Nie taka straszna sieć

Andrzej Macura

Z jednej strony się cieszę, że Kościół dostrzega znaczenie internetu. Z drugiej zaczynam się martwić.

Nie taka straszna sieć

Jutro w Kościele w Polsce obchodzimy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Tradycyjnie już w styczniu, w święto patrona mediów, św. Franciszka Salezego, opublikowano papieskie orędzie z tej okazji. Po raz kolejny poświęcone było najnowszemu z mediów, internetowi. Przyznam, że po jego lekturze mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że Kościół dostrzega znaczenie internetu. Wszak od prawie dziesięciu lat pracuję w sieci i wiem, jak ogromny to, ciągle za mało wykorzystywany potencjał. Z drugiej strony zaczynam się martwić, że ludzie Kościoła wypowiadając się na temat tego medium ciągle bardzo wiele uwagi poświęcają zagrożeniom, jakie korzystanie z internetu niesie. Może się mylę, ale mam wrażenie, że nieproporcjonalnie dużo w porównaniu z apelami o ostrożne korzystanie z innych mediów.

Choćby przypominana od lat kwestia udawania. To prawda, że w internecie można spotkać ludzi kreujących się na innych, niż są w rzeczywistości. Ale czy „świat realny” nie dostarcza podobnych przykładów?  Podwójne życie nie jest domeną jedynie internetu. Warto też zastanowić się, czy czasem taka postawa nie bywa swoistą próbą wyrwania się z niewygodnej roli, w jaką wepchnęło człowieka jego „realne” środowisko. Wiadomo skądinąd, że kto raz został uznany przez otoczenie za nieudacznika czy czarną owcę, ciągle już jest tak w swoim środowisku postrzegany.  Bardzo trudno to zmienić. Kontakty w internecie pomagają takim ludziom uwierzyć w siebie i wyrwać z tego przeklętego kręgu niemocy. Czy to źle?

Dlatego cieszę się, że Benedykt XVI w swoim orędziu nie skoncentrował się jedynie na zagrożeniach, ale zwrócił też uwagę na zalety internetu. Jedną z nich jest zacieranie różnic między nadawcą a odbiorcą, dzięki czemu zwykła wymiana informacji staje się w tym medium formą spotkania z drugim człowiekiem, dzielenia się. Żadne inne medium nie daje w tym względzie tak wielu możliwości.

My, chrześcijanie Europy, którzy próbują na serio traktować ewangeliczne wezwania, czujemy się dziś często wypychani poza nawias życia społecznego i osamotnieni w swoim widzeniu świata. Stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe czy wielonakładowe gazety, nagłaśniając drobne inicjatywy antychrześcijańskie, milczą o wielkich wydarzeniach z udziałem ludzi wierzących. Internet spadł nam z nieba. Skazani na społeczne wymarcie otrzymaliśmy szansę zaistnienia. Stosunkowo niewielkim nakładem sił i środków możemy sprawić, że nasz głos naprawdę będzie słyszany. Czy potrafimy ten dar wykorzystać?