy i wspieram naród ukraiński całym sercem, ale porównanie do okropności Holocaustu i ostatecznego rozwiązania jest oburzające” – napisał na Twitterze minister komunikacji Joaz Hendel. W podobnym tonie zareagowała izraelska prasa.

„Słabsze” ludobójstwo?

Z jednej strony to zrozumiała reakcja. Holocaust był rzeczywiście czymś wyjątkowym w historii ludzkości; był zaplanowanym, realizowanym z „przemysłową precyzją” projektem eksterminacji całego narodu. Skala tego ludobójstwa również była nieporównywalna – zamordowanych zostało kilka milionów Żydów. Tyle że – zaczynając od końca – to akurat może być najsłabszy argument w krytyce wystąpienia Zełenskiego. Bo prezydent Ukrainy mógłby łatwo odpowiedzieć: jeśli nam nie pomożecie, tyle samo Ukraińców może zginąć. Pozostaje jeszcze argument zaplanowanej eksterminacji narodu żydowskiego jako takiego. Putin oczywiście niczego takiego nie zadeklarował wobec Ukraińców, wystarczy mu „tylko” podbicie „bratniego narodu”, czyli zmuszenie go do jedności z Rosjanami.

Tylko czy te różnice naprawdę mają znaczenie dla uciekających przed bombami i pociskami mieszkańców Charkowa, Mariupola, Kijowa? Czy dziejące się już teraz ludobójstwo i groźba jego eskalacji w razie wygranej Rosji jest czymś mniej ważnym niż wrażliwość Żydów na porównania do jednak minionej, na szczęście, epoki? Z przemówienia Zełenskiego trzeba przecież wyłowić również tę gorzką prawdę: Holocaust być może byłby do uniknięcia, gdyby państwa zachodnie w porę zareagowały, gdyby od razu dały wiarę doniesieniom o obozach śmierci. W Izraelu powinni to dobrze rozumieć. Zamiast obrażać się za „naruszenie pamięci Holocaustu”, lepiej działać. Wybór może być tylko jeden.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.