Niech się święci 1 maja

Franciszek Kucharczak

Nadchodzi kumulacja, jak w Totku, tylko o niebo (dosłownie) lepsza

Niech się święci 1 maja

Po zamachu na Jana Pawła II dla przeciętnego Polaka było oczywiste, kto (z ludzkiej strony) za tym stał. Krążył taki dowcip, że władca ZSRR Leonid Breżniew żalił się współpracownikom: „Ciągle się mylę przez te strefy czasowe. Dzwonię z życzeniami na Kubę, a Fidel już miał urodziny, dzwonię z kondolencjami do Watykanu – a tam jeszcze zamachu nie było!”.

A jednak – choć zamach nie miał się prawa nie udać – nikt nie musiał składać kondolencji. Jakim cudem? Cóż, jakiś publicysta powiedział, że Karol Wojtyła urodził się po to, żeby zostać papieżem. Coś w tym jest. Zazwyczaj Bóg pozwala ludziom decydować według ich uznania. Jednak w przypadku Jana Pawła II najwyraźniej Bóg chciał, aby to on właśnie został Jego namiestnikiem, nie kto inny. Więc też go i ochronił. Karol Wojtyła był prowadzony dla spełnienia jakiejś arcyważnej misji. W tym celu miał objąć stery Kościoła i odpowiednio długo je trzymać. Tą główną misją było z pewnością rozszerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. Bóg potwierdził to datą śmierci papieża. Gdy po Wielkanocy choroba Jana Pawła II się nasiliła, wielu czuło, że on odejdzie w Niedzielę Miłosierdzia albo w jej wigilię. Tak się stało. Umarł w wigilię, a był to wieczór pierwszej soboty miesiąca – dnia poświęconego Maryi. Tej, której całe życie powtarzał „Totus Tuus”. Ale już od młodości Karol Wojtyła był blisko tajemnicy Miłosierdzia Bożego. Nawet fizycznie, bo dorastał niedaleko miejsca, w którym żyła i umarła prosta zakonnica o imieniu Faustyna. Ta kobieta zostanie jedną z największych świętych, a na ołtarze wyniesie ją właśnie Jan Paweł II. On też ustanowi pierwszą niedzielę po Wielkanocy świętem miłosierdzia – tak jak w rozmowach z Faustyną życzył sobie Jezus. Ale ciąg symbolicznych zdarzeń wciąż trwa. Wyjątkowe w tym roku Święto Miłosierdzia, bo związane z beatyfikacją papieża Polaka, zajmuje miejsce sztandarowego święta komunizmu. Maj nie zaczyna się już przymusowym pochodem zniewolonych tłumów, upchniętych między młotem a sierpem. Już nie robotnicza krew będzie nam przyświecać, lecz promienie barwy Chrystusowej krwi i wody z Jego boku.

Jezus przez Faustynę mówił o Niedzieli Miłosierdzia: „W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego; (...) niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat” (Dz. 699).

Nadchodzi – ośmielę się to powiedzieć – najważniejsze wydarzenie w historii Polski. A dla człowieka, który zaryzykuje zaufanie Jezusowi i wyrzuci przed Nim całe swoje paskudztwo, nadchodzi najważniejsze wydarzenie życia.