Czego nie uczą w szkole?

Joanna Jureczko-Wilk

GN 19/2011 |

publikacja 15.05.2011 17:46

Dwa miliony Polaków ma problemy ze spłatą swoich długów; ponad połowa nie kojarzy karty kredytowej z kredytem, a jedna piąta nadal trzyma oszczędności „w skarpecie”. Jan Kowalski nie radzi sobie z finansami, bo Jasia nikt tego nie nauczył?

Czego nie uczą w szkole? fot. Roman Koszowski Czego nie uczą w szkole?

We wrocławskim przedszkolu „Bajkolandia” już drugi rok Krasnal Złotóweczka uczy 4- i 5-latki, co to jest cena i czym można płacić za zakupy. Maluchy dowiadują się, co to jest kasa fiskalna, po co wydaje się paragon i do czego służą reklamy i promocje. – Nie mamy ambicji wychowania bankowców. Chcemy, żeby dzieci uczyły się mądrych postaw konsumenckich, żeby wiedziały, że batonik reklamowany w telewizji nie zawsze jest pyszny; że nie musimy kupować dziesięciu jogurtów tylko dlatego, że są w promocji; że pieniądze się zarabia, a nie wyjmuje z dziurki w ścianie – mówi Marta Kondracka-Szala, jedna z autorek projektu „Przedsiębiorczy przedszkolak”.

Tylko dla licealisty
Ale Wrocław jest pod tym względem wyjątkiem. W innych miejscach Polski bowiem o tym, co to jest domowy budżet, debet, kredyt hipoteczny, giełda papierów wartościowych, dzieci dowiadują się dopiero w liceum. To nauka zbyt późna, wyrywkowa i… nudno wykładana. – Przedmiot podstawy przedsiębiorczości traci rangę w oczach uczniów, rodziców, nauczycieli innych przedmiotów oraz dyrektorów szkół – ocenia Zygmunt Kawecki, nauczyciel przedsiębiorczości w trzech warszawskich liceach, prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Przedsiębiorczości i Edukacji Ekonomicznej. – Z różnych badań wynika, że uczą go w większości geografowie, ale zdarzają się też biolodzy, a nawet WF-iści. Nauczycieli z wykształceniem ekonomicznym jest niewielu. Kiedy w 2002 r. wchodził do szkół ponadgimnazjalnych, obejmował 60 godzin lekcyjnych, teraz pozostało już tylko 30. Nie udało się też wprowadzić go jako przedmiotu maturalnego.

Spychanie ekonomii w szkolny kąt jest zaprzeczeniem tego, co dzieje się w innych krajach, które nauczone kryzysem, chcą podnosić świadomość ekonomiczną obywateli. Gdyby klienci banków potrafili czytać ze zrozumieniem umowy kredytowe, znali podstawową terminologię ekonomiczną, potrafili obliczać oprocentowanie lokat i kredytów, chociaż trochę rozumieli zasady rynkowe, nie byliby tak skłonni do ryzyka i tak chętni do zaciągania kredytów, a tym samym skala kryzysu byłaby mniejsza. Dlatego już od września w Wielkiej Brytanii ekonomia wchodzi do wszystkich poziomów szkół, a uczyć się jej będą nawet 5-latki. „Musimy być pewni, że młodzi ludzie są dobrze przygotowani do funkcjonowania we współczesnym, złożonym świecie i są w stanie zapewnić minimum bezpieczeństwa finansowego swoim rodzinom” – przekonywał minister Edward Balls, promotor powszechnego kształcenia ekonomicznego.

Zanim wybiorą zawód
Profesor Leszek Balcerowicz, który w Trzebini opowiadał 7-latkom bajkę o dobrym i złym pieniądzu, uważa, że polskie szkoły za mało uczą o ekonomii, która dla dzieci jest tak naprawdę pytaniami o życie: o to, jaki wybrać zawód, żeby dawał radość, ale i pozwolił godnie żyć. Co zrobić, jeśli pieniędzy mamy zbyt mało? Dlaczego nie warto zarabiać nieuczciwie? – Nauczanie zintegrowane w pierwszych klasach szkoły podstawowej to doskonały moment, żeby wyjaśnić dzieciom podstawowe pojęcia ekonomiczne. Potem ta wiedza powinna się rozszerzać stosownie do wieku dzieci, młodzieży, studentów – tłumaczy Krzysztof Kaczmar, dyrektor Fundacji Kronenberga. – Takie propozycje zawarliśmy w „Narodowej strategii edukacji finansowej”, która, mamy nadzieję, w tym roku będzie konsultowana z organizacjami i instytucjami szerzącymi wiedzę finansową. Kiedy strategia wejdzie w życie, system edukacji powinien się zmienić. Problem jednak w tym, czy znajdą się na to pieniądze.

Prawie komplety
Blisko 5 tys. piąto- i szóstoklasistów przewinęło się przez Ekonomiczny Uniwersytet Dziecięcy, działający w Warszawie, Katowicach, Białymstoku i Poznaniu. Mimo że liczba miejsc co roku się zwiększa, powstają nowe ośrodki; przy internetowym zapisie lista zapełnia się w ciągu dwudziestu minut. Jeszcze szybciej, bo już po trzech minutach, kończą się zapisy dla gimnazjalistów, a często przy tym od natłoku wejść padają serwery. Dzieci interesują się ekonomią bardzo praktycznie. Chcą wiedzieć, dlaczego rodzice wzięli kredyt we frankach szwajcarskich; jak to się dzieje, że za 100 zł na lokacie bankowej robi się potem złotych 107; dlaczego drożeją cukierki; czy OFE są dobre czy złe; czy lepiej mieć szefa czy samemu być szefem... – Swoimi pytaniami czasami zaskakują wykładowców. Ważne, żeby miały możliwość je zadać i żeby mogły jak najwcześniej uzyskać na nie kompetentne odpowiedzi – mówi Marcin Dąbrowski, dyrektor Fundacji Promocji i Akredytacji Kierunków Ekonomicznych.

„Po zajęciach Olek zaczął przeliczać pieniądze i zastanawia się nad każdym wydanym groszem. Zbiera pięciogroszówki, wymienia je w sklepie na większe monety, a te na banknoty. Oszczędza – zbiera na telefon komórkowy” – relacjonuje Alicja Zielińska-Kotwica, mama trzecioklasisty, który brał udział w programie „Od grosika do złotówki”, organizowanym przez Fundację Kronenberga i Fundację Młodzieżowej Przedsiębiorczości. Ale rodzice czasami boją się, że mówienie w kółko o pieniądzach, zarabianiu, zysku, zrobi z ich dzieci materialistów. – Nic podobnego – uspokaja Karolina Olbracht, psycholog dziecięcy. – Szacunek do pieniądza, pracy, zdolność racjonalnego wyboru, cierpliwości i wytrwałości w oszczędzaniu, samoograniczenia swoich potrzeb, dzielenia się z innymi tym, co mam – to bardzo ważne umiejętności i wartości. Mamy szansę wychować wreszcie etycznych biznesmenów i pracowników.

Domowa lekcja finansów

• Kieszonkowe to najlepsza wprawka przed dorosłym zarządzaniem finansami. Zachowajmy zimną krew, kiedy dziecko wyda wszystko w pierwszym dniu albo kupi coś zupełnie niepotrzebnego. Nie dawajmy pieniędzy ekstra, nie płaćmy za dobre oceny w szkole, dobre zachowanie ani za prace domowe.

• Zachęcajmy dziecko do planowania wydatków i cierpliwego oszczędzania na większy zakup. Można umówić się, że połowę kwoty uzbiera samo, a resztę dołożą rodzice.

• Przedszkolak uczy się oszczędzania za pomocą skarbonki, dziecku powyżej 13 lat można założyć konto bankowe (wcześniej należy wyjaśnić zasady prowadzenia).

• Pozwólmy dzieciom pracować, stosownie do wieku: skosić trawnik sąsiadom, wyprowadzać psa podczas nieobecności właściciela, pakować torby w supermarkecie… To uczy odpowiedzialności, samodyscypliny i szacunku do „ciężko” zarobionych pieniędzy.

• Zabierajmy dzieci na zakupy i pokazujmy im, jak porównywać ceny i towary, które produkty wybierać, gdzie szukać towarów tańszych, uczmy, jak rozpoznać dojrzałego melona i świeżą sałatę. Zwróćmy uwagę na to, że towar może mieć różne ceny w różnych sklepach. Uczmy rozsądnego kupowania: nieulegania zachciankom, okazjom, modom, reklamom…

• Uczmy oszczędzania nie tylko pieniędzy: zakręcania kranu, wyłączania światła, niemarnowania żywności… Przyzwyczajmy dziecko do tego, że niezniszczone ubrania i zabawki, z których wyrosło, przydadzą się młodszym kolegom, a książki może na przykład zanieść do biblioteki.

• Podsuwajmy dzieciom gry, które bawią i uczą: planszową Monopoly, internetowe: www.nbpportal/pl/pl/cw/gry (ekonomiczne quizy, gry proste i decyzyjne), www.sigg.gpw.com.pl (symulator gry giełdowej).

• Włączajmy dzieci do dyskusji o domowym budżecie: o planowanych zakupach; o tym, gdzie pojechać na wakacje i ile to będzie kosztowało; o tym, że w niektórych miesiącach rodzina ma większe wydatki, bo trzeba kupić sezonowe ubrania i buty; o kredycie i kupowaniu na raty.

• Najlepszą nauką jest przykład rodzica.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.