Diabeł to smutas

Marcin Jakimowicz

publikacja 07.07.2011 00:15

O tym, czy warto liczyć demony siedzące na tabletce homeopatycznej i dlaczego złe duchy nie znają się na żartach, z egzorcystą ks. prof. Leszkiem Misiarczykiem rozmawia Marcin Jakimowicz.

Diabeł to smutas Henryk Przondziono Ks. dr hab. Leszek Misiarczyk - egzorcysta diecezji płockiej, psychoterapeuta, patrolog, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Marcin Jakimowicz: Przychodzi Ksiądz do biskupa, a on wypala: „Zostaje Ksiądz egzorcystą”. Pierwsza reakcja?

Ks. Leszek Misiarczyk: – Nie chcę! Jezus, Maria! (śmiech) Ja mam walczyć z demonami? Przecież krążą różne mity, że na egzorcyzmach one recytują jak z nut grzechy kapłana.

Jeden z egzorcystów uprzedził młodych, którzy wspierali go modlitewnie: „Możecie usłyszeć o mnie różne dziwne rzeczy: pamiętajcie: diabeł jest ojcem kłamstwa” (śmiech).

– Tak jest! Na temat egzorcyzmów krąży sporo mitów.

Na moje biurko regularnie trafiają książki o demonach. Skąd taka fascynacja złym duchem?

– Pierwszy powód wypływa ze współczesnej kultury. Żyjemy w epoce nihilizmu. A to szatan jest ojcem nihilizmu, bezsensu. Jest przeciwnikiem Boga, który Jedyny jest sensem. Po drugie widać wśród nas coraz więcej zniewoleń i opętań. Egzorcyści mają pełne ręce roboty, pracują do późnej nocy. Nikt nie prowadzi statystyk, ale widać, że coraz więcej osób jest dręczonych. Ludzie widzą w czasie modlitw o uzdrowienie sporo manifestacji i sięgają potem chętnie po książki. Sporo namieszały produkcje hollywoodzkie: „Egzorcysta”, „Rytuał”.

Anthony Hopkins jest kiepskim egzorcystą?

– Tam wszystko jest przesadzone. Egzorcyzmuje nie ksiądz, ale jakiś kleryk. Film odtwarza pewne fragmenty egzorcyzmu, ale dodaje sporo hollywoodzkich efektów specjalnych. Śmieszne…

Ta fascynacja ciemną stroną mocy to zdrowe zjawisko? Przecież ciekawość to pierwszy stopień do piekła…

– Fascynacja złem jest niezdrowa. Gdy zostałem egzorcystą, znajomi mówili: opowiadaj nam o demonach. – Przepraszam bardzo – odpowiadałem – jestem księdzem i będę opowiadał przede wszystkim o Jezusie i Jego świetle.

Znajomy egzorcysta przestał chodzić na prelekcje do szkół. „Nie chcę robić reklamy demonowi – mówił. – Młodzi pytali tylko o jego manifestacje”.

– I miał rację. Ale z drugiej strony bardzo niezdrowe jest nieuwzględnianie obecności szatana w świecie. O szatanie mówi wyraźnie Biblia i katechizm. Kto neguje jego istnienie, stawia się poza wiarą Kościoła. A zdarzają się nawet księża niewierzący w jego działanie. Niedawno jeden z nich tłumaczył mi: „To psychologia”. „A odniesienia biblijne?” – pytałem. „To metafory, język tamtej epoki. Dziś wszystko możemy wytłumaczyć w kategoriach psychologicznych”.

Jak przekonać taką osobę? Zaprosić ją na egzorcyzm?

– Czasem zapraszam sceptyków, ale nie przychodzą. Mówią, że się boją, że włosy staną im dęba (śmiech).

A Ksiądz się nie boi?

– Boję się. Ale z dnia na dzień coraz mniej. Widzę, jak potężną moc dał Kościołowi i jego kapłanom Jezus Chrystus. Na egzorcyzmach widać, jak demon jest dziś osłabiony, jak czołga się przed Bogiem. Kapłan rozkazuje mu: „Leż tu i nie ruszaj się” albo „Idź dziesięć metrów stąd, pod krzyż”, a on pełznie. Na czworakach.

Jest psem na łańcuchu?

– Tak. Robi tylko to, na co dozwala mu Bóg. Kąsa tego, kto podejdzie bliżej. Ale Bóg nie pozwala mu na wiele rzeczy.

Czy chłonięcie książek o egzorcyzmach nie grozi tym, że na każdym kroku będziemy widzieć ciemną stronę mocy i zaczniemy liczyć, ile demonów siedzi na tabletce homeopatycznej?

– Wszelka koncentracja na złu jest ślepą uliczką. Wzorem naszej ewangelizacji jest to, co robił św. Paweł. On szedł i głosił Jezusa. I w konsekwencji tego głoszenia ujawniały się demony. Ale on mówił o świetle, a nie wywoływał wilka z lasu. Głosił Jezusa, a złe duchy reagowały rykiem sprzeciwu. Jesteśmy zaproszeni do ewangelizowania. Na różnym szczeblu. Od Watykanu (powstała przecież Rada Nowej Ewangelizacji) po parafię. To jest misja Kościoła. Reszta to konsekwencje tej drogi.

Dlaczego egzorcyzmy Jezusa trwały chwilę, a kapłani „męczą się” przez lata?

– Jezus jako Syn Boży był przezroczysty. Nie zatrzymywał łaski i mocy płynącej od Ojca. A my, słabi ludzie, ją blokujemy. Grzechami, nieposłuszeństwem, brakiem wiary. Bycie egzorcystą jest dla mnie powodem do nieustannego nawracania się. Ale uwaga – nie mogę uzależniać skuteczności egzorcyzmu od mojej osobistej świętości. To Jezus działa, nie ja.

A ojciec Rufus Pereira? Jego najdłuższy egzorcyzm trwał podobno trzy minuty? Nie zazdrości Ksiądz takim charyzmatykom?

– Zazdroszczę (śmiech). Ale to zdrowa zazdrość, bo ja podpatruję jego działanie i sposób posługiwania. Wielką tajemnicą jest to, że Bóg się nami posługuje. Gdyby moc Jezusa działała samoczynnie, bez pomocy egzorcysty, uwolnienia dokonywałyby się w czasie codziennej Eucharystii. Wystarczyłoby przyjąć Komunię św. Przecież to jest sakrament, pełnia Bóstwa. Choć czasami zdarzają się takie przypadki, jak słynna historia z Janem Pawłem II. Modlił się nad opętaną osobą… i nic. Ale gdy rzucił: „Odprawię za ciebie Mszę św.”, demon wyszedł.

Kiedy przekonał się Ksiądz na własnej skórze, że dłonie kapłana są namaszczone?

– We wspólnotach charyzmatycznych. Byłem wielkim sceptykiem. Wywodzę się ze środowiska akademickiego, gdzie wszystko się weryfikuje. Rządzi szkiełko i oko. Patrzyłem na środowisko charyzmatyczne i kiwałem głową: „Nawiedzeni. To wszystko oparte jest jedynie na emocjach”. Do czasu, gdy poproszono mnie o posługę w jednej z grup. Z pewną nieśmiałością nakładałem ręce, a potem przychodzili ludzie i mówili: „Poczułem moc. Od tej chwili zmieniło się moje życie”. Wiedziałem, że to nie było moje działanie. To był moment zwrotny. Moje ręce? Są bardzo zwyczajne. Moją świętość? Też nie, bo jej nie mam. Więc co? A raczej: Kto? I tu wracamy do punktu wyjścia: to, co się dokonuje, dzieje się mocą Jezusa Chrystusa, nie moją. Ja uwierzyłem wówczas w moc kapłaństwa.

I nie czuł się Ksiądz samotny w gronie kolegów z rocznika, którzy do dziś nie odkryli mocy swoich święceń?

– Teraz to oni żartują, że jesteśmy nawiedzeni (śmiech). Ale to, o czym opowiadam, to nie teoria wyczytana w książkach: to moje doświadczenie. Na szczęście jest ono udziałem coraz większej grupy kapłanów. Wielu księży psychologizuje zjawiska opętania aż do czasu, gdy nagle w ich parafii pojawi się taki przypadek. Wtedy wpadają w panikę.

I co im Ksiądz mówi?

– Mówię: módl się. Przecież masz moc święceń, możesz sam zmówić modlitwę o uwolnienie. Egzorcyzmu odprawić nie możesz, bo nie masz uprawnienia, ale masz cały arsenał środków. Masz sakramenty, „100 proc. obecności Boga”, o wiele mocniejsze niż egzorcyzm. Przecież egzorcyzm jest jedynie sakramentalium, czyli stoi kilka rang niżej niż sakrament! Siła egzorcysty bierze się z posłuszeństwa. Egzorcyzm „działa” jedynie w Kościele, nie poza nim.

Odpada wizytówka: „Ks. prof. Misiarczyk – egzorcysta przyjmuje od 9 do 15”?

– Nic z tego! Ile razy już widziałem, jak na demona działa powołanie się na posłuszeństwo biskupowi, na jego wiarę, na biskupi mandat. To działa na Złego jak płachta na byka. Reaguje furią. Z dnia na dzień doświadczam intensywniej mocy świętości Kościoła.

Nasza wiara podszyta jest lękiem. Czy to nie jest teren harcowania demonów?

– Demony żywią się naszym lękiem. Nie potrafią znieść naszego dobrego humoru. W czasie egzorcyzmu kapłan pyta: „Czemu nie chciałeś służyć Bogu”? „Bo chciałem być panem świata”. Ksiądz roześmiał się: „Aleś dowcipny!”. Gdybyście widzieli, jak ten demon się wściekł...

Ratuje Księdza poczucie humoru?

– Tak. Zobaczmy, jak wiele uwolnień dokonuje się w czasie modlitwy uwielbienia, śpiewania pełnych radości pieśni chwały. To jedyne nasze zadanie: uwielbianie Boga. Non stop. Diabeł jest wielkim smutasem. Słyszałem demona, który błagał w czasie egzorcyzmu, by kapłan pozwolił mu posiedzieć przez chwilę pod krzyżem, by tylko… nie musiał wracać do piekła. Dlaczego? – pytał egzorcysta. – Bo tam – wołał – jest smutek. To rozdarcie, pęknięcie wiele nam pokazuje. Im bliżej Boga, tym mniej lęku. Święta Teresa z Ávila pisze, że w kolejnej komnacie duchowej twierdzy nie odczuwamy już lęku…

Tyle że my stoimy w przedpokoju.

– I dlatego boimy się, zmagamy każdego dnia. I często traktujemy lęk jako objaw opętania. Gdy przychodzi do mnie ktoś i rzuca: „Jestem opętany”, patrzę bardzo podejrzliwie. Nie uznaję takiej autodiagnozy. Na egzorcyzm nie przyjmuje się osób z ulicy.

Czy widząc pustoszejące kościoły na Zachodzie, nie nachodzi Księdza czasem smutna refleksja, że Zły jest naprawdę „Księciem tego świata” i drwi z pokornego, bezbronnego Boga?

– Nie. Nie mam świadomości przegranej. Kondycja zachodniego chrześcijaństwa to nie słabość Boga, ale ludzi, którzy odwracają się do Niego plecami. Ale skoro Bóg dopuszcza taką sytuację, to znaczy, że w konsekwencji widzi w tym jakieś dobro. Nawrócenie tych, którzy odbiją się od dna. Człowieka po egzorcyzmie naprawdę nie trzeba przekonywać, by chodził na Mszę. On pobiegnie na nią w podskokach! Nie trzeba mu wmawiać: „Pość w piątki”. On będzie pościł przez dwa dni! Wie, czym pachnie odstępstwo i jaki smak ma łaska. „Gdzie wzmógł się grzech” i tak dalej… To, co dzieje się dziś w Kościele, jest szansą na wielką ewangelizację. Mówię kolegom, księżom: Słuchajcie, żyjemy w epoce, o której mówił prorok Joel. W czasach wylania Ducha! Kapłan wyciąga ręce i jak na pstryknięcie zstępuje Duch! Jedyny warunek? Żeby tylko temu księdzu się chciało… Inaczej grozi nam skansen. Zamknięcie się w getcie i bronienie za wszelką cenę starych przyzwyczajeń. A to ma krótkie nóżki... Gdy ksiądz otworzy się na działanie łaski, dzieją się cuda. Mój kolega prowadził niedawno w mocy Ducha rekolekcje dla gimnazjalistów. Po nich aż 40 osób zapisało się na wyjazd do Lednicy. A podobno gimnazjum to takie beznadziejne środowisko. Jeśli 12 apostołów nawróciło pełen demonów świat rzymski, to co może zdziałać tysiące kapłanów! Moc Jezusa zwycięży, nie mam wątpliwości. Widzę, jak diabeł się czołga. Bliska mi jest myśl św. Augustyna. Gdy Wandalowie wdarli się do Hippony, wychowani w duchu rzymskim chrześcijanie przerazili się: „Umiera świat!”. A Augustyn odparł spokojnie: „Nie. To nie stary świat się kończy, to nowy się zaczyna”.