Gorzko o wychowaniu

Dmuchając i chuchając wychowuje się egocentryczne mimozy.

Gorzko o wychowaniu

Już połowa maja... Czas pierwszych komunii. Miałem okazję ostatnio być na takim wydarzeniu. Przy okazji zobaczyć salki katechetyczne w pewnej parafii. Na drzwiach jednej z nich skierowana do dzieci ulotka. Taka „antyprzemocowa”. „Nikt nie ma prawa cię...” I dalej wymienione, czego nie ma prawa. „Szarpać, upokarzać, popychać, zmuszać, szantażować, bić, wyśmiewać,  krytykować, zastraszać, wyzywać”. No i informacja, że „jeśli nie czujesz się bezpiecznie, jesteś zastraszany, doświadczasz przemocy, Twoje prawa są łamane, poinformuj (!) lub zadzwoń”. I tu telefon. Numer alarmowy 112 i numer telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży. Zadumałem się....

Zwłaszcza nad stwierdzeniem, że dziecko nie może być krytykowane. Zastanawiałem się, co właściwie jest krytyką? Zwrócenie uwagi, że nie powinno się głośno zachowywać? Zwrócenie uwagi, że nie powinno podczas lekcji wychodzić na środek klasy i ściągać spodni? Albo taka nie za dobra ocena z matematyki: czyż to nie krytyka jego/jej postępów w nauce? To dziecko kiedyś wyrośnie. Przekonane, że jest idealne, a wszystko co robi jest genialne, boleśnie zderzy się z życiem. Tymczasem wychowanie – w teorii – ma dziecko do dorosłego życia właśnie przygotować....

Generalnie trudno się z tezami ochrony dzieci przed przemocą nie zgodzić. Tyle że w praktyce to mieszanka postulatów sensownych i takich, z których wprowadzaniem w życie trzeba sporej roztropności. Pomińmy nawet kwestię tego, co dziecko może odebrać jako zmuszanie (zjedz obiad!), wyśmiewanie czy zastraszanie (jak nie posprzątasz, to nie pójdziesz się bawić z kolegami). Co jednak ma na przykład zrobić wychowawca domu dziecka, gdy dziecko na jego oczach robi krzywdę innemu dziecku? Jak zareagować, gdy na „przestań” nie reaguje? Tak, pani psycholog może zadowolić się jego zapewnieniami, że „już nie będzie”. Podobnie pani sędzia, do której zrobi słodkie oczy i przyjmie pozę tylko trochę zagubionego niewiniątka. Mogą, bo nie muszą reagować tu i teraz. Ale co ma zrobić ów wychowawca, gdy te zapewnienia okazują się pusta gadaniną i po raz kolejny przyłapał trzynastoletniego delikwenta na seksualnym wykorzystywaniu młodszych? Zamknąć cicho drzwi pomieszczenia, w którym się to dzieje – nie może przecież krytykować, zastraszać, o szarpaniu i biciu już nie mówiąc – i wezwać policję?

Gdy parę dni później, przygotowując się do tego komentarza przeczytałem kolejny raz ulotkę zauważyłem coś jeszcze. Cytując jej treść zaznaczyłem to wykrzyknikiem. Poinformuj lub zadzwoń – apelują do dzieci autorzy ulotki. Ale kogo poinformować? Nie napisali. Rozumiem, nie chcieli wymienić przypadkiem tego, który jest sprawcą przemocy. Można było jednak napisać ogólnie: np. zaufanego dorosłego. Nie, jest tylko poinformuj lub zadzwoń – i tu już konkretnie, numer alarmowy 112 i numer telefonu zaufania... Chcąc nie chcąc autorzy ulotki dali tym młodym do zrozumienia, że nie ma co szukać, kogo by w swoim otoczeniu o krzywdzie poinformować, tylko zaraz trzeba zadzwonić. Czyli że najlepiej problem rozwiążą ci, którzy nie mają o sprawie zielonego pojęcia. I którzy sprawdzając słuszność doniesienia – wszak dzieciak może np. mścić się na rodzicach za to, że nie kupili mu nowego smartfona – uruchomią wobec oskarżanych uciążliwą i upokarzająca machinę urzędniczą. Taki bat na rodziców w rękach dziecka...

Wychowanie pod kloszem, wychowanie w poczuciu, że mam prawa, a inni mają się dostosować. A potem przychodzi dorosłość wraz ze swoimi realiami. I okaże się np. że jakiś prokurator, chcąc cię słusznie czy niesłusznie oskarżyć, przyśle po ciebie o szóstej rano policję. Która wyłamie drzwi, skuje cię w kajdanki i tak skutego, wykręcając ręce tak, że pójdziesz na palcach, w samych gaciach, na oczach obudzonych sąsiadów i poinformowanych zawczasu telewizji, poprowadzi do radiowozu.

TAGI: