Idee, słowa, gwiazdki, przemoc

ks. Tomasz Horak

Gdy wrzaski lub ilość gwiazdek tracą skuteczność, trzeba sięgnąć po kolejne z kolejnych narzędzie – po fizyczną przemoc

Idee, słowa, gwiazdki, przemoc

Przewodnia myśl wyznaczająca cel i kierunek działania, twórczości naukowej, artystycznej. Albo szerzej – pogląd, wzór lub postawa typowa dla epoki, kultury bądź jakiejś grupy ludzi. Takie jest, w dużym skrócie, znaczenie słowa „idea”. Nie można budować życia, nie mając jakichś idei. Na różnych poziomach, w różnych dziedzinach i odniesieniach do innych idei, pomysłów, wątków. Oczywiście, idee możemy oceniać i klasyfikować, by lepiej rozumieć otaczający nas świat i siebie samych. Mogą być idee społeczne, polityczne, ekonomiczne, ekologiczne, religijne i szereg innych. Za ideami kryją się ludzie – bo to oni tworzą, albo kultywują, pogłębiają, rozmywają, przekręcają, wypaczają, narzucają idee.

Idee swoje lub swego środowiska można narzucać posługując się stosownymi narzędziami. Pierwsze, a pewnie istotne narzędzie to słowo. Bo to właśnie słowo pozawala idee tworzyć, rozumieć, pogłębiać, przekazywać. Słowo mówione (gdzie? Przy jakiej okazji? Przez kogo?)… Otóż słowo mówione jest bardzo nośne, ale skierowane do konkretnych słuchaczy. Dzięki współczesnym środkom przekazu audytorium może być rozległe, a oddziaływanie sugestywne. A jak ludzie nie chcą słuchać? Zawsze jest część, która nie tylko chce słuchać, ale zaczyna z jakąś ideą się utożsamiać. Inni odchodzą. By dokonało się jedno lub drugie potrzebne są słowa. Więcej – potrzebna jest językowa giętkość, aby idee (zwłaszcza nowe) wypowiedzieć. Wypowiedzieć i zostać zrozumianym. Współczesne języki oferują duże bogactwo słów, pozwalają na tworzenie nowych związków frazeologicznych, a co za tym idzie szerszych więzów międzyludzkich. Choć nie zawsze. Bo bywają „nowości” przeraźliwie obce duchowi języka używanego powszechnie.

Do takich należą wulgaryzmy. Niektóre z nich mają historię liczoną nawet w setkach lat. Swoją drogą te „historyczne” wulgaryzmy są dziś albo nie bardzo zrozumiałe, albo nie są w stanie unieść idei nowych. I te stare, i te nowe wciągają mówiących do śmietnika, albo i gorszego rezerwuaru pseudosłów. Czy są zdolne wyrazić treść? Jakąkolwiek? Nie. Ale mogą oddziaływać na emocje. A chodzi o emocje negatywne, wśród których pierwszą jest nienawiść. Świetnie w tej roli spełniają się właśnie wulgaryzmy, zwłaszcza te „poniżej pasa” lokowane. Jakby posługujący się nimi chciał wyrazić konieczność prymitywnego, odartego z jakiejkolwiek refleksji impulsu. Właśnie impulsu, bo nawet nie instynktu. Wrzeszczący wyznawca nowej idei musi czynić to głośno, bardzo głośno. Zwykle do wrzasku dodaje jakieś konwulsyjne ruchy i gesty. Jeszcze jakiś kartonik z gryzmołami. Relacjonujący to reporter wstawia w miejsce tych niby-słów gwiazdki, albo akustyczne piiip; potem zostaje już tylko owe gwiazdki policzyć. Człowiek stracił zdolność komunikacji. Wykluczone jest zatem budowanie jakiegoś czy to systemu, czy społecznego ruchu, czy politycznej siły.

A gdy wrzaski lub ilość gwiazdek tracą skuteczność, trzeba sięgnąć po kolejne z kolejnych narzędzie – po fizyczną przemoc. Od palenia flag i sztandarów poczynając – tu „zemsta” wywierana jest na przedmiotach, drogich sercu symbolach, wszelako na rzeczach tylko materialnych. Na drugim końcu narzędzi przemocy jest krzywda robiona żywym ludziom, po okaleczenie i śmierć włącznie. A wojny? Nawet i ta dziejąca się teraz w Ukrainie – przecież jej początkiem także jest ideologia od dziesiątków lat kultywowana przez rosyjskie państwo.

Nad czym się dzisiaj zastanawiam? Nad postępującą degrengoladą normalnej, zwyczajnej, choćby i zaciętej walki. Walki ostrej, jednak miarkującej środki do zakresu ludzkich sposobów porozumiewania się, przekonywania, perswadowania, tak by treść słów nie ginęła w lawinie gwiazdek, a z różnicy poglądów, pomysłów, idei mogło zrodzić się nowe. Tego nowego nie widać – nie dlatego, że nie ma ludzi, którym brakuje pomysłów potrzebnych światu na dziś. Nowego nie widać, bo dobro programowo po przemoc sięgać nie chce. Ale też dlatego, że albo się boimy (ooo! przeszedłem do gramatycznej osoby pierwszej, liczby mnogiej. To ma walor deklaracji!)… Otóż albo się boimy, albo się wstydzimy, albo ktoś zawyrokował, że i tak nie damy rady, albo czekamy na jakichś rycerzy z wodzem na białym koniu, albo… Albo chcielibyśmy, tylko najpierw dokończymy naszych interesów liczonych w milionach dolarów, no, niechby nawet było euro.

A może odkładamy wszystko do sądu ostatecznego? Tłumaczmy sobie, że Boża sprawiedliwość wszystkiego dokona. Dokona, bez wątpienia dokona. Ale nagroda sprawiedliwych nie będzie ci dana. A może sprawiedliwy Bóg postawi cię na koniec kolejki czekających na sprawiedliwą nagrodę. Naczekasz się strasznie.