EuropejcZycy

Jakub Jałowiczor

GN 18/2022 |

publikacja 05.05.2022 00:00

Potępiam wojnę, dlatego protestuję przeciwko pomaganiu Ukrainie – polityków i intelektualistów rozumujących w ten sposób można znaleźć w wielu krajach Europy.

Thierry Baudet. Jan Graczynski /East News Thierry Baudet.

Dobrego Święta WyZwolenia – napisał na Twitterze Vito Petrocelli, szef komisji spraw zagranicznych włoskiego Senatu, członek Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S), składając rodakom życzenia z okazji przypadającego 25 kwietnia święta zakończenia II wojny światowej we Włoszech. Otwarte poparcie dla wojny na Ukrainie (litera „z”, którą podkreślił w słowie liberazione, to symbol zwolenników Władimira Putina) i łączenie rosyjskiej inwazji ze świętem wyzwolenia Włoch od faszyzmu sprawiły, że M5S natychmiast usunęło Petrocellego ze swoich szeregów. Gdyby jednak chciało się pozbyć wszystkich członków powtarzających tezy rosyjskiej propagandy, jego klub parlamentarny opustoszałby.

Oddajcie parę regionów

W Europie niewiele jest osób popierających Władimira Putina tak jawnie jak Vito Petrocelli. Nie brak jednak takich, którzy werbalnie potępiają wojnę i prezydenta Rosji, ale jednocześnie protestują przeciwko konkretnym decyzjom wspierającym Ukraińców. Ugrupowanie Petrocellego patrzy niechętnym okiem na wysyłanie na Ukrainę jakiegokolwiek sprzętu, łącznie z tym, który nie służy do zabijania. Gdy pod koniec marca zapowiedziano, że prezydent zaatakowanego kraju Wołodymyr Zełeński wygłosi przemówienie we włoskim parlamencie, deputowany Ruchu Nicola Grimaldi zaproponował, żeby potem wystąpił Putin. Grimaldi dodał, że jego pomysł popierają dwaj inni deputowani, Davide Serritella i Gabriele Lorenzoni (Serritella tłumaczył później, że chodziło mu o to, by wywrzeć nacisk na Rosję). Senator M5S Gianluca Ferrara mówił z kolei, że Putin jest „zwierzęciem”, w związku z czym nie wolno go prowokować wysyłaniem sprzętu na Ukrainę, za to należałoby oddać mu „parę regionów” Ukrainy, żeby się uspokoił. Ferrarę poparł partyjny kolega Alberto Airola. Postawa polityków M5S może dziwić, jeśli zestawić ją z niegdysiejszym zachowaniem twórcy partii, Bepe Grilla. Gdy w 2006 r. (czyli na 3 lata przed założeniem Ruchu) w Rosji zamordowano opozycyjną dziennikarkę Annę Politkowską, Grillo mocno krytykował Putina jako byłego kagiebistę. Jednak w 2016 r. Manlio Di Stefano z M5S gościł na kongresie Putinowskiej partii Jedna Rosja. W swoim przemówieniu opowiedział się za bliższymi kontaktami w dziedzinie bezpieczeństwa między Włochami a Rosją. W 2018 r. Di Stefano uzyskał stanowisko w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Bepe Grillo, który nie jest już szefem partii, jak dotąd nie komentuje wojny na Ukrainie.

Ruch Pięciu Gwiazd współtworzy koalicję rządzącą Włochami. Drugi z koalicjantów, lewicowa Parta Demokratyczna, opowiada się dziś po stronie Ukrainy. Jednak w 2015 r. należący do niej ówczesny premier Matteo Renzi odwiedził Moskwę, przełamując w ten sposób izolację Władimira Putina, w jakiej ten znalazł się po aneksji Krymu. Wizyta miała miejsce kilka dni po zamordowaniu opozycyjnego działacza Borisa Niemcowa. W późniejszych latach Renzi założył niewielką partię Italia Viva i poparł rząd współtworzony przez Ruch Pięciu Gwiazd. Wycofał poparcie w 2021 r. i niedługo potem został zatrudniony w zarządzie rosyjskiej firmy Delimobil zajmującej się wynajmem samochodów. Był w tym czasie senatorem. Rozstał się z Delimobilem po ataku Rosji na Ukrainę.

Lista włoskich polityków wspierających w jakiś sposób politykę Władimira Putina jest dłuższa. Z sympatii do Rosji słynie będąca w opozycji Liga (dawna Liga Północna). Z kolei deputowany Matteo Dall’Osso z kierowanej przez Silvio Berlusconiego partii Forza Italia protestował przeciwko wydaleniu z Włoch rosyjskich dyplomatów podejrzanych o szpiegostwo.

Były premier sobie dorabia

– Jean-Luc Mélenchon nigdy nie był przyjacielem Putina, ale Francja musi być niezależna – mówił na początku kwietnia David Guiraud, rzecznik lewicowej partii Francja Zbuntowana. W związku z tym, zdaniem Guirauda, z Rosją trzeba rozmawiać, bo po upadku Związku Sowieckiego „kwestia granic nie została nigdy rozwiązana”. Szef Francji Zbuntowanej Jean-Luc Mélenchon uzyskał 20 proc. głosów w niedawnych wyborach prezydenckich. Weteran partii komunistycznych, trockistowskich i socjalistycznych od dawna jest zwolennikiem wyjścia Francji z NATO. Po wybuchu wojny opowiedział się przeciwko wysyłaniu broni Ukraińcom i wykluczaniu rosyjskich banków z systemu Swift. Hasła Mélenchona mogły padać na podatny grunt, bo jak wykazał sondaż z końca marca, ponad 50 proc. Francuzów akceptuje przynajmniej jedną z tez rosyjskiej propagandy na temat wojny. Przekaz o operacji przeciwko nazistom trafia, jak się okazuje, do francuskich lewicowców. Szczególnie podatni na manipulację są młodzi ludzie czerpiący wiedzę o świecie z mediów społecznościowych.

Kandydaci, którzy wyprzedzili Mélenchona w wyborach, czyli Marine Le Pen i Emmanuel Macron nie głosili w kampanii jawnie prorosyjskich tez. Nawet Le Pen, której Front Narodowy korzystał z rosyjskich kredytów, teraz stwierdziła, że za współpracą z Moskwą opowiadała się w innych czasach. Trudno też jednak uznać postawę francuskich elit za szczególnie antyrosyjską. Z jednej strony Francja uczestniczy w przekazywaniu Ukrainie sprzętu, z drugiej – firmy z tego kraju nadal robią interesy w Rosji (dla koncernu Renault kraj nad Wołgą to drugi rynek zbytu). Były premier François Fillon w chwili wybuchu wojny był jeszcze na liście płac jednej z rosyjskich firm i bardzo niechętnie ją opuścił. Posadę na wschodzie miał też były prezydent Nicolas Sarkozy.

Porządek z udziałem Rosji

Na początku kwietnia Ukraina wydaliła holenderskiego korespondenta wojennego Roberta Dulmersa. Powodem miała być jego bliska znajomość z Thierrym Baudetem, politykiem Forum na rzecz Demokracji. Baudet w mediach społecznościowych często oskarża ukraińskich żołnierzy o popełnianie zbrodni, wykazuje zrozumienie dla Władimira Putina i nigdy nie potępił rosyjskiej inwazji. Przekonywał, że winę za wybuch wojny ponosi Zachód i opowiadał się przeciwko sankcjom.

Prorosyjskie sympatie Baudeta nie są nowością. Gdy w 2016 r. w Holandii odbywało się referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską, polityk i jego partia optowali za głosowaniem przeciwko integracji. Jeden ze znanych zwolenników głosowania na „nie”, historyk z Uniwersytetu w Utrechcie prof. Arjan van Dixhoorn, przekonywał wtedy, że tak naprawdę nie chodzi o Ukrainę, ale o osłabienie integracji europejskiej. Jednocześnie van Dixhoorn twierdził, że zajmując Krym, Rosja pomogła miejscowej ludności.

Z kolei w Niemczech pod koniec kwietnia grupa intelektualistów i byłych polityków napisała list otwarty do kanclerza Olafa Scholza. Pismo zawierało wyrazy potępienia dla działań Rosji i troski o los Ukraińców. Jednocześnie autorzy apelowali, by Niemcy nie wysyłały broni na Ukrainę. Przekonywali, że ukraińska armia i tak przegra, więc lepiej nie bronić Kijowa czy Charkowa, dzięki czemu będzie mniej strat. Sugerowali też, że Ukraina powinna uznać stratę Krymu i Donbasu, a na koniec listu wprost zaproponowali „nową europejską i światową architekturę pokoju z udziałem Rosji i Chin”. Pod listem podpisali się m.in. Hans Christoph Graf von Sponeck, były zastępca sekretarza generalnego ONZ, Antje Vollmer, była wiceprzewodnicząca Bundestagu z partii Zieloni, Ruth Misselwitz, protestancka teolog i działaczka pacyfistyczna, oraz pisarka i dziennikarka Daniela Dahn należąca do niemieckiego PEN Clubu. List powstał na krótko przed zaplanowanym w parlamencie głosowaniem w sprawie ewentualnego wysłania na Ukrainę ciężkiej broni. Ostatecznie Bundestag poparł przekazanie sprzętu przy 100 głosach sprzeciwu.

Do końca na stanowisku

Niemcy od początku konfliktu zachowywały się niejednoznacznie. Władze nie chciały wysyłać Ukrainie sprzętu. Jeśli już to robiły, na wschód trafiała broń pamiętająca czasy NRD. Także ciężki sprzęt, o którym debatowano, ma swoje lata – według medialnych doniesień przekazane mają być m.in. czołgi Leopard w starej wersji i wiekowe działa przeciwlotnicze Gepard. Jednocześnie mało polityków przyznaje się do popierania Rosji. Argumentem przeciwko wsparciu Ukrainy jest raczej to, że Niemcy nie powinny być stroną wojny. Tak wypowiadał się m.in. gen. Erich Vad, w czasach Angeli Merkel doradca kanclerza ds. bezpieczeństwa. Wyjątkiem jest były kanclerz Schröder, od lat zatrudniany przez firmy znad Wołgi i jawnie sympatyzujący z Władimirem Putinem. Obok niego na rosyjskiej liście płac są – oprócz polityków włoskich i francuskich – byli szefowie rządów Austrii: Christian Kern i Finlandii: Esko Aho. Wszyscy oni po inwazji rozstali się z posadami (niekiedy do tego zmuszeni). Z pracy na wschodzie nie zrezygnował jednak były austriacki kanclerz Wolfgang Schüssel, podobnie jak była minister spraw zagranicznych tego kraju Karin Kneissl. Tak samo jak oni zachował się Gerhard Schröder. W dodatku były kanclerz Niemiec w wywiadzie udzielonym dziennikowi „The New York Times” prawie dwa miesiące po rozpoczęciu wojny, a więc po ujawnieniu zbrodni w Buczy, stwierdził: „Kiedy ta wojna się skończy, wrócimy do handlowania z Rosją. Zawsze tak robimy”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.