Nie mogę ich zostawić!

Marcin Jakimowicz

GN 4/2023 |

publikacja 26.01.2023 00:00

„Szukajcie, a znajdziecie” – przekonywał Jezus. Konkretny do bólu założyciel michalitów, wołający: „Jeśli istniejesz, Boże, daj mi się poznać!”, przekonał się o tym na własnej skórze.

Wdrapujemy się na „Górkę”, otoczony łąkami klasztor. Roman Koszowski /foto gość Wdrapujemy się na „Górkę”, otoczony łąkami klasztor.

Wdrapujemy się na Górkę, klasztor otoczony zielonymi wzgórzami Podkarpacia. Te rozległe łąki raz w miesiącu zamieniają się w morze światła, a wielotysięczny tłum śpiewa „Ave Maria”. Popularne nabożeństwo fatimskie ma kilkudziesięcioletnią tradycję.

„Patrz, dziecko, tam staną nasze zakłady i piękny kościół” – opowiadał wychowankom ks. Bronisław Markiewicz (1842–1912). Młodość spędził w Przemyślu. Tu w roku wybuchu powstania styczniowego zdał egzamin dojrzałości i zapukał do furty Wyższego Seminarium Duchownego. 15 września 1867 r. został wyświęcony na kapłana. Do Miejsca Piastowego trafił w kwietniu 1892 roku, tuż po powrocie z Italii. Na Górce stanęła potężna neoromańska świątynia św. Michała Archanioła.

„Wołaj do Mnie, a odpowiem ci” – ks. Markiewicz doskonale wiedział, o czym pisał Jeremiasz. Zanim założył zgromadzenie michalitów i stał się cenionym wychowawcą, przeżył ogromny kryzys wiary. „Czytając w osiemnastym roku życia dzieła wielce poważne z dziedziny historii i nauk przyrodniczych w języku niemieckim, a obok nich autorów greckich i łacińskich, nie zadowalając się szkolnymi podręcznikami; wkrótce straciłem wiarę w Boga i harmonię wewnętrzną, których brak odebrał mi pogodę i spokój duszy” – wspominał po latach. „Tęskniąc za nimi, zabrałem się znowu do czytania dzieł najcelniejszych pisarzy polskich, którzy powoli zaczęli koić rozstrój w duszy mojej, aż wreszcie przy czytaniu kolejnej noweli, napisanej przez Józefa Korzeniowskiego, upadłem na kolana i zacząłem się modlić: »Jeśli istniejesz, Boże, daj mi się poznać, a wszystko dla Ciebie gotowym uczynić!«. W tej chwili napełnił mię Pan wielką światłością wewnętrzną, która sprawiła, iż uwierzyłem we wszystko, co Kościół święty do wierzenia podaje, i wyspowiadałem się z całego życia. Odtąd 41 lat minęło, jak panuje stały pokój niezmącony w sercu moim”.

Był znakomitym organizatorem. Powtarzał wiernym: „Gdy odnowię dusze parafian, oni odnowią kościół i co potrzeba w kościele”. Stworzył Zakład ks. Bosko w Miejscu, który w 1897 r. roku miał już setkę wychowanków. W uśpionej wsi pod Krosnem zrobiło się gwarno i rojno jak w ulu, a z okien drukarni dochodziły miarowe huki i stuki, gdy z maszyny zjeżdżały pachnące drukiem egzemplarze „Powściągliwości i Pracy”.

Ksiądz Markiewicz był tytanem pracy, całkowicie oddanym młodzieży. Nawet gdy zmarł jego brat, nie był w stanie pojechać na pogrzeb, bo… nie miał go kto zastąpić. Pisał, że musi wyspowiadać kilkaset osób i nie może ich zostawić bez pasterza. Na miesiąc przed śmiercią udzielił rozgrzeszenia 200 wychowankom. Gdy wysłał do Watykanu list, prosząc o zatwierdzenie zgromadzenia, wspominał, że do tej pory wyszło z Miejsca Piastowego dwa tysiące rzemieślników i robotników, 30 z nich zostało kapłanami, a wielu mistrzami w zawodzie.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.