Wygląda to jak scenariusz globalnej wojny handlowej

PAP |

publikacja 05.03.2025 14:37

Ekspert o zapowiedziach Donalda Trumpa.

Dolar przeciw wszystkim Jakub Szymczuk /Foto Gość Dolar przeciw wszystkim
Ciekawe, co z tego wyniknie

Prezydent USA Donald Trump zapowiedział wprowadzenie ceł m.in. na UE, Brazylię czy Indie. Wygląda to jak scenariusz globalnej wojny handlowej - powiedział PAP dr Rafał Szymanowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ocenił, że gospodarka całej UE nie ucierpi poważnie z powodu ceł.

W czasie swojego środowego orędzia przed połączonymi izbami Kongresu prezydent USA zapowiedział wprowadzenie 2 kwietnia ceł, na kraje, które nakładają cła na Stany Zjednoczone. Wśród państw, które dotkną nowe taryfy wymienił m.in. Brazylię, Indie, a także kraje Unii Europejskiej. "Przez dziesięciolecia oszukiwało nas niemal każde państwo na Ziemi i nie pozwolimy, żeby tak się dłużej działo" - oznajmił Trump.

"Wygląda to jak scenariusz dużej globalnej wojny handlowej. Ale przecież Trump to zapowiadał. Mówił, że cło to jest najpiękniejsze słowo w języku angielskim i nazywał siebie +tariff man+, czyli spełnia wprost swoje obietnice" - powiedział PAP dr Szymanowski z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM oraz poznańskiego Instytutu Zachodniego.

Dodał, że gospodarka UE nie ucierpi na przyszłych cłach tak, jak np. Kanada czy Meksyk.

"W 2023 r. eksport dóbr z UE do USA odpowiadał za mniej niż 3 proc. wartości PKB całej Unii Europejskiej. To nie jest dużo. Nawet, jeśli Trump te cła nałoży, to niemiecki przemysł - zwłaszcza samochodowy - będzie cierpiał, poszczególne firmy będą cierpieć, ale Unia sobie poradzi. Jeśli chodzi o Meksyk, to eksport do USA to jest już 27 proc. wartości całej gospodarki kraju, a w Kanadzie 21 proc. Tak, że cła na Meksyk i Kanadę mogą te kraje bardziej zaboleć" - powiedział.

W nocy z poniedziałku na wtorek czasu lokalnego zaczęły obowiązywać 25 proc. cła na towary sprowadzane do USA z Meksyku i Kanady. W tym samym czasie weszła w życie również 10-procentowa podwyżka ceł na towary z Chin. Z kolei 12 marca mają wejść cła na sprowadzane do USA aluminium i stal.

Dr Szymanowski zwrócił uwagę, że choć USA mają deficyt w handlu towarami z UE, to biorąc pod uwagę obrót usług, wartość tej wymiany handlowej się wyrównuje. "Stany Zjednoczone mają nadwyżkę w handlu usługami z UE. Mówimy o całym sektorze platform streamingowych, usług finansowych. Jeśli Europa odpowie na cła jakimiś ograniczeniami w zakupie usług ze Stanów Zjednoczonych, to nie będzie to jednoznacznie pozytywne dla amerykańskiej gospodarki" - ocenił.

Pytany o wymienienie przez Trumpa m.in. Brazylii i Indii, jako kolejnych państw, na które zostaną nałożone cła, badacz ocenił, iż może to być zapowiedź wykorzystania taryf, jako środka nacisku politycznego. "Może cła zostały położone na stole jako groźba, żeby coś na tych państwach wymusić. Indie i Brazylia to kraje +stojące po środku+, a USA mogą chcieć je przeciągnąć na swoją stronę w sprawie, o której jeszcze nie wiemy" - ocenił.

W orędziu Trump mówił, że zamierza zbilansować budżet USA. Pytany czy cła mogą umożliwić amerykańskiej administracji taki cel dr Szymanowski zaprzeczył.

"Oceniam to jako deklarację. To jest mało realne, żeby w ciągu dwóch lat zrównoważyć budżet w podręcznikowy sposób. Amerykańscy konsumenci przyzwyczaili się do życia na kredyt. Amerykanie korzystają z tego, że dolar jest globalną walutą i nie ma pilnej potrzeby szybkiej redukcji długu USA. Nie wiem czy Trump mówi serio o zrównoważeniu budżetu. Myślę, że to deklaracja kierunkowa" - powiedział.

PAP zapytała czy USA mogą wygrać wojnę handlową z największymi gospodarkami świata.

"Historia dotychczasowych wojen handlowych pokazuje, że w takich starciach nie ma wygranych i wszyscy przegrywają. Najsłynniejszym przykładem jest duży ruch protekcjonistyczny w Stanach Zjednoczonych, jaki pojawił się po wielkiej depresji 1929-1933. Protekcjonizm jaki wyszedł wtedy z USA doprowadził szybko do działań odwetowych innych państw i nikt nie poprawił swojej sytuacji. Bardzo możliwe, że teraz również tak będzie" - ocenił.

Więcej o reakcjach konkretnych państw - na następnej stronie

"Jeśli Stany Zjednoczone naprawdę chcą rozwiązać problem fentanylu, to właściwą rzeczą jest skonsultowanie się z Chinami, traktując się nawzajem jak równy z równym" - czytamy we wpisie ambasady na platformie X. "Jeśli wojna jest tym, czego chcą Stany Zjednoczone, czy to wojna celna, wojna handlowa, czy jakikolwiek inny rodzaj wojny, to jesteśmy gotowi walczyć do końca" - zadeklarowała chińska misja dyplomatyczna.

Po podobną retorykę sięgnął we wtorek rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Lin Jian, komentując podczas briefingu decyzję Donalda Trumpa o zwiększeniu do 20 proc. ceł na import z Chin do USA. Rząd w Pekinie "będzie grać do końca" - zapewniał przedstawiciel MSZ.

Lin, poproszony w środę o komentarz do wpisu placówki dyplomatycznej, oświadczył, że "nie widział tej deklaracji ambasady", a stanowisko rządu w Pekinie "w odpowiednich kwestiach" wyjaśnił poprzedniego dnia.

Oficjalnym powodem wprowadzenia przez Waszyngton ceł, które objęły także, w różnym wymiarze, Kanadę i Meksyk, jest walka z przemytem z tych krajów fentanylu - opioidu, powodującego co roku śmierć setek tysięcy Amerykanów.

Według władz w Pekinie administracja Trumpa wykorzystuje problem związany z fentanylem do "oczerniania i przerzucania winy na Chiny oraz wywierania na nie presji i szantażowania je podwyżkami ceł". MSZ kilkukrotnie argumentowało, że "przyczyna problemu leży w samych Stanach Zjednoczonych", a taryfy go nie rozwiążą.

W opublikowanej we wtorek rządowej białej księdze zaznaczono, że ChRL podjęła działania, w tym obejmujące "dogłębną" współpracę z USA, które przyczyniły się do "osiągnięcia znaczących wyników" w nadzorze nad produkcją i dystrybucją fentanylu.

"Radzimy stronie amerykańskiej, aby porzuciła swoją (politykę) zastraszania i powróciła na właściwą ścieżkę dialogu i współpracy, zanim będzie za późno" - oświadczył rzecznik Lin w środę.

Po ogłoszeniu przez Trumpa pierwszych ceł na chiński import w ubiegłym miesiącu, Pekin odpowiedział m.in. 15-procentowymi taryfami na import węgla i skroplonego gazu ziemnego (LNG), a także 10-procentowymi stawkami na import ropy naftowej czy maszyn rolniczych. W związku z podwojeniem taryfy Chiny ogłosiły wprowadzenie ceł w wysokości od 10 do 15 proc. na import produktów rolno-spożywczych z USA.
 

***

Po ogłoszeniu przez administrację USA 25-procentowych ceł na import z Kanady i decyzji rządu w Ottawie o wprowadzeniu ceł odwetowych, władze 13 kanadyjskich prowincji i terytoriów rozpoczęły we wtorek wdrażanie własnych odpowiedzi na amerykańskie taryfy.

Rząd prowincji Ontario, w której sieć sklepów LCBO należących do skarbu państwa sprzedaje co roku amerykańskie napoje alkoholowe o wartości 1 mld dolarów kanadyjskich, nakazał LCBO wycofanie z półek amerykańskich produktów.

O wycofaniu amerykańskich napojów alkoholowych zdecydowała też Nowa Szkocja w sieci Nova Scotia Liquor Corporation. Podobne decyzje podjęły Nowy Brunszwik, Manitoba, a także Nowa Fundlandia i Labrador oraz Wyspa Księcia Edwarda. Kolumbia Brytyjska wycofała ze sklepów z alkoholem napoje produkowane w tych stanach USA, gdzie rządzą przedstawiciele Partii Republikańskiej.

Inną pozataryfową metodą reagowania na cła jest zakaz uczestniczenia amerykańskich firm w przetargach publicznych. Ontario wprowadziło taki zakaz we wtorek dla przetargów organizowanych przez prowincję, a premier Ontario Doug Ford mówił, że dla amerykańskich firm jest to strata "dziesiątek miliardów dolarów przychodów".

Również Nowa Szkocja ograniczyła dostęp amerykańskich firm do przetargów publicznych i szuka możliwości rozwiązania podpisanych już umów. Rząd Nowej Fundlandii i Labradoru wstrzyma dostęp wszystkich amerykańskich firm do przetargów publicznych. Nowy Brunszwik wstrzymał wszelkie zakupy w USA. W Kolumbii Brytyjskiej rząd zdecydował, że będzie dokonywał wyłącznie zakupów produktów kanadyjskich, uprzywilejowując firmy z prowincji.

Dwie prowincje, Alberta i Saskatchewan, będą decydować o dalszych posunięciach w środę.

Niektóre prowincje zaczęły ogłaszać plany wsparcia dla firm, w tym w poszukiwaniu nowych rynków. Premier prowincji Quebec Francois Legault ogłosił program 12-miesięcznych pożyczek zabezpieczających płynność firm do czasu znalezienia nowych rynków zbytu; pożyczki te mogą sięgać 50 mln dolarów. Prowincja udostępni też niskooprocentowane pożyczki wspierające podniesienie produktywności firm.

Nowy Brunszwik udostępni pożyczki do 5 mln dolarów kanadyjskich na podtrzymanie działania firm dotkniętych amerykańskimi cłami. W Manitobie rząd zastosuje odroczenia podatkowe. Na Wyspie Księcia Edwarda rząd udostępni bezzwrotną pomoc dla firm poszkodowanych w wyniku ceł, do wysokości 32 tys. CAD.

Są też innego typu działania. Ontario, które sprzedaje energię elektryczną do 1,5 mln gospodarstw domowych w amerykańskich stanach Minnesota, Michigan i Nowy Jork, analizuje obecnie możliwość nałożenia na sprzedaż prądu 25-procentowego podatku eksportowego, a w przypadku nałożenia przez USA kolejnej transzy ceł, zamierza wstrzymać całkowicie dostawy prądu.

Ponadto są decyzje wymierzone bezpośrednio w otoczenie prezydenta USA Donalda Trumpa. Ontario, które zawarło kilka miesięcy temu kontrowersyjny kontrakt z firmą Starlink Elona Muska na dostawę internetu w okolicach wiejskich, zerwało opiewającą na prawie 100 mln CAD umowę.

Media kanadyjskie udostępniały we wtorek zdjęcia wykonane przez Mervyna Sequeirę, który sfotografował w lutym 20-minutową bitwę między bielikiem amerykańskim, orłem, który jest ptakiem amerykańskiego godła i kanadyjską gęsią. Jak opisywał publiczny nadawca CBC, orzeł myślał, że znalazł obiad, ale to gęś wygrała pojedynek: orzeł zrezygnował i odleciał.

***

Wtorkowa decyzja prezydenta Donalda Trumpa o wprowadzeniu 25-procentowych ceł na  meksykańskie towary potwierdziła prognozy, według których  postanowił on rozpocząć wojnę handlową i obniżyć rangę stosunków gospodarczych z jednym z najważniejszych partnerów  handlowych,  Meksykiem - zauważają media.

W tym tonie utrzymane są pierwsze niezwykle obszerne komentarze na wszystkich niemal portalach informacyjnych Ameryki Łacińskiej w reakcji na decyzję amerykańskiego prezydenta, na które powołuje się m.in. hiszpańska agencja prasowa EFE.

Wysiłki prezydent Meksyku Claudii Sheinbaum i jej gabinetu, aby odwieść amerykańskiego prezydenta od decyzji w sprawie podwyżki ceł, spełzły na niczym. Skutki tej decyzji uderzą w kluczowe struktury meksykańskiej gospodarki, co może spowodować recesję - podkreśla EFE.

Meksyk w 2024 roku odnotował nadwyżkę w handlu z USA w wysokości 160 mld dolarów. Bilans rocznej wymiany handlowej między obu krajami przekroczył 800 mld dolarów. Według Instytutu ds. Konkurencyjności meksykański eksport do USA był wart 490 mld dolarów, co stanowiło 30 proc. meksykańskiego produktu krajowego brutto. Najboleśniej skutki decyzji prezydenta USA odczuje meksykańskie rolnictwo oraz przemysł motoryzacyjny.

Meksyk eksportował do Stanów Zjednoczonych 25 proc. produktów żywnościowych spożywanych w tym kraju. Meksykańskie piwo i wódka tequilla są tradycyjnie ulubionymi, zwłaszcza w Teksasie, Kalifornii i Arizonie, napojami alkoholowymi. Sprowadzane z Meksyku samochody stanowią 43 proc. amerykańskiego importu aut. W 2023 roku Meksyk wyeksportował na rynek amerykański ponad 3 mln samochodów.

Umowa między Meksykiem, USA i Kanadą o wolnym handlu w regionie z 2018 roku, renegocjowana 2020 r. za pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, według pierwszych komentarzy meksykańskich mediów może być obecnie zagrożona, co miałoby szczególnie poważne następstwa dla meksykańskiej gospodarki