A teraz zastanówmy się jak wiele z tych problemów jest sztucznie wywołanych przez celibat i jak wiele z nich można wyeliminować znosząc wymóg bezżenności księży. I jednocześnie ile można na tym zyskać.
Co za bezmyślna logika! Ludzie, czy wam się wydaje że małżeństwo, posiadanie kobiety to lekarstwo na pedofilie i homoseksualizm wśród duchownych? Jeśli ktoś ma zaburzenia preferencji seksualnych to żadna żona, żaden mąż nie pomoże!
Benedykt XVI zakazal przyjmowania do seminariow mlodych ludzi o sklonnosciach homo! Wiec czemu nadal sa przyjmowani! Czy rektorzy seminariow sa madrzejsi niz Papiez ?
Głównie z tego powodu, że rektorzy seminariów i ojcowie duchowni sami często mają niewielką wiedzę na temat ludzkiej seksualności. Alumnom, którzy przyznawali się do homoseksualnej orientacji proponowano "terapię" w ośrodku "leczenia" homoseksualizmu. W wielu innych przypadkach zalecano modlitwę, bo ojcowie duchowni byli przekonani, że orientacja jest tylko chwilowa, więc jak się sprawę "przemodli" to wszystko samo minie.
Bardzo ciekawy artykuł, z którym się w pełni zgadzam. Przy czym jedno pytanie mi nieci zakiełkowało w umyśle, a dotyczy to "zakorzenionego homoseksualizmu". Zrozumiałem to w ten sposób, że jest to osoba, która nie potrafi zapanować nad swoją nadpobudliwością seksualną, a więc nie jest zdolna do podporządkowania się rygorom celibatu. Tyle, że ta przypadłość może też dotyczyć osób heteroseksualnych (brak zdolności opanowywania własnej nadpobudliwości seksualnej). Czy takie osoby nie powinny również być z zasady wykluczane ze stanu duchownego? Zagrożenia są przecież w obu przypadkach podobne, chociaż przyznam, że homoseksualizm jest o tyle groźniejszy, że kapłani (lub adepci) działają częściej w zamkniętych środowiskach męskich (seminaria, zakony, hierarchia kościelna).
To jest wymyslanie na siłę jakichś nowych zjawisk, terminów. Dranie gwałcą dzieci, a oni się zastanawiają w seminariach czy zboczeniec w koloratce będzie głęboko zakorzeniony czy lekko w swoim zboczeniu. To jakiś absurd ta rozmowa.
Jak zwykle brak jednoznacznosci. Problemem tylko jest miarkowanie "glębokiego zakorzenienia"? Zawsze ktoś powie, że jego homoseksualizm dostatecznie "głeboko", czy jednak troche płyciej niz głęboko "zakorzeniony".
Analogicznie, jak z zapisem, że wobec osób homoseksualnych nie wolno stosować "niesłusznej dyskryminacji". Dlatego wielu tłumaczy sobie, że wyzywanie od zboczeńców jest słuszne.