Motywacje

ks. Włodzimierz Lewandowski

Bywały pary zakochanych. On przyjechał dla niej, ona dla niego. Fajnie było patrzeć.

Motywacje

Na wakacyjnych rekolekcjach różne przytrafiały się kwiatki. Taki na przykład Grzybek. Miał problemy z alkoholem i narkotykami. Przyprowadziła go mama święcie przekonana, że wyjazd na wakacje tylko przypieczętuje skuteczną terapię poprzednich rekolekcji. Ponieważ z chłopaka nie dało wyciągnąć się ani słowa, bo na każde pytanie natychmiast odpowiadała nadopiekuńcza mamuśka, po paru minutach wiedziałem, że sprawy wyglądają inaczej. Rzeczywiście. Z poprzedniego ośrodka nie został odesłany jako wyleczony, ale go wyrzucono, a na kolejny wyjazd zgodził się dla świętego spokoju. To miała być dwutygodniowa przerwa w życiorysie z nadzieją na jakieś ciekawe wyskoki. Świętego spokoju to on nie miał, do przodu też jakoś nie udało się z nim posunąć, ale coś mu tam zaświtało, bo za rok przyszedł do mnie sam. Postanowiliśmy go zabrać, chociaż przez ten czas nie uczestniczył w życiu wspólnoty. Pobyt był na tyle owocny, że wyjechał z konkretnymi postanowieniami i planem. Jeśli dziś czyta ten tekst – co jest bardzo prawdopodobne – zapewne uśmiecha się pod nosem i zastanawia co by było, gdyby spotkał się z odmową.

Albo taki Paweł. Zakała szkoły. Zagrożony z siedmiu przedmiotów z perspektywą utraty praktyk. Pierwszy raz zjawił się na plebanii jakoś przed północą. Wystraszony i  przejęty. Co jak na kogoś potrafiącego rzucać doniczkami z kwiatami podczas lekcji było dziwne. Następnego dnia musiałem przekonać kilku nauczycieli. Kolejną wizytę złożył w całkiem przyzwoitej porze. Zadeklarował chęć wyjazdu na wakacje. Ty – powiedziałem zdumiony – przecież nie wytrzymasz tam nawet jednej godziny. Wytrzymał. Przez kilka dni do nikogo się nie odzywał. Chodził zawsze na końcu i myślał. Aż wreszcie coś wymyślił.

Bywały pary zakochanych. On przyjechał dla niej, ona dla niego. Fajnie było patrzeć. Jedna ze stron nie ma najmniejszej ochoty uczestniczenia w zajęciach, druga ciągnie za rękę. Gorzej ze spotkaniami w małych grupach, bo te nie były koedukacyjne. Ciekawe świadectwa mówili na zakończenie. Jak to Pan Bóg posłużył się piękną ludzką miłością, by oni mogli odkryć miłość jeszcze piękniejszą – Boga do człowieka. I że ta miłość wcale nie jest kamieniem, wrzuconym między tryby dobrze funkcjonującej maszyny.

Jak widać te różne, całkiem przyziemne i na pozór mało religijne motywacje wcale Panu Bogu nie przeszkadzały. Przeciwnie. Jakoś sobie z nimi poradził. A czasem można było odnieść wrażenie, że On lubi takie zabawy. Dlatego gdy czytam lub słyszę, że motywacje takiej czy innej grupy w Kościele, zgłaszających się do seminariów i duszpasterstw są mało klarowne, to uśmiecham się pod nosem. I co z tego? Motywacja dla Pana Boga nie jest przeszkodą. Ważne, żeby nie była przeszkodą dla formatorów.