publikacja 07.07.2022 00:00
Nie ma powodu, by izraelska młodzież przyjeżdżała do Polski z obstawą uzbrojonych agentów służb specjalnych Izraela. Nie ma też powodu, by młodzi Żydzi „poznawali” Polskę wyłącznie przez pryzmat niemieckich obozów śmierci.
henryk przondziono /foto gość
W połowie czerwca Ministerstwo Edukacji Izraela poinformowało o odwołaniu wyjazdów edukacyjnych do Polski dla uczniów szkół średnich. Powód? Izraelski portal „The Times of Israel” podał, że władze polskie odmówiły zgody na to, by agenci Szin Bet, czyli izraelskich służb specjalnych, odpowiedzialnych za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne, ochraniający wycieczki mogli nosić broń na terytorium Polski. Dotąd – jakimś cudem – strona polska zgadzała się na ten absurd. I choć nikt sobie nie wyobrażał, by Polacy w Izraelu przemieszczali się z obstawą uzbrojonych polskich służb specjalnych, to strona izraelska przez lata cieszyła się takim przywilejem w Polsce. Przywilejem mocno szkodliwym dla wizerunku Polski, bo utwierdzającym przedziwny, ale żywy w Izraelu stereotyp, że Polska jest dla Żydów krajem niebezpiecznym.
Ponieważ jednak tym razem strona polska postawiła sprawę jasno, izraelskie władze uznały, że „są zmuszone” odwołać wyjazdy młodzieży. Trzeba przyznać, że Polska wykorzystała okazję, jaką była dwuletnia przerwa w tych wycieczkach, spowodowana pandemią. W gruncie rzeczy jednak zrobienie porządku z uzbrojoną ochroną to tylko część problemu.
Spalona ziemia Polin
Jeszcze w grudniu ubiegłego roku strona polska zaproponowała stronie izraelskiej, by wspólnie przedyskutować reformę samej formuły tych wyjazdów, tak by zmienić nieco ich scenariusz. Dotąd głównym ich celem był oczywiście dawny niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz. I trudno, rzecz jasna, by centralne miejsce Zagłady narodu żydowskiego nie znajdowało się na trasie takich wyjazdów. Problem w tym, że w świadomości wielu przyjeżdżających do Polski młodych Izraelczyków pozostawał obraz naszego kraju ukształtowany przez spotkanie tylko z tym strasznym miejscem, stworzonym przecież nie przez Polaków, ale przez nazistowskich wrogów i polskiego, i żydowskiego narodu. A ponieważ każdego roku na takie wycieczki przyjeżdżało ok. 40 tys. młodych Izraelczyków i był on uznawany przez wszystkie rządy izraelskie za „krok milowy w edukacji”, można sobie wyobrazić, z jakim wyobrażeniem o Polsce dorastają ci młodzi, z których część będzie tworzyć kolejne elity i kolejne izraelskie rządy.
I w ocenie tej sytuacji powinna chyba w Polsce panować zgoda ponad podziałami. Nawet prof. Jan Hartman, etyk nie kryjący krytycznego stosunku do obecnego polskiego rządu, w tygodniku „Polityka” napisał: „Pomimo wielu starań i apeli wycieczki organizowane przez Ministerstwo Edukacji Izraela wyglądają w oczach uczestników jak objazd po spalonej ziemi, zamieszkałej przez wrogów narodu żydowskiego. Młodzież wożona jest wyłącznie po miejscach związanych z Zagładą, do czego czasami dochodzi jeszcze Kraków albo Warszawa. I choć młodzi ludzie widzą wokół siebie piękne miasta i przyjazny świat, pełen turystów i tak samo bezpieczny jak Tel Awiw, są od niego odizolowani, a to, czego słuchają na temat Polaków, rażąco kontrastuje z tym, co ich otacza”.
Brak dialogu
Niestety, wygląda na to, że po stronie izraelskiej znowu nie mamy partnera do spokojnej rozmowy. Powodem jest wyraźnie antypolskie nastawienie obecnej ekipy rządzącej. Jair Lapid, który 1 lipca objął funkcję premiera, nigdy nie przebiera w słowach, gdy mówi o Polsce. Tym razem stwierdził wprost, że Polska „zabroniła izraelskim delegacjom uczyć o roli polskich obywateli w kolaboracji z nazistami w czasie Holokaustu”. – Nie mogą [Polacy] nam mówić, czego mamy uczyć izraelskie dzieci” – grzmiał jeszcze w czerwcu. Niestety, ale w najbliższym czasie podobnych absurdalnych wypowiedzi będzie więcej – koalicja w Izraelu właśnie się rozpadła i kraj czekają kolejne w ciągu krótkiego czasu wybory. A to zawsze oznacza antypolskie wzmożenie wśród licytujących się na „patriotyzm” izraelskich partii prawicowych. Próbowaliśmy porozmawiać o tym z nowym ambasadorem Izraela w Polsce, Jakowem Liwne, którego przyjazne wypowiedzi o Polakach kontrastują z pełnymi jadu wystąpieniami jego izraelskich kolegów. Niestety, na razie pan Liwne jest formalnie tylko nominowany na ambasadora i nie może udzielać wywiadów oficjalnie jako ambasador (może to nastąpić dopiero po złożeniu listów uwierzytelniających na ręce polskiego prezydenta, wtedy też obiecujemy wrócić do tematu rozmowy).
Dyplomacja i konkrety
Z kolei od służb prasowych polskiego MSZ uzyskaliśmy odpowiedź na nasze pytania o to, co dalej z tym fantem robić: „Polska dąży do przyjaznych i zrównoważonych relacji z Izraelem, którego uznaje za ważnego i sprawdzonego partnera na Bliskim Wschodzie. Opowiadamy się za rozszerzeniem i wzbogaceniem dotychczasowej formuły przyjazdów edukacyjnych młodzieży izraelskiej do Polski. Pracujemy nad nowymi ramami prawnymi dla tych przyjazdów, zależy nam na zwiększeniu udziału strony polskiej, zarówno w procesie przygotowania grup do wyjazdów, jak i podczas zwiedzania miejsc pamięci, a także pogłębiania ich wiedzy nt. bogatej historii relacji polsko-żydowskich i żydowskiego dziedzictwa w Polsce oraz na zapewnieniu spotkań i integracji młodych ludzi z Polski i Izraela. Intencją strony polskiej nie jest blokowanie możliwości przyjazdu do Polski młodzieży izraelskiej (ani jakiejkolwiek innej posiadającej żydowskie korzenie), ale nadanie tym wizytom innej, dostosowanej do obecnych czasów formuły”.
Oczywiście, odpowiedź mocno dyplomatyczna, ale też ustawiająca jasno pozycję negocjacyjną Polski w tej sprawie. Można by językiem już niekoniecznie dyplomatycznym dodać, że odwołanie wycieczek młodzieży izraelskiej do Polski może paradoksalnie pomóc relacjom między naszymi państwami. Pod warunkiem, że wznowienie wyjazdów wykluczy obecność uzbrojonych agentów służb izraelskich, a program będzie bogatszy niż tylko zwiedzanie niemieckich obozów śmierci.
Auschwitz plus syjoniści
A pomysłów na alternatywne programy wycieczek jest całe mnóstwo. Czy ktoś z młodych Izraelczyków słyszał o 12 ojcach założycielach współczesnego Państwa Izrael, urodzonych, wychowanych lub przez jakiś czas mieszkających na ziemiach polskich? Nawet nie wszyscy mieszkańcy Płońska wiedzieli, że tu urodził się Dawid Ben Gurion, późniejszy pierwszy premier państwa żydowskiego. Z Ełkiem był związany Dawid Gordon, który tutaj tworzył podwaliny odrodzonego języka hebrajskiego w pierwszym na świecie hebrajskojęzycznym tygodniku promującym idee syjonistyczne. Z kolei Toruń to miejsce, w którym tworzył rabin Cwi Hirsz Kaliszer, ojciec syjonizmu religijnego, który – obok syjonizmu świeckiego – do dziś jest jednym z głównych nurtów w Izraelu. Popiersie rabina znajduje się ledwo 20 metrów od pomnika Mikołaja Kopernika, więc to również mógłby być ważny punkt izraelskich pielgrzymek do Polski. Projekt, który promuje właśnie te miejsca, jest autorstwa dwóch zapaleńców: Jarosława Kociszewskiego, wieloletniego korespondenta polskich mediów na Bliskim Wschodzie, oraz Philipa Earla Steele’a, znanego czytelnikom GN amerykańskiego historyka mieszkającego w Polsce. To jego tekst w prestiżowym „Israel Journal of Foreign Affairs” trzy lata temu otworzył temat, żywo dyskutowany nawet w samym Izraelu. Można by powiedzieć, że władze izraelskie mają „gotowca” na nowy program wycieczek dla młodzieży, wystarczy tylko dobra wola. Gdy w zeszłym roku zapytałem Philipa Steele’a o szanse na przyjęcie się jego pomysłu w Izraelu, odpowiedział: – Wystarczy rozbudować program o miejsca związane z ojcami współczesnego Izraela. Można bez zbytniego problemu podjechać autokarem z Treblinki do Białegostoku czy z Oświęcimia do Katowic, gdzie w 1884 roku odbyła się pierwsza międzynarodowa konferencja syjonistyczna. Zamiast tego jednak padają sugestie strony polskiej, by rozbudowa ta polegała na włączeniu do programu elementów kultury… polskiej. Oczywiście z czasem też, ale należałoby zacząć raczej od syjonizmu – mówił Steele, trafnie zwracając uwagę na to, że również strona polska musi podejść do tematu mądrze.
Poranieni tak mają
Problem jest oczywiście o wiele głębszy i sięga samych korzeni naszych nieustannych sporów. Jossi Klein Halevi, izraelski pisarz, w rozmowie rok temu powiedział mi, że pod względem wrażliwości na swoje krzywdy Polacy i Żydzi są do siebie bardzo podobni. Na pytanie, dlaczego zatem tak bardzo się nie rozumiemy, odpowiedział: – Źródłem naszych napiętych relacji jest głęboka psychiczna rana. Liczymy sobie nawzajem rany, kto ma więcej. Dziś Polska jest wolna, Izrael ma swoje państwo, oba narody posuwają się do przodu, ale historia ciągle jeszcze trzyma nas za gardła. Wciąż walczymy na wojnie, która minęła, tak jak byśmy ciągle tam byli. Nie wiem, dlaczego nie uczymy izraelskich dzieci wyjeżdżających do Polski o Janie Pawle II, który dla poprawy stosunków nie tylko polsko-żydowskich, ale i chrześcijańsko-żydowskich zrobił więcej niż ktokolwiek w historii. Polski papież pomógł mi osobiście spojrzeć inaczej na Polaków. Ja wzrastałem w atmosferze gniewu wobec Polski. Dla mnie przełomem było spotkanie z Kościołem w Polsce. Zakochałem się w chrześcijańskim sercu Polski, w jej chrześcijańskiej duszy. Urosłem duchowo, stałem się lepszą osobą, bo otworzyłem swoje serce na Polskę. I byłem zdolny przekroczyć coś, co było moją osobistą traumą syna ocaleńców. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.