Rozmyślania po procesji

Maria Sołowiej

Nie, nie musi być zawsze tak samo. A jednak żal…

Rozmyślania po procesji

Procesja Bożego Ciała. Ludzi sporo. Tyle, ile przed laty? Dzieci pierwszokomunijnych mniej. Starzeje się nam parafia. I chyba po trochu wymiera. Ołtarz od kilku już lat jeden, przewożony samochodem na kolejne miejsca.

W tym roku procesja idzie trochę inną trasą niż zwykle, to znaczy niż chodzi najczęściej. To dobrze. Przechodzimy obok szpitala, którego pacjenci potrzebują modlitwy i Bożego błogosławieństwa. Obok nowego osiedla szeregowych domków. I obok starych domów. Skupienie, śpiew. Kwietnych płatków dostarczonych do kościelnego przedsionka cała masa, dzieci mają czym sypać. Barwniej i z większym rozmachem byłoby pewnie, gdybyśmy zostali na wsi, w Pewli, bo tam w procesji i stroje ludowe, i strażacka orkiestra, i ołtarze cztery, każdy inny, zmyślnie ozdobiony.  Ale nie wiem dlaczego ciągle mam poczucie, że w ten dzień najlepiej być  w swojej parafii czyli u siebie. 

Mogłabym bardziej skupić się na pieśniach, modlitwie, słuchaniu Bożego Słowa, może zachwycić się niebem i czerwcową zielenią, ale ciekawość każe jeszcze zerkać w kierunku okien. Z roku na rok mniej przystrojonych. Jeśli przystrojonych, to zwykle  emblematami. Czasem tylko niespodzianka. Tradycyjne, wielkie obrazy. Zniknęły już z przeważającej większości domów, prawda? Czasem jeszcze przychodzi wnuczek do dawno nie odwiedzanej babci czy prababci, rozgląda się i szepcze: „Babciu, u ciebie jak w kościele.” Bo tu i ówdzie wisi jakiś obrazek o tematyce religijnej. U rodziców została modna szarość ścian, tu i ówdzie ozdobiona rodzinnymi zdjęciami. 

Dwa razy zwiedzałam muzeum sztuki sakralnej w Ligocie Dolnej w pobliżu Góry Świętej Anny. Za pierwszym razem byłam zachwycona zgromadzonymi zbiorami, za drugim zrobiło mi się smutno. Wszystkie te obrazy, krzyże… Przywiezione z Częstochowy, Piekar, Kalwarii Zebrzydowskiej, kupione na odpustach. Dobrze, że znalazły „drugie życie” w muzeum, ale czy ich miejsce nie jest raczej w domu? Tam, gdzie ludzie się modlą, a nie patrzą, podziwiają, porównują, czasem wspominają, że ciotka Hilda też miała w domu dokładnie taki.

Nie, nie musi być zawsze tak samo. Może być szara ściana i różaniec na nadgarstku albo na palcu. Kto wie, może nawet procesja Bożego Ciała, która zaistniała w Kościele przed wiekami, ale przecież nie towarzyszy wierzącym od jego początków, ustąpi kiedyś miejsca innym formom pobożności. A jednak żal…

PS. Miało być o Eldorado. Ale o tym potem…