Adam Hlebowicz: Młodzi niezależnie od tzw. czasów są podobni. Jeśli ich zafascynować wartościami, będą z pasją nieść je dalej

GN 22/2023 |

publikacja 01.06.2023 00:00

– W nauczaniu historii chodzi o to, by myśleć i czerpać z doświadczeń poprzednich pokoleń. By powielać dobro i starać się nie powielać błędów – mówi Adam Hlebowicz, dyrektor Biura Edukacji Narodowej IPN.

Adam Hlebowicz: Młodzi niezależnie od tzw. czasów są podobni. Jeśli ich zafascynować wartościami, będą z pasją nieść je dalej Wojciech Stróżyk /REPORTER/east news

Agata Puścikowska: Czy zaskoczyły Pana wyniki raportu?

Adam Hlebowicz:
Nie jestem zbytnio zaskoczony wnioskami. Raport raczej potwierdził moje ogólne obserwacje, intuicje, również doświadczenie z pracy z młodzieżą. Uważam je za ciekawy punkt wyjścia do dyskusji. Natomiast – co jest istotne – nie mamy na ten temat badań porównawczych z innych krajów. W krajach europejskich nie powstają tego typu zestawienia. Gdyby były, można by je porównać z naszymi, co dałoby pełniejszy obraz postaw młodzieży, jej świadomości historycznej i wiedzy. Mogłoby się okazać, że polska młodzież na tle innych wypada... dobrze. Wiedza porównawcza pozwoliłaby rzetelniej zweryfikować jakość nauczania historii w Polsce, przekonać się, gdzie i jakimi metodami nauczanie historii jest bardziej skuteczne.

O kiepskiej jakości nauczania historii w polskich szkołach mówią i nauczyciele, i rodzice, i uczniowie. Od lat.

To prawda. Sytuacja jest jednak dość skomplikowana. Nie warto więc uogólniać. Obserwujemy to jako Biuro Edukacji Narodowej IPN, bo nasza praca to również wspieranie szkół, uczniów i nauczycieli. Podejmujemy bardzo wiele kroków na wielu płaszczyznach. Działamy, wykorzystując nowoczesne środki przekazu: internet, filmy, aplikacje, różnego rodzaju projekty, konkursy. Zainteresowanie naszymi propozycjami jest spore, ale przecież IPN nie zastąpi szkoły i codziennego nauczania historii czy HiT. Ta „codzienność” jest kluczowa, by wiedza historyczna docierała nie tylko do wąskiej grupy pasjonatów, tylko stała się (pozytywnie) masowa. IPN, jeśli chodzi o nauczanie historii, i tylko z XX wieku, spełnia rolę pomocniczą. Jest wsparciem dla rodziców, szkoły, Kościoła, harcerstwa czy innych organizacji młodzieżowych. Współpracujemy i docieramy do wielu środowisk. Te środowiska muszą jednak tego chcieć. Jeśli są zainteresowane – wówczas działamy wspólnie, i to na bardzo wysokim poziomie. Wychowujemy młodzież dobrze uformowaną, z ugruntowaną wiedzą, świadomą tego, że poznawanie historii może być fascynującą przygodą.

I to jest ta spora mniejszość, która w badaniach wypada dobrze?

Mamy świadomość, że nasza praca nie jest do końca reprezentatywna. Do nas zgłaszają się najbardziej zaangażowani nauczyciele, którzy kochają historię i swoją pracę, którzy potrafią zafascynować zdolnych młodych ludzi. To krąg osób, których jednoczą wartości, chęć pogłębiania wiedzy, miłość do historii własnego kraju. I chciałbym, by tak wyglądały wszystkie środowiska młodzieżowe, by tak działały wszystkie szkoły. Wysyłamy materiały, zaproszenia, informujemy o naszych działaniach, jednak widocznie ciągle za mało. Na te apele odpowiadają najambitniejsi. Pracujemy z młodzieżą. Jednak – a wynika to z pragmatyzmu i logiki – kładziemy ogromny nacisk na pracę z nauczycielami. Wychodzimy z założenia, że jeśli warsztaty przeprowadzimy z setką nauczycieli, to zasiejemy ziarno, które potem zostanie wysiane w dziesiątkach klas, wśród setek uczniów, przez kolejne lata. Dlatego stawiamy na dokształcanie nauczycieli, przekazywanie im nowoczesnych narzędzi, bo wówczas nasze działania są efektywniejsze, zorientowane też na efekt długofalowy. Bardzo często jednak w konkursach, projektach pojawiają się te same nazwiska, zgłaszają się ci sami nauczyciele. Kształcą uczniów, wystawiają do konkursów, przygotowują, poświęcają swój czas i energię. Aby ich wyróżnić, stworzyliśmy wspólnie z Instytutem Myśli Narodowej i Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” nagrodę dla „supernauczycieli” – czyli Nagrodę im. Grażyny Langowskiej.

Dlaczego nie wszyscy nauczyciele chcą brać udział np. w organizowanych przez IPN konkursach?

Polska jest głęboko podzielona politycznie, ideowo. Nauczyciele historii też mają różne poglądy polityczne, różne nastawienie do IPN. Bywa, że traktują nas wyłącznie jako „prawicę i konserwatystów”, więc z definicji nie ufają. Nie chcą tego, co robimy, nie szukają. Dopiero gdy zetkną się z naszą ofertą, dochodzą do wniosku, że to jest pomocne i ma sens.

Podziały w społeczeństwie były zawsze. Nastąpiło coś dodatkowego, co negatywnie wpływa na formację młodzieży?

Chociaż różniliśmy się poglądami, politycznie, jako społeczeństwo, naród, mieliśmy wspólną bazę wartości. Wspólnym fundamentem był Dekalog, istniały autorytety, wspólny kod kulturowy. Przed II wojną światową istniał spójny system wychowawczy. Przedwojenne państwo wszczepiało w młodych pozytywny patriotyzm, kult walki o wolność, szacunek do walczących. I nawet jeśli uważano, że walka była utopijna, to żołnierze, ofiary otaczani byli powszechnym szacunkiem. Ten szacunek wynikał nie tylko z „odgórnych” działań władz, ale był wszczepiany młodym w rodzinach, w Kościele, na wszystkich płaszczyznach ich życia. Młodzi ludzie byli wychowywani w podobnym duchu. Dziś o takiej sytuacji możemy pomarzyć. Skutecznie wprowadzono tzw. pedagogikę wstydu w stosunku do swoich dziejów. Dodatkowo szkoła, Kościół i rodzina są w kryzysie. Poza tym współczesna młodzież informacje czerpie z internetu. Czerpie wyłącznie informacje (często niesprawdzone, niepełne, przekłamane), bo wiedza to umiejętność analizy, podjęcie dyskusji, polemika. Właśnie o to chodzi w nauczaniu historii: by nauczyć myśleć, czerpać z doświadczenia, umieć analizować.

Z raportu wynika, że młodzież nie zna faktów historycznych i że myli bohaterów z antybohaterami. Co jest bardziej niebezpieczne?

Gorsze jest mieszanie pojęć, brak umiejętności oceny. Tworzenie wolapiku, sztucznego języka, którego tak naprawdę nikt nie rozumie. Jeśli młodzi nie wiedzą, kto jest dobry, a kto zły (świadomie upraszczam), świadczy to o braku ugruntowanych wartości. Daty i informacje można uzupełnić. Zdolności myślenia, wyciągania wniosków, krytycznego postrzegania nie da się doczytać i ułożyć w głowie. Historia jest nauczycielką życia i to jest piękne. Jednak aby to piękno pojąć i z niego korzystać, potrzebne są nie tylko informacje, ale i szerszy kontekst, zdolność myślenia przyczynowo-skutkowego.

W internecie jest sporo kanałów czy stron poświęconych historii. Warto z nich korzystać?

Zapewne tak. Jednak nie zawsze potrafimy odróżnić dobre treści od przystępnie i ciekawie podanej... szmiry. Tym bardziej młody człowiek nie zawsze jest w stanie odróżnić prawdę od fałszu. A zatem na co dzień potrzebuje wsparcia, przewodnika, który mu pomoże, skomentuje i doradzi. Niekiedy wręcz skoryguje: „To jest świetne, to kiepskie, to ma niedociągnięcia. A z tego niewiele wynika”. Nauczanie historii to element większej całości: również wychowania, formowania dziecka w domu. Jeśli rodzicom zależy na przekazywaniu wartości, miłości do kraju, świadomości historycznej, dziecko w naturalny sposób przesiąka tym wszystkim, czyta, pogłębia wiedzę. Jeśli w rodzinie liczy się doświadczenie przeszłości, tradycja, nawet wspomnienia własnych przodków, jest to atmosfera sprzyjająca uczeniu historii. Historia jest doświadczeniem wszystkiego tego, co jako naród przeżyliśmy w poprzednich wiekach. Dlatego nie chodzi w nauczaniu historii o znajomość wszystkich Piastów i dat ich panowania, lecz o to, by myśleć i czerpać z doświadczeń poprzednich pokoleń, by powielać dobro i starać się nie powielać błędów.

W raporcie są i pozytywne elementy: młodzi chętnie szukają historii własnych rodzin, a tzw. łączność międzypokoleniowa to nie teoria. Na tym warto budować. Młodzi się w tym odnajdują, chcą słuchać o historii z ust dziadków. Z ogromnym zainteresowaniem szukają własnych korzeni, bohaterów we własnych rodzinach, społecznościach. Aż 66 proc. badanych młodych ludzi czuje wdzięczność dla wcześniejszych pokoleń. Poza tym są nastawieni prospołecznie, chcą pomagać innym i robią to. To są cechy, konkrety, które wskazują, że pokolenie młodych absolutnie nie jest stracone.

I nie jest gorzej z młodymi niż 50 czy 100 lat temu?

Moim zdaniem nie. Przed wojną też były spory, też narzekano na młodzież, też zastanawiano się, czy pójdzie walczyć w przypadku zagrożenia. I poszła. Przed wojną w różnych organizacjach harcerskich działało nieco ponad 200 tys. młodych. Obecnie – ponad 120 tys. To wbrew pozorom nie jest ogromna dysproporcja, bo obecnie młodzież ma do wyboru ogrom zajęć dodatkowych i aktywności. Poza tym jest wiele innych organizacji, które przekazują tradycje. Młodzi niezależnie od tzw. czasów są podobni: jeśli ich porwać do działania, zafascynować wartościami, będą z pasją nieść je dalej. To wszystko zależy od formatorów, czyli osób dorosłych. Można i trzeba się zastanowić, co poszło nie tak z uczeniem historii, chociażby historii Solidarności. Bo przecież to światowy fenomen, bezkrwawa rewolucja, przepiękny fragment naszych dziejów, który zmienił Polskę i Europę. A młodzi go nie znają i zupełnie się tym nie interesują. Dlaczego? To jest zadanie i wyzwanie dla nas, dorosłych, historyków. Ale i dla rodzin, dla Kościoła, dla wychowawców. Być może – wyzwanie na lata. Poza tym musimy zewrzeć szyki: szkoła, organizacje młodzieżowe, Kościół i dom powinny tworzyć pozytywny „obóz” wartości i aktywności. Wówczas młody człowiek lepiej zrozumie, co to jest tożsamość, własne korzenie, godność człowieka, duma narodowa (nie mylić z ksenofobią). Młodzi są i byli zawsze bardzo chłonni. Należy to umiejętnie wykorzystać. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.