Taniec Osamy

Jacek Dziedzina

GN 19/2011 |

publikacja 15.05.2011 18:23

Kim był Osama ben Laden? Jak doszło do tego, że stał się ucieleśnieniem zagrożenia terroryzmem islamskim?

Ben Laden jest odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi podczas zamachu na World Trade Center fot. pap/EPA/NEW YORK CITY POLICE/HO MANDATORY CREDIT ABC NEWS EDITORIAL USE ONLY/NO SALES Ben Laden jest odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi podczas zamachu na World Trade Center

Nie miał żadnej legitymacji, by reprezentować wszystkich muzułmanów. A jednak w odbiorze mieszkańców Zachodu stał się twarzą islamu. Tymczasem nawet ojczysta Arabia Saudyjska, rządzona na podstawie surowego, skrajnie nietolerancyjnego prawa koranicznego, pozbawiła Osamę obywatelstwa. Rodzinny kraj, gdzie znajdują się najważniejsze dla islamu centra pielgrzymkowe, wybrał sojusz z Ameryką. Dla Osamy ben Ladena było to niewybaczalne przekroczenie granicy. Nawet jeśli sam wcześniej walczył z Sowietami za amerykańskie dolary.

Asceta
Poważny, skupiony i pobożny. Taką opinię miał już jako kilkunastoletni chłopak. Pod tym względem wyróżniał się bardzo spośród swoich rówieśników i kuzynostwa. – Realizował taki rodzaj pobożności, który niekoniecznie jest reprezentatywny nawet dla pobożnych muzułmanów – mówi GN dr Agata Skowron-Nalborczyk, iranistka i arabistka z Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. – Był bardzo ascetyczny: nawet kiedy się żenił, w wieku 17 lat, na ślubie nie było muzyki i tańców, choć islam przecież nie zabrania zabawy ani śpiewu czy tańca – dodaje. Ojciec Osamy był ulubieńcem królewskiego dworu w rodzinnej Arabii Saudyjskiej. Obrotny przedsiębiorca budowlany stał się monopolistą na rynku, kiedy król przyznał mu wszystkie kontrakty, jakie zawierane były w tej branży.

Miliardowe obroty uczyniły go prawdopodobnie najbogatszą osobą w kraju. Zamożność pozwoliła mu utrzymać bardzo liczny harem i… kilkadziesięcioro dzieci. Wychowanie w domu oparte było ściśle na obowiązującej w Arabii Saudyjskiej radykalnej odmianie islamu, wahabizmie. Osama jednak nie wychowywał się z ojcem, lecz z matką – po rozwodzie rodziców. Zresztą ojciec zginął, gdy Osama miał 10 lat. Gdy później sam założył rodzinę, wprowadził jeszcze bardziej radykalny niż w wahabizmie model wychowania. Uchodził za bardzo dobrego męża, dbał o rodzinę, ale nie pozwalał na przykład używać w domu klimatyzacji, lodówki, a dzieciom nawet bawić się zabawkami.

Brothers in arms
Na studiach Osama poznaje niejakiego Abdullaha Azzama, który wprowadza go w ideologię bardzo radykalnego skrzydła Braci Muzułmanów. To w niej szuka odpowiedzi na nurtujące go coraz częściej pytania o ład społeczny i międzynarodowy. I o rolę religii. Odpowiedzi są coraz bardziej radykalne, a Zachód staje się synonimem ucisku i dominacji, z którą należy walczyć. Ten rosnący antyamerykanizm nie przeszkadza Osamie zachować się jak praktyczny oportunista, kiedy podejmuje walkę przeciwko Związkowi Radzieckiemu w Afganistanie. Początkowo, jako kierujący z Pakistanu dostarczaniem zaopatrzenia dla mudżahedinów, dostrzega, że bez wsparcia USA nie mają szans z Sowietami.

Nie jest też tajemnicą, że sami Amerykanie szkolili miejscowych ochotników. Osama ben Laden okazuje się jednym z najlepiej zorganizowanych bojowników. Tworzy obozy szkoleniowe w Pakistanie i Afganistanie, na których działalność pieniędzy nie szczędzi Waszyngton. To dzięki pieniądzom i wsparciu CIA Osamie udaje się pozyskać do wojny także ochotników z innych krajów. I kiedy Sowieci zostali w końcu wygnani z Afganistanu, nagle pojawił się problem: została cała rzesza wyszkolonych, świetnie walczących bojowników, którzy nie znajdowali już miejsca dla siebie, nie mieli żadnego celu. Osama jednak rozumie już wtedy, że zjednoczeni muzułmanie mogą dużo osiągnąć.


Zmiana frontu
Ta wiara prowadzi go do pierwszych prób zamachów na Amerykanów w Jemenie. Jednak zdecydowanym przełomem dla ben Ladena okazuje się planowany przez Irak atak na Kuwejt. Osama był przekonany, że Saddam Husajn może najechać także Arabię Saudyjską, więc zaoferował rządowi pomoc swoich mudżahedinów. Chciał zorganizować obronę kraju. Nikt jednak na tę propozycję nie zareagował, za to przyjechali amerykańscy doradcy i wojsko. – Ben Laden był bardzo wzburzony tym, że muzułmanie nie są w stanie obronić się sami, a świętej ziemi islamu mają bronić Amerykanie – mówi Skowron-Nalborczyk. – To było dla niego najbardziej frustrujące, tym bardziej że swoje własne dzieci szykował do walki, kazał im nocować na pustyni, bez koców i śpiworów, i wygrzebywać sobie jamę, żeby uczyły się, jak przeżyć najtrudniejsze warunki – dodaje arabistka.

Osama w tym momencie staje się zupełnie otwartym wrogiem USA, obraca się także przeciwko rodzinie królewskiej w swojej ojczyźnie, która zresztą z czasem odbiera mu obywatelstwo i majątek – nie bez nacisków Waszyngtonu. Początkowo Osama osiedla się w Sudanie, zresztą wraz ze swoimi bojownikami, którzy stają się zalążkiem Al-Kaidy (z arabskiego: baza). Z Sudanu także zostaje wyrzucony (również pod naciskiem Zachodu), po tym, jak wspiera nieudany zamach na prezydenta Egiptu Mubaraka. Wtedy właśnie wraca do Afganistanu, gdzie Al-Kaida wiąże się silnie z miejscowymi talibami. Wypowiada też wojnę USA, której początkiem miały być zamachy na wojska amerykańskie, stacjonujące już w Arabii Saudyjskiej. W 1998 roku przeprowadza zamachy na ambasady USA w Tanzanii i Kenii – ginie w nich kilkaset osób. Dopiero jednak atak na WTC 11 września 2001 roku jest powodem do dumy dla Osamy ben Ladena. Około 3 tys. zabitych, uderzenie w samo serce Ameryki. W każdym razie to Ben Laden przyznaje się do zaplanowania tego bezprecedensowego zabójstwa.

Herezje
Tak naprawdę prawdziwy i legendarny Osama ben Laden wyrządził wiele szkody światu islamu. Niewiele znacząca wśród muzułmanów postać stała się ich twarzą, wbrew woli samych zainteresowanych. Rozpoznawalne na całym świecie oczy i charakterystyczna broda były dla wielu symbolem wojny cywilizacji. Czy słusznie? – Dla bardzo wielu muzułmanów to był morderca – uważa dr Nalborczyk z UW. – Owszem, cieszył się uznaniem wśród grup terrorystycznych, ale jeszcze nie spotkałam zwykłego muzułmanina, który by dobrze o nim mówił. Wręcz przeciwnie, twierdzą, że Osama wyrządził islamowi wielką krzywdę, bo powoływał się w swojej działalności na religię, a tak naprawdę uprawiał terroryzm. On wypracował ideologię, która według wielu teologów muzułmańskich jest w ogóle z islamem niezgodna. Osama uważał, że w czasie dżihadu można zabijać niewinnych, ludność cywilną, kobiety i dzieci. Jak wiemy, dżihad ma różne oblicza, niekoniecznie oznacza prowadzenie wojny, a dżihad dotyczący walki, czyli kital, dotyczy tylko osób, które z nami walczą. Nie ma mowy o zabijaniu bezbronnych.

Jeśli zaś chodzi o wezwanie do dżihadu, to wielu muzułmanów uznawało, że oni nie mają do tego prawa, gdyż może to zrobić tylko prawowierny zwierzchnik danej grupy wyznawców. A on nie był dla nikogo prawowiernym zwierzchnikiem. Tak więc trochę sam siebie wykreował i stworzył ideologię dżihadyzmu, który pozwala na zabijanie niewinnych. Dla wielu muzułmanów Osama był zwykłym odstępcą i heretykiem – mówi arabistka. I dodaje: – Kiedyś Osama sporządził listę osób, które są gotowe zgłosić się do samobójczego zamachu. I ku jego wielkiemu rozczarowaniu nie zgłosili się jego synowie, których przecież szkolił. Oni zresztą tylko do pewnego momentu szanowali go nie tylko jako ojca, ale i przywódcę. Kiedy zorientowali się, do czego prowadzi jego działalność, odeszli. Najstarszy syn Abdullah ożenił się w Arabii Saudyjskiej i tam został. Czwarty syn Omar, który napisał z matką książkę, teraz jest bojownikiem o pokój, głosi pokojowy islam i nawołuje do pojednania między ludźmi – mówi Skowron-Nalborczyk. Zapewnienie, że w gruncie rzeczy islam sam w sobie nie jest tutaj problemem, zapewne dla wielu z nas brzmi nieco naiwnie. W pamięci mamy przecież obrazki cieszących się na ulicach Kairu i innych miast arabskich muzułmanów po ataku na WTC, 11 września 2001 roku. Kim byli świętujący wtedy ludzie – fundamentalistami islamskimi czy przeciętnymi, pobożnymi muzułmanami?

P.S.
Informacja o zabiciu przywódcy Al-Kaidy pojawiła się kilkanaście godzin po beatyfikacji Jana Pa-wła II. W głowie miałem jeszcze obraz czystej, zupełnie nieziemskiej radości rzymskich pielgrzymów. I nagle obrazki z Nowego Jorku: najsmutniejszy był widok tańczących z radości na ulicach Amerykanów i pełne triumfalizmu wypowiedzi wielu przywódców zachodnich, w tym polskiego ministra spraw zagranicznych: „Nie ma co płakać nad zejściem z tego świata kogoś, kto ma tyle niewinnej krwi na rękach”. Otóż nawet zbrodniarz, odpowiedzialny za śmierć tysięcy niewinnych ludzi, ma prawo do normalnego procesu. Jeśli wierzyć jednej z relacji, jak przebiegała akcja w Pakistanie – zabicie bezbronnego, na oczach rodziny – to sposób, w jaki wymierzono mu sprawiedliwość, oznacza zwycięstwo narzuconego przez niego porządku: prawo odwetu i zemsty zamiast prawa do procesu i sprawiedliwego osądu. Zachód ma obowiązek przestrzegać tego drugiego, także w stosunku do wrogów takiego porządku. Inaczej sam przeczy wartościom, o które walczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.