W Senacie wystawa o KL Stutthof

PAP |

publikacja 13.09.2011 14:11

"Stutthof 1939-1945. Historia i jej świadkowie" - taki tytuł nosi wystawa opowiadająca historię i prezentująca sylwetki kilkunastu więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof założonego bezpośrednio po wybuchu II wojny światowej. Wystawę otwarto we wtorek w Senacie.

"W waszych losach ogniskują się losy setek tysięcy osób, milionów ludzi, którzy przeszli przez nazistowskie fabryki śmierci" - takimi słowami marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zwrócił się do przybyłych na otwarcie wystawy byłych więźniów obozu Stutthof. "Chcemy tą wystawą oddać hołd wszystkim, którzy przez ten i inne obozy przeszli" - zaznaczył marszałek.

Były więzień KL Stutthof, historyk prof. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, przypomniał, że przez obóz przeszli "najwybitniejsi działacze polscy z Wolnego Miasta Gdańska, Pomorza, a później i z innych rejonów Polski, Białostocczyzny, północnego Mazowsza, wreszcie w Warszawy". Dunin-Wąsowicz był aresztowany w kwietniu 1944 r., po pobycie w Alei Szucha i na Pawiaku, został wywieziony do obozu koncentracyjnego Stutthof, z którego uciekł podczas ewakuacji w lutym 1945. Jest autorem pierwszych opublikowanych zaraz po wojnie wspomnień z KL Stutthof.

Na wystawie informacje na temat obozu sąsiadują z fragmentami wspomnień i sylwetkami więźniów.

Wśród nich jest sylwetka Jana Schoennagla, który jako 16-latek wraz z ojcem trafił do obozu we wrześniu 1939 r. z pierwszym transportem; zwolniony został w październiku 1939 r. m.in. ze względu na wiek. Jego ojciec Leon, był najpierw więźniem Stutthofu, później Sachsenhausen i Dachau, gdzie zmarł.

Więźniarka Adelajda Krajnik z domu Hirsch trafiła do obozu latem 1940 r. Aresztowana została w marcu, była zakładniczką za ojca, byłego naczelnika poczty w Szymbarku, który ukrywał się. Gdy Adelajda trafiła do obozu w Stutthofie miała 15 lat. Pracowała w komandzie leśnym przy wyrębie drzew, a także w cegielni i przy zbieraniu ziemniaków. Zwolniona została z obozu latem 1941 r. i wywieziona na roboty.

Inna więźniarka Elżbieta Marcinkowska-Szuca była pracownicą Poczty Polskiej w Gdańsku. Aresztowana została w 1942 r. za działalność podziemną. W obozie była do stycznia 1945 r. opuściła go w tzw. marszu śmierci. Oswobodzona została przez Armię Czerwoną w marcu 1945 r. niedaleko Wejherowa.

"Obóz. Raczej mordownia, a nie obóz, byłoby właściwą nazwą, bowiem to co ujrzały moje oczy po przemundurowaniu w pasiaki, słowami nie da się opisać. Żaden pisarz, żaden film, nie może oddać tego, co było dla nas rzeczywistością" - brzmi cytowany w wystawie fragment wspomnień więźnia Janusza Kempskiego.

"Różne myśli cisnęły mi się go głowy, lecz zawsze wracała jedna +nie wolno się załamać, bowiem chwilowe nawet załamanie to nieunikniona śmierć, a umrzeć w tak młodym wieku, gdy ma się zaledwie 20 lat, to żal+. Człowiek dopiero co zaczął żyć, a już stanął nad przepaścią" - tak brzmi fragment wspomnień innego więźnia Stefana Kozłowskiego.

Obóz koncentracyjny Stutthof utworzony został na anektowanych terenach Wolnego Miasta Gdańska, 36 km od Gdańska, u nasady Mierzei Wiślanej. Funkcjonował od 2 września 1939 roku do 9 maja 1945 roku. Był pierwszym i najdłużej istniejącym obozem na terenach wchodzących aktualnie w skład Państwa Polskiego.

W ciągu ponad 5 lat działalności obozu koncentracyjnego Stutthof zarejestrowano w nim łącznie około 110 000 więźniów, w tym około 50 tys. kobiet i dzieci. Byli oni obywatelami 28 państw. Wśród więźniów najliczniejsi byli Żydzi oraz Polacy, ale także osoby z wielu innych krajów - głównie północnej Europy. Przybywały też transporty Romów. W specjalnych transportach trafiali także katoliccy księża z Gdańska i innych okolicznych miast. W KL Stutthof osadzono też rodziny zamachowców z nieudanego zamachu z lipca 1944 roku na Adolfa Hitlera (m.in. rodzinę pułkownika Clausa von Stauffenberga).

W czerwcu 1944 r. obóz Stutthof włączono do realizacji "Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". Żydzi, w szczególności kobiety i dzieci, byli kierowani bezpośrednio do komór gazowych. Liczbę ofiar ocenia się na około 65 tys. osób. (PAP)