Kraina zielonej łagodności

Szymon Babuchowski

GN 26/2022 |

publikacja 30.06.2022 00:00

Kociewski krajobraz zawiera w sobie to wszystko, co jest odpoczynkiem dla oczu umęczonych pędem wielkomiejskiego życia: lasy, jeziora, rzeki, pola i łąki.

W Owidzu znajduje się rekonstrukcja XI-wiecznego grodu. ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ W Owidzu znajduje się rekonstrukcja XI-wiecznego grodu.

Kociewie? A gdzie to jest? – pytali mnie znajomi, gdy oznajmiłem im, jaki będzie cel mojej najbliższej wyprawy. Dziś najchętniej odpowiedziałbym im słowami kociewskiego hymnu, autorstwa ks. Bernarda Sychty: „Pytasz sia dzie Kociewiaki/ Majó swoje dómy,/ Swe pachnónce chlebam pola,/ Swoje sochy, bróny?/ Dzie Wierzyca, Wda/ Przy śrebrnym fal śpsiewie/ Niesó woda w dal,/ Tam nasze Kociewie”. Te właśnie słowa wyśpiewali nam na pożegnanie, trzymając się za ręce, młodzi artyści z zespołu Lubichowskie Kociewiaki, ubrani w ludowe stroje, których dominujące barwy – czerwień i błękit – przywodzą na myśl maki i chabry z tutejszych łąk.

Tajemnicza nazwa

Do łagodnych krajobrazów tej krainy Pomorza Gdańskiego, położonej na zachodnim brzegu Wisły, w dorzeczu wspomnianych w piosence Wdy i Wierzycy, chce się wracać. Kociewie zawiera bowiem w sobie to wszystko, co jest odpoczynkiem dla oczu umęczonych pędem wielkomiejskiego życia: lasy (spora część Borów Tucholskich), jeziora, rzeki, pola i łąki. Mniej oblegane przez turystów i mniej pofałdowane niż sąsiednie Kaszuby, miejsce to ma sporo do zaoferowania osobom chcącym odpocząć od codziennego zgiełku. Odetchnąć można np. podczas spaceru po imponującym ogrodzie dendrologicznym Arboretum Wirty albo w trakcie kajakowego spływu którąś z tutejszych rzek, wijących się leniwie malowniczymi zakolami. – Zarówno Wda, jak i Wierzyca są na tyle spokojne, że nawet początkujący kajakarze powinni sobie tutaj poradzić – przekonuje Marcin Czecholiński. Nasz przewodnik jest sołtysem Lubichowa, wsi położonej w samym sercu tego pięknego regionu, na pomorskim odcinku szlaku św. Jakuba. Tutejszy kościół, pod wezwaniem św. Jakuba Starszego, choć stosunkowo nowy, bo z 1927 roku, zawiera w sobie sporo skarbów. Są wśród nich srebrny pacyfikał z relikwiami pochodzącymi z grobu apostoła w Santiago de Compostela, gotycki kielich sprzed 1586 roku i XIV-wieczna figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem, będąca jednym z dowodów długiego trwania kultu maryjnego na tych terenach. To właśnie z Lubichowa wyruszamy, by przyjrzeć się uważnie Kociewiu.

Skąd się wzięła nazwa Kociewie? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, zwłaszcza że pierwszy znany zapis tego słowa pochodzi dopiero z 1807 roku. Właśnie z czasów kampanii wojsk francusko-polskich, walczących m.in. o odebranie Prusakom tutejszych ziem, zachował się ważny dla Kociewiaków meldunek podpułkownika Hurtiga. Oficer raportował generałowi Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu, że wysyła patrol „ku Gociewiu” (od niedawna na pamiątkę tego wydarzenia obchodzi się 10 lutego Światowy Dzień Kociewia). – Z tego powodu niektórzy kojarzą nazwę regionu z Gotami. Inni wywodzą ją od kotła czy też kotliny, albo od rośliny kocanki – opowiada Mieczysław Cichon, regionalista i dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej im. Andrzeja Grubby w Zelgoszczy.

U Królowej Pomorza

Choć stolicą Kociewia jest Starogard Gdański, to za duchową stolicę regionu uważa się Pelplin, z potężną, budowaną od XIV wieku przez cystersów gotycką katedrą. Nie bez powodu wybitny znawca sztuki kościelnej ks. prof. Janusz Stanisław Pasierb mówił o niej, że jest najpiękniejsza w Europie. Pelplin szczyci się też m.in. słynnym egzemplarzem Biblii Gutenberga, z charakterystyczną plamką tuszu na jednej z kart, pozwalającą zrozumieć mechanizm działania ruchomej czcionki. A dziś to niewielkie miasto przyciąga także pięknie odnowionym zespołem pałacowo-parkowym. Warto przejść się po parkowych alejach zaraz po zwiedzaniu katedry, zwłaszcza że są położone tuż obok.

Z kolei ci, którzy chcą zobaczyć najstarsze sanktuarium maryjne na Pomorzu, powinni udać się do Piaseczna, które dzięki licznym łaskom i cudom od ponad sześciuset lat przyciąga po kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów rocznie. Po drodze koniecznie trzeba zahaczyć o Gniew, by odwiedzić imponujący pokrzyżacki zamek i spod Pałacu Marysieńki, zamienionego na hotel, podziwiać rozległą panoramę, obejmującą nie tylko fragment Kociewia, lecz także krainy geograficzne położone już po drugiej stronie Wisły. – Nadwiślańska część Kociewia, w przeciwieństwie do innych jego fragmentów, charakteryzuje się bardzo żyznymi glebami, bo Wisła naniosła tu wiele organicznych związków – podkreśla Marcin Czecholiński.

W Piasecznie przyglądamy się uważnie figurze Matki Boskiej. Jej uśmiechnięta twarz, otoczona bujnymi lokami, została wyrzeźbiona w XIV wieku. Tradycja mówi, że rzeźba upamiętnia fakt ukazania się Matki Bożej sparaliżowanemu synowi smolarza, odpoczywającemu pod lipą na skraju wsi. Piękna Pani kazała chłopcu wówczas napić się źródlanej wody. To przywróciło mu zdrowie. Dziś przy owym źródełku znajduje się ołtarz polowy, przy którym gromadzą się pielgrzymujący do Królowej Pomorza i Matki Jedności. Najwięcej przybywa ich we wrześniu, na odpust w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

Piaseczno znane jest też z tego, że to właśnie tu w 1862 roku powstało pierwsze na ziemiach polskich Kółko Rolnicze. Z tego powodu przy tutejszej szkole podstawowej działa filia Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie. Jego zbiory wykraczają jednak daleko poza to, co sugerowałaby nazwa. Oprócz licznych narzędzi gospodarczych, o których przeznaczeniu w większości nie mieliśmy pojęcia, a o których z pasją opowiada kustosz muzeum Marek Lidzbarski, znajdziemy tu m.in. wiekowe meble, obrazy czy pokaźną kolekcję dewocjonaliów. Ocalił je od zniszczenia kustosz, bo – jak sam mówi – „ma bzika na ich punkcie”.

Psiankne Kociewie

Ludzi, którzy z pasją ocalają dorobek kociewskiej kultury, spotkaliśmy zresztą wielu w trakcie naszej wyprawy. Jest wśród nich Barbara Dittmer, sołtys Ocypla, która w budynku dawnej szkoły urządziła Izbę Regionalną. Pieczołowicie gromadzone eksponaty opowiadają o różnych zajęciach Kociewiaków: rolnictwie, leśnictwie, łowiectwie, rybactwie czy turystyce. Tradycje pielęgnują liczne na tych terenach koła gospodyń wiejskich – jedno z nich, Wilczanki z Wilczych Błot, ugościło nas regionalnymi przysmakami: pysznym szandarem (babka ziemniaczana na słono z kawałkami boczku), sznekami z glancem (rewelacyjne jagodzianki polane lukrem) czy ruchankami, które okazały się kociewską wersją racuchów.

Wraz ze smakami podziwialiśmy też piękno kociewskiej mowy, wbrew obiegowym opiniom mocno różniącej się od tej, którą posługują się mieszkańcy Kaszub. – Gdybym wybrał się na targ z szybko mówiącym Kaszubem, to on by mnie sprzedał, a ja bym mu jeszcze przyklasnął – śmieje się Franciszek Lewicki, kierownik Gminnego Ośrodka Kultury w Lubichowie. Z gwarami kociewskimi, należącymi do dialektu wielkopolskiego, jest inaczej: choć znajdziemy w tej mowie sporo germanizmów, okazuje się ona całkiem zrozumiała dla przeciętnego Polaka. Nawet wtedy, gdy Kociewiak powie, że jego region jest „psiankny” albo że on sam właśnie „psije psiwo”.

Gwarę tę ocala od zapomnienia m.in. Bogumiła Fiałkowska, od ponad 30 lat prowadząca społecznie wspomnianych Lubichowskich Kociewiaków. Nie tylko wyszukuje dla nich teksty lokalnych autorów, takich jak np. Antoni Górski czy Bernard Janowicz, ale układa też własne. – Skoro mają być śpiewane czy mówione przez dzieci, to muszą być dostosowane do ich wieku. Często trzeba je także uaktualnić. Większość dzieci na co dzień nie mówi gwarą, więc zwykle najpierw czytam im tekst, potem o nim rozmawiamy, tłumaczymy to, co niejasne, a następnie po kawałeczku się go uczymy – opowiada szefowa zespołu. Efektem tej pracy jest chociażby niedawne wyróżnienie w konkursie „Jawor – u źródeł kultury”, organizowanym przez Radio Gdańsk. Ale i to, co mieliśmy okazję usłyszeć podczas naszej wizyty w Gminnym Ośrodku Kultury w Lubichowie, przekonuje, że pani Bogumiła zaraziła pasją swoich podopiecznych. Mówią i śpiewają po kociewsku tak, jakby był to ich język codzienny. Gdybyśmy pobyli tu dłużej, też byśmy pewnie tak śpiewali. Bo Kociewie je psiankne!•

Ruchanki

5 dag drożdży wymieszać z cukrem i 3 łyżkami ciepłego mleka. Odstawić do wyrośnięcia. 2 szklanki mleka (może być pół na pół ze śmietaną) wlać do miski, podgrzać i wsypać paczkę cukru waniliowego oraz 1/2 łyżeczki soli. Dodać 50 dag mąki, wymieszać drewnianą łyżką. Ciągle mieszając, dodać 3 jaja i roztopioną połowę kostki masła. 2 jabłka obrać, pokroić w kostkę i połączyć z ciastem. Wlać wyrośnięte drożdże i wymieszać całość. Przykryte ciasto odstawić do wyrośnięcia. Nakładać łyżką małymi porcjami na patelnię z rozgrzanym olejem. Smażyć z obu stron. Na koniec posypać cukrem pudrem.

Parzybrod

1 kg żeberek lub korpusów drobiowych zalać wodą, osolić, zagotować. Zebrać szumowiny i dodać pokrojony w kostkę 1 kg białej kapusty, 2 marchwie, 1 liść selera i pietruszki. Gdy mięso będzie miękkie, dodać 1/2 kg ziemniaków obranych i pokrojonych w drobną kostkę. Doprawić pieprzem, majerankiem i gotować do miękkości.

Szandar

Obrać i zetrzeć na tarce 3 kg ziemniaków i 1 cebulę. Wymieszać je z 2 łyżkami mąki, jajkiem, łyżką soli i łyżeczką pieprzu mielonego. 1 kg boczku pokroić w kostkę, podsmażyć na patelni i wszystko razem wymieszać. 1/2 kg boczku pokroić w cienkie plastry, powykładać na górę ciasta. Piec ok. 2 godzin w temperaturze 175 stopni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.