Hojne ministerstwo zdrowia

Bogumił Łoziński

publikacja 19.05.2011 11:24

Za leki francuskiej firmy Servier Polska płacimy w aptekach nawet dziesięć razy więcej niż szpitale. Zawdzięczamy to ministerstwu zdrowia, które wynegocjowało tak niekorzystne dla budżetu państwa i pacjentów ceny.

Hojne ministerstwo zdrowia Henryk Przondziono/Agencja GN Na polskim rynku działa ok. 300 firm farmaceutycznych.

Według specjalistów od rynku farmaceutycznego, tak duża różnica między ceną leku sprzedawanego szpitalom a urzędową, ustaloną przez ministerstwo zdrowia dla aptek, jest zjawiskiem niespotykanym i może świadczyć o niekompetencji urzędników ministerstwa, którzy nie mają orientacji w cenach leków. Z naszych ustaleń wynika, że w ministerstwie kierowanym przez Ewę Kopacz nie są stosowane kryteria ustalania cen leków refundowanych (preparaty firmy Sevier Polska, o których mowa, są na liście leków refundowanych), co może prowadzić do korupcji.

Zawyżone ceny

Na polskim rynku działa ok. 300 firm farmaceutycznych. Gdy chcą wprowadzić do sprzedaży jakiś lek, muszą zgłosić go do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, który sprawdza produkt, po czym przedstawia opinię ministrowi zdrowia, a ten wydaje zezwolenie na jego sprzedaż. Gdy to nastąpi, firma zasadniczo może oferować lek trzem odbiorcom. Może go sprzedawać bezpośrednio szpitalom. Może zaproponować ministerstwu zdrowia, aby umieściło go na liście leków refundowanych, a wówczas firma ma zapewnioną stałą, urzędową cenę leku, bowiem częściowo płaci za niego Narodowy Fundusz Zdrowia. Może też sprzedawać lek na wolnym rynku jako pełnopłatny, ale popyt na taki produkt jest mniejszy, bo nie dopłaca do niego państwo w ramach refundacji. Stąd zrozumiałe jest, że celem firm farmaceutycznych jest umieszczenie ich produktów na liście leków refundowanych i wynegocjowanie jak najwyższej ceny. Urzędnicy ministerstwa zdrowia natomiast, negocjując ceny urzędowe, powinni dążyć do tego, aby były one jak najniższe, bowiem reprezentują interes Skarbu Państwa. Jeśli cena produktu umieszczonego na liście leków refundowanych jest zbyt wysoka, traci na tym NFZ i zwykli obywatele. Gdy analizujemy ceny urzędowe niektórych leków firmy Servier, rodzą się poważne wątpliwości, czy wynegocjowane kwoty nie są zawyżone.

Servier Polska jest filią francuskiej firmy o tej samej nazwie. W naszym kraju istnieje od 1992 r. Należy do największych w branży – produkuje 40 mln opakowań leków rocznie. Udało się nam dotrzeć do oferty tej firmy dla szpitali, a także faktur ze szpitali, które potwierdzają wysokość proponowanych kwot. Zestawiliśmy je z cenami leków refundowanych, które są umieszczone w „Rozporządzeniu Ministra Zdrowia z dnia 23 grudnia 2010 r. w sprawie wykazu cen urzędowych hurtowych i detalicznych produktów leczniczych i wyrobów medycznych”. Porównanie cen 10 produktów firmy Servier Polska dla szpitali z cenami urzędowymi pokazuje, że w aptekach zwykli obywatele muszą płacić ponad 5, a zdarza się, że i 10, razy więcej niż szpitale. Na przykład za lek na nadciśnienie tętnicze o nazwie Prestarium 5 mg (30 tabletek) szpitale płacą 2,85 zł, zaś zwykli obywatele w ramach refundacji 31,48 zł, czyli aż 11 razy drożej. Szczegółowe zestawienie znajduje się w tabeli zamieszczonej obok.

O tym, że ceny niektórych leków firmy Servier są zawyżone, świadczy też ich porównanie z produktami innych firm, które mogą służyć jako zamienniki. Okazuje się, że ceny urzędowe leków produkowanych przez Servier są zawsze wyższe od cen porównywalnych produktów nawet o 40 proc. Na przykład lek tej firmy na nadciśnienie tętnicze o nazwie Tertensif SR 1,5 mg (30 tabletek) kosztuje 15,86 zł, zaś zamienniki innych firm tylko 9,60 zł.

Brak kryteriów

Zwróciliśmy się do firmy Servier oraz ministerstwa zdrowia o wyjaśnienie tak drastycznych różnic. Obie strony nie zakwestionowały naszych ustaleń. Przedstawiły pisemne stanowiska, które potwierdzają opinię naszych rozmówców o wyjątkowo niekorzystnej dla budżetu i pacjentów praktyce ustalania cen w ministerstwie.

Dyrektor ds. komunikacji Servier Polska Katarzyna Urbańska tłumaczy nam, że „różnice pomiędzy cenami leków oferowanych szpitalom a tych dostępnych w sprzedaży aptecznej są odzwierciedleniem ogólnego podejścia firm farmaceutycznych do zaopatrzenia szpitali w Polsce i wielu innych krajach UE”. Rzeczywiście, zwykle firmy oferują szpitalom korzystniejsze ceny niż ustalane w refundacji, stosują też różne rabaty i upusty. Problem nie tkwi w cenie produktu dla szpitali, tylko w zdecydowanie za wysokiej, nawet o 90 proc., dla zwykłych aptek, czyli urzędowej.

– Tak duża rozbieżność cen jest oburzająca, to jest patologia – ocenia prezes Federacji Pacjentów Polskich Stanisław Maćkowiak. Według niego, świadczy to o nieprawidłowościach przy ustalaniu cen urzędowych. – Jeśli można sprzedać produkt za dziesięciokrotnie niższą kwotę niż cena urzędowa, to na pewno nie jest ona właściwie wynegocjowana, a przecież ministerstwo powinno dążyć do uzyskania jak najniższej ceny – ocenia prezes Maćkowiak.

Jego zdaniem, odpowiedzialność za taką sytuację ponosi ministerstwo. – To ministerstwo zdrowia powinno sprawdzić ceny leków dla szpitali, znać ceny rynkowe i na tej podstawie negocjować korzystne ceny urzędowe – tłumaczy.

Podobnie ocenia tę sytuację były prezes Urzędu Rejestracji Leków dr Leszek Borkowski. – Jeżeli negocjujemy cenę urzędową, to ministerstwo zdrowia musi wiedzieć, za ile dany lek jest sprzedawany na rynku. W tym przypadku widać wyraźnie, że nie skorelowano faktycznej ceny rynkowej z ceną negocjowaną, stąd cena urzędowa jest księżycowa – mówi.

Obaj specjaliści podkreślają, że winę za tę sytuację ponosi przede wszystkim ministerstwo, a nie Servier. – Firma farmaceutyczna chce sprzedać swój produkt z maksymalnym zyskiem, więc jeśli ma taką możliwość, robi to – ocenia prezes Maćkowiak.

Cenę podaje producent

Dlatego istotne dla wyjaśnienia problemu jest stanowisko ministerstwa. W zadanym mu pytaniu opisaliśmy problem i przedstawiliśmyopinię specjalistów od rynku leków, stwierdzając, że „tak drastyczne różnice są niespotykaną praktyką, m.in. uderzają w pacjentów i budżet państwa, świadczą też co najmniej o niekompetencji urzędników ministerstwa zdrowia, którzy powinni mieć orientację w cenach leków”. Spodziewaliśmy się, że ministerstwo odeprze zarzuty, m.in. wskazując kryteria, jakimi kieruje się przy ustalaniu cen urzędowych. Odpowiedź wprawiła nas i specjalistów od rynku leków w zdumienie. Wiceminister zdrowia Adam Fronczak nie wskazał żadnych kryteriów, według których są ustalane ceny leków refundowanych, nie wyjaśnił też, dlaczego są tak drastyczne różnice w cenach jednej firmy. Otwarcie napisał, że „ustalenie ceny urzędowej odbywa się na wniosek przedsiębiorcy”. Powołał się na art. 6. ustawy o cenach z 5 lipca 2001 r. Według jej zapisów, przedsiębiorcy zajmujący się wytwarzaniem i obrotem produktów leczniczych „mogą składać wnioski o ustalenie cen urzędowych do ministra właściwego dla spraw zdrowia”. Tyle że ustawa ta wskazuje jednocześnie, że cenę leków wyznacza minister na podstawie ustaleń specjalnego zespołu przy ministerstwie zdrowia, który ma brać pod uwagę aż 9 kryteriów, m.in. „konkurencyjność cenową” oraz „poziom cen w krajach o zbliżonej wysokości dochodu narodowego na jednego mieszkańca”.

Dalsza część odpowiedzi wiceministra Fronczaka potwierdza opinię specjalistów o tym, że urzędnicy nie tylko tych kryteriów nie stosują, ale nawet nie mają odpowiednich informacji niezbędnych do ustalania ceny zgodnie z wymogami ustawy o cenach. Wiceminister informuje bowiem, że dla „zmniejszenia udziału pacjentów w kosztach leczenia” w przygotowanym przez minister Kopacz projekcie ustawy o lekach refundowanych, którą już przyjął Sejm, „przewidziane są mechanizmy mające na celu zniwelowanie ww. różnic w cenach leków”. Jakie? „Kontrolowanie wysokości cen leków będzie możliwe poprzez zastosowanie mechanizmu raportowania cen zakupu przez szpitale. Dane te będą następnie brane pod uwagę przez Ministra Zdrowia przy podejmowaniu decyzji o objęciu refundacją oraz o ustaleniu cen leku”. Tym samym wiceminister otwarcie przyznaje, że jego urzędnicy obecnie nie mają wiedzy na temat tego, jak kształtują się ceny leków.

Doktor Elżbieta Witkowska-Grochowalska z Instytutu Prawa Konkurencji nie ma wątpliwości: „Odpowiedź ministerstwa wskazuje, że nie stosuje ono żadnych kryteriów ustalania i negocjowania z producentami cen leków refundowanych, tylko przyjmuje zaproponowaną przez nich cenę”.

Brak kryteriów sprzyja korupcji

Doktor Witkowska-Grochowalska wskazuje przy tym, że nowa ustawa nie daje ministerstwu narzędzia, które realnie wpływałoby na obniżenie ceny danego leku. Według Stanisława Kasprzyka z Firmy IMS, zajmującej się monitorowaniem sprzedaży leków, dla prowadzenia odpowiedniej polityki lekowej przez państwo kluczowy jest system monitorowania preskrypcji, czyli dostęp do informacji na temat przepisywania leków na receptę przez lekarzy. Choć już kilkanaście lat temu system taki zaczął funkcjonować na Śląsku, nadal nie jest on obowiązującym standardem w Polsce, nie wprowadziło go ministerstwo, o takim rozwiązaniu nie ma też mowy w nowej ustawie. – Tymczasem bez stałego, pełnego dostępu do danych, które są bazą do precyzyjnych analiz, trudno prowadzić skuteczną politykę refundacyjną – podkreśla Kasprzyk.

Mecenas Paulina Kieszkowska-Knapik zkancelarii Baker & McKenzie, specjalizującej się m.in. w procesach zachodzących na rynku farmaceutycznym, uważa, że źródłem problemów z cenami leków w Polsce jest nadmierna ingerencja państwa w ich ustalanie. – Gdy ceny są wyznaczane na drodze decyzji administracyjnej i kontroli państwa mamy do czynienia ze zjawiskiem uznaniowości. A ponieważ ministerstwo zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia są niewydajne i nie analizują w sposób właściwy rynku leków, może dochodzić do nieprawidłowości – ocenia, podkreślając, że jest to sytuacja korupcjogenna.

Korupcji w przypadku dziesięciokrotnej różnicy w cenach leków firmy Servier nie wyklucza prezes Borkowski. Oceniając tę sytuację, podkreśla: – To niedopatrzenie obowiązków, prowadzące do niegospodarności, można też zadawać pytanie czy nie mamy tu do czynienia z korupcją. Takie pytanie jest o tyle zasadne, że tak olbrzymia dysproporcja dotyczy tylko jednej firmy. Nie znam innego takiego przypadku. Według moich szacunków, budżet państwa mógł stracić na nieprawidłowym ustaleniu cen urzędowych leków firmy Servier nawet pół miliarda złotych, bo taka dysproporcja cenowa w przypadku tej firmy istnieje już od 2007 roku.

Jak widać, obecnie obowiązujące przepisy pozwalają urzędnikom na arbitralne ustalanie cen leków refundowanych. Ale według specjalistów, sytuacja będzie jeszcze gorsza, jeśli wejdzie w życie nowa ustawa refundacyjna. Według minister Kopacz, celem przygotowanych przez nią rozwiązań jest zmniejszenie środków wydawanych na refundację z budżetu NFZ przez ustalanie przez ministerstwo sztywnych cen leków refundowanych oraz stałej marży hurtowej i detalicznej. – Takie rozwiązanie nie pozwoli na żadne obniżenie cen, jedyną drogą do tego będzie wizyta u pani minister i przekonanie jej do danej ceny, co oznacza ręczne sterowanie, a nie gospodarkę rynkową. Taki system jest megakorupcjogenny – przestrzega mec. Kieszkowska-Knapik.

O opinię na temat możliwości praktyk korupcyjnych przy ustalaniu cen leków refundowanych firmy Servier poprosiliśmy minister Julię Piterę, która zajmuje się zapobieganiem nieprawidłowościom w instytucjach publicznych. Jak podkreśliła, jeszcze nie spotkała się z tego typu problemem, ale zapewniła, że po zapoznaniu się z naszą publikacją „na pewno się tą sprawą zajmie”. Czekamy więc na stanowisko minister od zwalczania korupcji, być może także prokuratura czy CBA powinni zbadać proces ustalania cen urzędowych leków.

Gość Niedzielny (nr 20/2011)