Gaz płynie już przez Baltic Pipe

GN 43/2022 |

publikacja 27.10.2022 00:00

O inwestycjach uniezależniających Polskę od Rosji mówi Tomasz Stępień.

Gaz płynie już przez Baltic Pipe Marcin Zięba

Jakub Jałowiczor: Gazociąg Baltic Pipe jest otwarty. Jak jest chroniony?

Tomasz Stępień:
Odcinek Baltic Pipe, który znajduje się na dnie Bałtyku, jest pierwszym w historii polskiego gazownictwa podmorskim gazociągiem przesyłowym. W procesie ochrony eksploatacyjnej zastosowaliśmy sprawdzone na świecie rozwiązania i technologie. Wzorowaliśmy się głównie na rynku norweskim, który ma kilkudziesięcioletnie doświadczenie w eksploatowaniu infrastruktury gazowej, zarówno wydobywczej, jak i przesyłowej znajdującej się w morzu.

A co z innymi zagrożeniami? Gazprom ma coś w rodzaju sił zbrojnych do ochrony swoich gazociągów. Ta formacja używała dronów, kiedy jeszcze były one nowością. Czy Baltic Pipe jest patrolowany?

Temat systemów zabezpieczenia danego gazociągu z oczywistych powodów nie powinien być omawiany publicznie.

Jaka ilość surowca płynie gazociągiem Baltic Pipe? Czy to jest gaz wykorzystywany już przez odbiorców?

Od 1 października 2022 r. polscy odbiorcy otrzymują gaz przesyłany do Polski gazociągiem Baltic Pipe. Obecnie, zależnie od dnia, jest to nawet do 15 proc. dobowego zapotrzebowania naszego kraju. W związku z pracami budowlanymi po stronie duńskiej na części lądowych odcinków gazociągu przepustowość przesyłu jest zmniejszona do 20–30 proc. jej docelowego poziomu.

Ile to jest?

Dziś w Polsce zużywamy średnio ok. 30 mln m sześc. gazu dziennie. Obecnie przez Baltic Pipe dociera do naszego kraju 6–7 mln m sześć. na dobę. Gdybyśmy utrzymali taki przesył przez cały rok, sprowadzilibyśmy 2,5 mld m sześc. gazu. Po zakończeniu przez Duńczyków prac budowlanych, co jest planowane pod koniec listopada tego roku, gazociąg osiągnie pełną moc, która wynosi 10 mld m sześc. w skali roku. Gdy operator przesyłowy Energinet zakończy inwestycje, ponad 60 proc. rocznego zapotrzebowania Polski na gaz pokryje surowiec sprowadzany za pośrednictwem Baltic Pipe.

Przez dekady w Polsce budowano połączenia ze wschodu na zachód. Czy można nagle zmienić kierunek i tłoczyć surowiec z północy?

To już jest możliwe. Oprócz budowy nowych punktów wejścia gazu, takich jak terminal LNG czy Baltic Pipe, został mocno rozbudowany i wzmocniony system przesyłowy wewnątrz kraju. Celem planu inwestycyjnego zrealizowanego przez nas w ostatnich 6 latach była m.in. zmiana kierunku tłoczenia gazu i stworzenie możliwość przesyłania go z terminalu LNG i gazociągu Baltic Pipe do najdalszych zakątków naszego kraju. Do niedawna system gazowy w Polsce, którego duża część była budowana w latach 70. i 80. XX wieku, gdy Polska znajdowała się pod silnym wpływem politycznym wschodnich sąsiadów, był przystosowany do tłoczenia gazu ze wschodu na zachód. Na wschodzie kraju istniały tłocznie i największe rury, a na zachodzie rurociągi o mniejszych średnicach.

Gaz-System w ostatnich latach przeprowadził ponad 30 inwestycji, budując lub rozbudowując gazociągi krajowe i tłocznie gazu. Nie były one tak medialne jak Baltic Pipe, ale przyczyniły się do tego, że możemy na terenie kraju efektywnie dystrybuować gaz sprowadzany z dowolnego kierunku.

Czyli możemy kupować gaz z gazoportu na wyspie Krk w Chorwacji?

Infrastruktura przesyłowa w Polsce i Europie Południowej na to pozwala.

Połączenia z Litwą i Słowacją ukończono niedawno. A Czechy?

Z Czechami mamy obecnie działające jedno nieduże połączenie gazowe w Cieszynie.

Skąd pochodzi ten gaz?

Z czeskiego systemu przesyłowego. Czechy są połączone siecią gazową z Niemcami, Austrią i Słowacją. Z poziomu polskiego operatora nie jesteśmy w stanie sprawdzić dokładnych źródeł pochodzenia gazu na czeskim rynku. Z doniesień medialnych wiemy, że ostatnio spółka czeska podpisała kontrakt na dostawy gazu LNG przez Holandię z nowego terminalu LNG.

Ale czy ten holenderski gaz pochodzi z Holandii, bo kraj ten na dużą skalę handluje gazem na papierze.

To prawda, ale zgodnie z doniesieniami medialnymi jest to surowiec z nowego terminalu LNG, który gazociągami przez Niemcy dotrze do Czech.

Ile możemy mieć gazu z zagranicy, jeśli podliczyć istniejące połączenia?

Pojemność gazociągów i terminalu LNG, którą dziś dysponujemy, pozwalałaby nam sprowadzać dwukrotność rocznego zapotrzebowania kraju na gaz. Ilość ta wynika z technicznych mocy terminalu LNG w Świnoujściu, Baltic Pipe, gazociągów z Litwy, Słowacji i Czech oraz dwóch gazociągów z Niemiec. Ta kalkulacja nie obejmuje istniejących i do niedawna działających połączeń z Białorusi i Ukrainy.

Dwukrotność, czyli ok. 40 mld m sześc. rocznie?

Tak, 35–40 mld m sześc. w skali roku. Na podstawie danych przesyłowych za ostatnie miesiące szacujemy, że w tym roku Polska zużyje od 16 do 17 mld metrów sześc. gazu, co oznacza spadek o prawie 18 proc. w stosunku do ubiegłego roku.

Z innymi surowcami są problemy. Popyt na gaz nie powinien rosnąć?

Trend spadkowy zużycia gazu jest dziś widoczny w całej Europie. Cena jest wysoka, więc spada zapotrzebowanie. Nie wszyscy odbiorcy w krajach europejskich są chronieni przed wzrostem ceny, jak gospodarstwa domowe w Polsce. Tam, gdzie rynek jest w pełni uwolniony, są największe spadki zużycia.

Od kilku lat słyszeliśmy o rozbudowie połączeń z Ukrainą. To aktualna sprawa?

Rosyjska agresja na Ukrainę zmieniła sytuację gospodarczą na całym kontynencie. Trwa wojna energetyczna między Rosją i Europą. Gazprom wstrzymał dostawy gazu do większości krajów europejskich, na rynku brakuje tego surowca i obserwujemy jego wysokie ceny. Skumulowany efekt tych wszystkich zdarzeń jest taki, że obecnie trudno podejmować nowe decyzje inwestycyjne w sprawie budowy kolejnych połączeń gazowych z Ukrainą, zwłaszcza że połączenia, którymi dysponujemy, nie są w pełni wykorzystywane. Myślę, że po ustabilizowaniu się sytuacji i zakończeniu wojny wrócimy do rozmów dotyczących rozwoju przyszłej współpracy.

Jest już terminal LNG na lądzie, a nowy – w Zatoce Gdańskiej – ma być pływający. Które z tych rozwiązań jest lepsze?

Różnice między nimi są głównie techniczne. Terminal LNG w Świnoujściu posiada na lądzie infrastrukturę służącą do regazyfikacji, łącznie ze zbiornikami gazu. Natomiast w przypadku terminalu LNG typu FSRU wszystkie te instalacje znajdują się na pokładzie statku. A zatem proces zamiany ciekłego metanu w gaz ziemny w formie lotnej zachodzi na statku. Następnie gaz podwodnym gazociągiem płynie na ląd do krajowego systemu przesyłowego i dalej do odbiorców.

A dlaczego nowy terminal będzie inny niż pierwszy?

Terminal lądowy wymaga odpowiednio dużego terenu oraz głębokiego portu na lokalizację instalacji, łącznie z nabrzeżem, estakadami rurociągów, zbiornikami i regazyfikatorami. Polska dysponuje dwoma portami, które spełniają takie kryteria: w Świnoujściu i w Gdańsku. Z tego względu wiele lat temu podjęto decyzję o budowie pierwszego lądowego terminalu LNG w Polsce w Świnoujściu. W Gdańsku natomiast teren portu jest mocno eksploatowany, jest ograniczona dostępność odpowiednich działek pod terminal lądowy. Dlatego jedyną dostępną lokalizacją są wody Zatoki Gdańskiej.

Wiele krajów buduje teraz gazoporty, których wykonawcami są wyspecjalizowane firmy. Nie ma problemu z ich znalezieniem?

Projekt FSRU to bardzo duże przedsięwzięcie inwestycyjne, bardziej złożone niż terminal LNG w Świnoujściu. Zakłada budowę trzech gazociągów na lądzie, w tym jednego w terenie uprzemysłowionym i zurbanizowanym, budowę falochronu wyspowego, za co odpowiada Urząd Morski w Gdyni, a także montaż instalacji hydrotechnicznych oraz postawienie w porcie jednostki morskiej z systemem regazyfikacji. Obecnie jesteśmy na etapie projektowania gazociągów i uzyskiwania pozwoleń administracyjnych dla tej inwestycji. Jeśli chodzi o statek, rozważamy różne modele biznesowe: budowę własnej jednostki lub czarter. Uruchomienie jednostki FSRU jest planowane na 2027 lub 2028 rok.

Jaka będzie przepustowość jednostki FSRU?

Zakładamy, że będzie można rozładowywać do 58 statków rocznie. Przekłada się to na ok. 6,1 mld m sześc. gazu ziemnego w skali roku.

To mniej więcej tyle, ile obecnie w Świnoujściu, przed zakończeniem rozbudowy.

Po wybudowaniu trzeciego zbiornika i drugiego nabrzeża obiekt ten będzie mógł przyjmować nawet 75 statków rocznie. To oznacza możliwość przyjęcia ponad 8,5 mld m sześc. gazu w skali roku.

Europa rozbudowuje połączenia gazowe. Hiszpania ma ambicje sprowadzania surowca dla dużej części kontynentu, chce budować gazociągi do Włoch, także do Francji, choć tu są problemy. W Polsce, jak widzimy, plany są szeroko zakrojone. Kolejne kraje tworzą gazoporty. Skoro każdy chce być hubem i sprzedawać gaz innym, to czy za jakiś czas nie okaże się, że przeszacowaliśmy i aż tyle infrastruktury nie potrzeba?

Nie do końca prawdziwa jest teza, że cała Europa buduje terminale LNG. Robią to Niemcy i Holendrzy, chcą Grecy. Hiszpania ma najwięcej funkcjonujących terminali LNG spośród wszystkich krajów europejskich, ale są one wykorzystywane w 20–30 proc. w skali roku. W Polsce mamy zapotrzebowanie na gaz skroplony w większej ilości niż obecne moce dostępne na rynku. Wykorzystanie 100 proc. przepustowości polskiego terminalu LNG jest wyjątkiem na tle innych terminali w Europie. Zatem jeśli chodzi o Polskę, potencjał budowy w obszarze LNG jeszcze istnieje, dlatego realizujemy projekt FSRU. W momencie agresji Rosji na Ukrainę i towarzyszącej jej otwartej wojny energetycznej politycy w Niemczech i Holandii uświadomili sobie, że stosunki handlowe z Rosją nie są oparte na zasadach rynkowych. Są narzędziem prowadzenia polityki i wojny właśnie. Dlatego kraje te starają się uniezależnić od dostaw z Rosji. Robią to, co Polsce w ostatnich latach udało się zrobić. Realizują strategię dywersyfikacji dostaw i uniezależnienia się od Rosji.

Wyobraża Pan sobie, że Europa całkowicie rezygnuje z gazu z Rosji?

W Polsce tak się stało. Pozostałe kraje europejskie muszą natomiast wypracować swoje stanowiska w tej kwestii. Duża część Europy już wie, na czym polega szantaż energetyczny, czyli sytuacja, z którą nasz kraj ma do czynienia od dekad. Polityka zagraniczna kilku krajów w Europie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy bardzo się zmieniła. Liczę na to, że jeśli chodzi o gaz ziemny, Europa nigdy nie powróci do modelu „business as usual” z Rosją.•

Tomasz Stępień

prezes firmy Gaz-System SA. pracuje tam od 2008 roku. Absolwent Wydziału Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wcześniej zatrudniony m.in. w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie SA.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.