Z ulicy diabła ku dolinie Luangwa

Krzysztof Błazyca

publikacja 24.10.2011 09:06

Mieszkańcy wiosek na ternie misji Lumimba zaproponowali by przenieść obchody Bożego Narodzenia na czerwiec, a Wielkanoc na październik. Chcą świętować, ale czas na pracę i świętowanie wyznaczają tu… opady deszczu

Z ulicy diabła ku dolinie Luangwa   Jacek Rakowski MAfr Nastoletni chłopcy z "devil's stret" Misja Lumimba położona jest w środku buszu, w malowniczej dolinie rzeki Luangwa. Z Lusaki jest tam ponad 1000 km. Zielona kraina, królestwo dzikiej zwierzyny. Jakże inna od ponurych zaułków stolicy Zambii, gdzie na  „Devil Street” śmierć tańczy wokół namiastek życia. Zbyt młodego by miało kończyć się w tak dramatyczny sposób. A jednak bywa że… 

Mzungu Watu

Jacek Rakowski ze zgromadzenia Misjonarzy Afryki  to twardy typ, ale  o wielkim sercu.  Misjonarz „ulicznik”, dla którego slumsy Lusaki stały się wyzwaniem. Oswoił się z ponurymi zaułkami Soweto Market. Mieszka tu ok. dwustu dzieciaków. To w większości chłopcy, ale nie brak i kilkunastoletnich dziewcząt... i ich dzieci. Ulica wiele odkrywa i jeszcze więcej zakrywa. Przykra woń palonych śmieci, przy których się grzeją o poranku, miesza się z odorem sfermentowanego lokalnego piwa. Soweto w barwach ognia, z wymownym napisem  „welcome to devil's street” opowiada historie, których nie chce się słyszeć.

Jacek  jeździ tam przed świtem. Pobyć z nimi zanim odurzą się chemikaliami. Opatrzy rany z nocnej bójki, porozmawia, pogrzeją się razem przy ogniu. Przyjazny i wymagający. Inaczej nie można - dla ich dobra. „Są chytrzy. Jak znajdą słaby punkt, od razu to  wykorzystają” mówi. Jest jednym z tych dobrych aniołów, którzy wnoszą nadzieję na margines życia.  Cenią go tu i szanują. Mówią o nim - mzungu watu, czyli nasz biały.  Albo po prostu: Izaak – bo na „Jacku” łamią sobie języki. To dla nich prowadzi ośrodek  Dom Nadziei. Nie jeden wyszedł dzięki niemu na prostą, wrócił do rodziny.

Zobacz film:

Mała Suzanne

Jest chłodny wrześniowy poranek. Siedzimy na podłodze w baraku z kilkunastoletnią Grace, jej roczną córeczką Suzanne i kilkoma chłopcami. Joe chwieje się na nogach otumaniony. Śmieje się, chce się przytulić. Bełkocze . Za kilkaset kwacha (zambijska waluta) kupuje dzienną dawką. Na ulicy wszystko można kupić. Truciznę, a nawet przekleństwo. Joe czasem płaci ciałem. Czasem oddaje się za darmo. Musi jeśli chce żyć w miarę spokojnie.

Na ulicy diabła mieszka mała słodka Suzane, ale są tu też źli ludzie. Joe wie, pokazuje. „Uważaj na tego” mówi. I jest tu śmierć. Zawsze tajemnicza. Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Tylko nad ranem pośród dymu odnaleziono zwłoki. Twarz zmasakrowana. Joe wie, więc opowiada. Jacek interweniuje, identyfikuje, stara się o pochówek.

Ale tego poranka jest spokojnie. Grace mówi, że chce pracować. Musi utrzymać siebie i dziecko. Ale jest tylko dziewczyną. A ulica nie zna manier. Zwłaszcza ulica diabła.  Więc jeśli będzie „grzeczna” to jej zapłacą. A jak się postawi to pobiją. Ale ona  spróbuje inaczej niż....

Jacek pożycza jej pieniądze. Kupi za nie węgiel drzewny na sąsiednim targu. Potem przyniesie do Soweto i tu sprzeda. Może się uda rozkręcić biznes. Na najbliższy czas. Może w końcu opuści to miejsce.

Promienie słońca wlewają się obficie w wąską uliczkę, cuchnąca moczem i resztkami rozkładających się warzyw. Duże oczy malutkiej Suzanne się śmieją. Dziecko ufa. Dla niej jest po prostu  mama. I dobry wujek Izaak, do którego mówi „tata”.  

Zobacz film:

o.

.

Przodkowie są blisko

Opuszczamy Lusakę przed czwartą rano, kierując się w stronę misji Lumimba. – Pierwsze 600 km pójdzie gładko. Potem „trochę” potrzęsie – mówi Jacek. Kilkanaście godzin po dziurach zambijskiej „krajówki” i ostatnie 200 km przez busz – pozostawiają niezatarte wrażenia. O zmierzchu docieramy do misji.

Parę dni przed naszym przybyciem do Lumimba, we wsi był pogrzeb. Życie w wiosce wtedy zamiera a wszyscy udają się domu zmarłego. - Dla ludzi to bardzo ważne, byśmy jako misjonarze spędzali z nimi ten czas. Doceniają to – opowiada Paweł Mazurek, lublinianin. Od roku na placówce.. a już proboszcz.

Z ulicy diabła ku dolinie Luangwa   Krzysztof Błażyca Wioski na terenie parku Luambe „Trumnę” sporządza się tu z powiązanych ze sobą patyków. Przez pierwszy dzień ciało zawinięte w koc spoczywa w domu. Ludzie modlą się przy ciele. Śpiewają pieśni o zmartwychwstaniu. Potem siadają w grupach. Mężczyźni i kobiety osobno. Nawet małżeństwa nie siedzą razem. Żałoba trwa przez około dwa, trzy dni. Cmentarz jest poza wioską, po drugiej stronie rzeki. Mszy pogrzebowej się nie odprawia. Chowa się człowieka i… zapomina o nim.

- Tu nie ma zwyczaju odwiedzania grobów po pogrzebie. Ludzie unikają cmentarzy. Według tradycyjnych wierzeń, ten kto chodzi cmentarz jest albo wiedźmą lub czarownikiem – wyjaśnia Paweł. - Poza tym ludzie wierzą, że gdy ktoś umiera to przechodzi do przodków. A przodkowie są blisko żyjących.

Z ulicy diabła ku dolinie Luangwa   Krzysztof Błażyca Rybacy na rzece Luangwa Praca u podstaw

Pierwsi misjonarze – Ojcowie Biali, pionierzy misji katolickich w Zambii – dotarli do Lumimba w 1904 roku. Nie zagościli długo, napotykając na sprzeciw szefa wioski i silną presję ze strony ówczesnej społeczności muzułmańskiej. Misjonarzy wygnano. Wrócili dopiero w 1951 r. Tym razem misja powstała. Do lat 90-tych XX w. funkcjonowała jako parafia. Przez następne  lata pełniła rolę stacji dojazdowej, aż do roku 2008, gdy, na prośbę mieszkańców, parafię reaktywowano. Prowadzi ją trzech misjonarzy.

– To teren pierwszej ewangelizacji – mówi Paweł. - Mamy 18 placówek z kaplicami i 6 dużych stacji dojazdowych.  Ludzi na całym obszarze misji mieszka ok. 15 tys. Katolików jest ok. 1200, wliczając w to dzieci z rodzin katolickich, które nie są jeszcze ochrzczone. Reszta to animiści, muzułmanie, i protestanci. Są też wierni rodzimych kościołów zambijskich: Reformowany Kościół Zambii, Kościół Syjonu czy Chipangano - połączenie Starego Testamentu z wierzeniami tradycyjnymi. Charakteryzuje się ofiarami ze zwierząt, wiarą w duchy, kultem przodków, poligamią.

Misja należy do diecezji Chipata. Do miasta jest stąd 400 km.. Funkcjonują tu trzy języki (w Zambii są 72 języki lokalne): nyanja, tumbuka i bisa.  Ziemie należą do szefów wiosek. – Dwóch z nich to katolicy z naszej parafii. Wobec szefa wioski obowiązuje określony ceremoniał. - mówi Paweł. -Trzeba klęknąć przy powitaniu, potem usiąść.. Postawa siedząca wyraża skupienie i uwagę. Dlatego w czasie Mszy św. ludzie siedzą zarówno przy czytaniu Ewangelii jak i w czasie modlitwy wiernych.

Przenieśmy święta

Praca pastoralna w Lumimba zaczyna się w maju i trwa do końca października - przez okres pory suchej. W porze deszczowej nie można się dostać do większości stacji. - Drogi są nieprzejezdne, zamieniają się w rzeki. Pozostaje chodzić na piechotę do kilku pobliskich wiosek.

Objazd stacji trwa zwykle od czwartku do poniedziałku. - Te wizyty są najpiękniejsze. Sprawujemy msze, odwiedzamy chorych. Spotykamy się z tymi, którzy odeszli od kościoła i z tymi, którzy jeszcze nie wyznają Chrystusa. Bycie z ludźmi jest najważniejsze – podkreśla misjonarz.

W porze deszczowej zdarza się, że na mszę przyjdą… dwie osoby.  - Ludzie są wtedy zajęci pracą i całe dni spędzają na roli. Żyją z uprawy ryżu, kukurydzy, bawełny. Muszą też ustrzec plony od dzikich zwierząt. Wystarczy dzień a całe pole ryżu może zostać zniszczone przez słonie czy bawoły. A to oznacza głód – wyjaśnia Paweł. Nie ma miesiąca by zwierzęta nie wyrządziły szkody. Zdarza się też że do wioski podejdzie lew i ludzie giną. Krótki czas przed naszą wizytą doszło do tragedii w jednej z należącej do misji wiosek. Ofiarą padł 12 letni chłopak.

Zambijczycy są życzliwi i przyjaźni. A misjonarzy cenią i szanują. W Lumimba nazywają ich bambo, co w lokalnym języku oznacza „ojciec”.  Rodzice nie przynoszą tu dzieci do chrztu. – Nasza praca to cały czas kształtowanie świadomości dorosłych. Obecnie mamy 170 katechumenów. Katechumenat trwa trzy lata. W tym roku 10 przygotowuje się do przyjęcia chrztu.

Mieszkańcy okolicznych stacji misyjnych chcą świętować Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale w tych miesiącach są zwykle w polu. - Zaproponowali by przenieść obchody Bożego Narodzenia na czerwiec, a Wielkanoc na październik. Oni nie są wtedy w polu, a my mamy drogi przejezdne. Ale póki co pomysł nie przeszedł – śmieje się Paweł.

Z ulicy diabła ku dolinie Luangwa   Krzysztof Błażyca Strażnik Christopher z rodziną Nad brzegiem Luangwa

Wybieramy się na drugi brzeg Luangwa, największej – obok Zambezi – rzeki Zambii. Przejeżdżamy przez wioski, gdzie na słomianych dachach lepianek… anteny satelitarne, na czerwono-ziemnych podwórkach - panele słoneczne. Ot, tradycja i nowoczesność, w cieniu baobabów.

Przy bramie parku narodowego Luambe, na terenie którego znajdują się stacje misyjne, wita nas Christopher, szef strażników. Przedstawia rodzinę. Przybiega gromadka dzieciaków.

Pogodny Christopher zwierza się z ojcowskiej troski. Nie stać go by opłacić naukę dla najstarszego syna. Chciał aby został nauczycielem. Ale dwuletnia nauka to równowartość ok. 5 tys. złotych. A to dla Christophera suma nieosiągalna.

– Stworzyliśmy projekt kształcenia nauczycieli dla tutejszych wiosek. Niestety budżet jest ograniczony i nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich. Więc kształcą się tylko najlepsi – wyjaśnia Paweł. Syn Christophera najlepszy nie jest. Ale chce…

Żegnamy rodzinę strażnika i udajemy się w stronę rzeki. Mijamy kudu, zebry, impale, płochliwe perliczki, drogę zachodzi nam stado słoni. Przepuszczamy olbrzymy.

Na drugą stronę Luangwa przeprawiamy się „pontonem” skonstruowanym z beczek. Obserwujemy „kółka” na wodzie, pozostawiane przez nurkujące hipopotamy. Mocny podjazd na piaszczystą skarpę i lądujemy w wiosce rybackiej. Nie znają tu angielskiego, choć ten jest oficjalnym językiem kraju.

Paweł zamienia kilka słów w lokalnym języku. Dzieciaki rybaków wskakują na pakę samochodu. Jadą z nami. W środku buszu, pośród połamanych przez słonie drzew i suchych, złotych liści mijamy samotnych rowerzystów. Jesteśmy na granicy diecezji…

 

Możesz pomóc misjom:

Więcej o ośrodku Dom Nadziei na:  www.domnadziei.com  oraz www.homeofhopeoutreach.com

Więcej informacji n/t możliwości wsparcia projektów edukacyjnych na terenie misji w Lumimba przez kontakt ze zgromadzeniem: www.ojcowiebiali.org