Grecja: Ważą się losy rządu

PAP |

publikacja 21.06.2011 17:49

Parlament pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji głosuje w nocy z wtorku na środę nad wotum zaufania dla zreorganizowanego w piątek rządu Jeorjosa Papandreu. To bardzo ważny krok na drodze do uzyskania przez Grecję pilnie potrzebnych pieniędzy.

Grecja: Ważą się losy rządu SIMELA PANTZARTZI/PAP/EPA Budynek parlamentu w Atenach; 21 czerwca 2011

Jeśli premier i jego gabinet wyjdą z tego głosowania zwycięsko, 28 czerwca parlament będzie głosował nad najnowszym rządowym programem oszczędnościowym, przeciwko któremu tłumy Greków zdecydowanie protestują na ulicach Aten i innych miast od wielu dni, nie godząc się na dalsze obniżanie stopy życiowej i na to, że mają teraz płacić za błędy i zaniedbania polityków.

Skala społecznego sprzeciwu jest już ogromna, choć centrale związkowe, wzywające do strajków i demonstracji, nie mają do zaoferowania żadnych alternatywnych rozwiązań, które odsunęłyby od kraju widmo bankructwa.

Jeśli rząd przepadnie, Grecja zostanie bez szans na dalszą pomoc i zbankrutuje.

Żeby uzyskać wotum zaufania, rząd Papandreu potrzebuje 151 głosów. Sytuacja jest więc napięta, ponieważ rządzący Ogólnogrecki Ruch Socjalistyczny (PASOK) dysponuje w parlamencie 155 mandatami, a niejeden socjalistyczny deputowany nie kryje wątpliwości, czy "końska kuracja" zaaplikowana Grecji przez UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie okaże się przypadkiem zabójcza dla pacjenta. Grecka opozycja zasygnalizowała już, że będzie głosowała przeciwko wotum zaufania, bez względu na apele UE o ogólnonarodowy konsensus w kwestii wyprowadzania kraju z kryzysu.

Strefa euro jest jednak nieugięta. Grecja otrzyma kolejną transzę uchwalonego w maju zeszłego roku pakietu ratunkowego, ale tylko pod warunkiem, że jej parlament zaakceptuje kolejne rygorystyczne oszczędności i zamierzenia prywatyzacyjne. A owa transza - 12 miliardów euro - będzie Grecji pilnie potrzebna już w lipcu, kiedy przypadają kolejne terminy spłat zadłużenia.

Bez tych pieniędzy kraj musiałby ogłosić upadłość, co - jak zgodnie podkreślają eksperci - mogłoby mieć fatalne konsekwencje dla wspólnej waluty europejskiej, dla UE i w ogóle dla gospodarki światowej. Zadłużenie Grecji jest ogromne - jak obliczyła BBC, wynosi 30 tysięcy euro na jednego mieszkańca, albo 150 proc. PKB, lub - w kategoriach absolutnych - 340 miliardów euro. Bez pomocy z zewnątrz gospodarka grecka nie udźwignie takiego ciężaru.

Unia przygotowuje też drugi pakiet ratunkowy dla Grecji, bowiem wiadomo już z całą pewnością, że w 2012 roku kraj ten nie będzie mógł powrócić do pożyczania pieniędzy na międzynarodowych rynkach finansowych. Udział w tym drugim pakiecie, choć jedynie dobrowolny, przewidziano także dla prywatnych instytucji finansowych. Miałyby one reinwestować zwracane przez Grecję pieniądze w kolejne greckie obligacje.

Zwłaszcza Niemcy domagały się jeszcze niedawno, by udział prywatnych banków w ratowaniu Grecji był obligatoryjny, ale ostatecznie Berlin musiał ustąpić. Firmy ratingowe, które wiarygodność kredytową Grecji obniżyły już do poziomu "śmieciowego" ostrzegły, że nakazanie bankom refinansowania przypadających do spłaty greckich kredytów zostałoby uznane za utratę przez Ateny zdolności płatniczej.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel, która we wtorek rozmawiała w Warszawie z premierem Donaldem Tuskiem także o Grecji, podkreśliła, że obu naszym krajom zależy na tym, by euro pozostało stabilną walutą. Dodała, że jest optymistką, jeśli chodzi o wkład banków w restrukturyzację długu Grecji. Zadeklarowała, że Niemcy są gotowe do solidarności w kwestii pomocy Grecji. Zaznaczyła jednak, że kosztami ratowania finansów greckich nie można obciążyć jedynie podatników. Jej zdaniem, banki muszą się w to włączyć. Leży bowiem w ich interesie, tak jak w interesie całej gospodarki, aby euro pozostało stabilna walutą.

Tusk zwracał uwagę, że obecnie, gdy gospodarki są tak ściśle ze sobą powiązane, kryzys w jednym z krajów wpływa na inne. Przekonywał, że kondycja Niemiec - których banki były mocno zaangażowane w zakup greckich obligacji - jest bardzo ważna z punktu widzenia naszego kraju.

W drugi pakiet pomocy dla Grecji nie zamierza się natomiast włączać Wielka Brytania. Premier David Cameron wyraził we wtorek nadzieję, że eurostrefa sama upora się ze swymi trudnościami. Oświadczył, że przeciwny jest temu, by obecna pomoc została udzielona w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej (EFSM), czyli systemu gwarancji z unijnego budżetu z udziałem wszystkich krajów UE.

EFSM został ustanowiony przed rokiem w reakcji na grecki kryzys. Ma na celu pomóc krajom strefy euro w przypadku, gdyby znalazły się w trudnościach finansowych. W ramach EFSM Komisja Europejska może zebrać na rynkach finansowych korzystnie oprocentowane pożyczki na kwotę do 60 mld euro łącznie, dzięki gwarancjom ze strony 27 krajów.

Decyzje ws. zaangażowania środków EFSM zapadają kwalifikowaną większością głosów, więc sprzeciw samego Londynu to za mało, by je zablokować. W przypadku wykorzystania EFSM W. Brytania zagwarantowałaby 12 proc. nowych pożyczek. Na Polskę przypada ok. 3 proc. (analogicznie do udziału w składce do unijnego budżetu obliczanej na podstawie PKB).

Premier Tusk ogłosił w ubiegłym tygodniu, że Polska nie ma zamiaru blokować uruchomienia EFSM w celu wsparcia Grecji i jest gotowa udzielić gwarancji na ok. miliard złotych.

EFSM był uprzednio wykorzystany przez Komisję Europejską dla wsparcia Irlandii i Portugalii.