Granica na czubku nosa

Andrzej Macura

Moja chata z kraja – zdaje się myśleć całkiem spora rzesza ludzi. Dlatego, choć ekscytują się sprawami polskimi, mało ich interesuje co się dzieje w świecie. To nie grzech. Ale…

Granica na czubku nosa

Z okazji 150-lecia istnienia Benedykt XVI odwiedził redakcję L’Osservatore Romano. Przy okazji podzielił się z uczestnikami spotkania ciekawą obserwacją. Zauważył, że w choć w mediach znaleźć można wiele ciekawych informacji, ich twórcy interesują się głównie tym, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu. Redaktorzy watykańskiego dziennika zostali pochwaleni za to, że interesuje ich cały świat. „Tu widać jakąś zbieżność z pojęciem Urbs – Miasto i Orbis – Świat, charakterystycznym dla katolicyzmu i będącym niejako dziedzictwem rzymskim” – powiedział Papież. „Trzeba rzeczywiście widzieć świat, a nie tylko siebie samego”.

Antoni Kępiński, charakteryzując schizofrenię pisał, że wielu cierpiących na tę chorobę bardziej niż najbliższe otoczenie interesuje to, co dzieje się w dalekim świecie. Ale – pytał retorycznie – czy to może być traktowane jako objaw choroby? Czy raczej chorzy nie są ci, których nie interesuje nic co leży dalej niż czubek ich własnego nosa?  Jego refleksje dotyczące rozróżnienia człowieka „innego” od „wariata” można odnieść jakoś do sytuacji w naszych mediach. Czy to całkiem normalne, że większość z nich z lubością relacjonuje pyskówki między naszymi politykami (nieraz umiejętnie je podsycając), a prawie wcale nie interesuje się tym, co dzieje się w szerokim świecie?

Mordowanie chrześcijan w dalekim Sudanie, rozruchy na Wybrzeżu Kości Słoniowej, czy kłopoty z podstawowymi prawami człowieka w Wenezueli może i nie mogą być przedmiotem dyskusji zaproszonych do studia gości czy tematem szerokiego odredakcyjnego komentarza. Bo prawie nikt w Polsce się na tym nie zna. Ale czy te wydarzenia nie są ważniejsze od informacji o tym, kto na kogo się obraził i komentarze na temat tego, kto w Polsce stracił jakieś podrzędne stanowisko?