Szef polskiego rządu wziął udział w dwudniowym, nieformalnym szczycie Rady Europejskiej.
Istnieje nieodłączna więź między ekumenizmem a misją chrześcijańską.
Zakończył się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego sługi Bożej.
Jeśli szukasz pracy w Watykanie wejdź na portal: "Lavora con noi" - "Pracuj z nami".
Dialog może znaczyć bardzo wiele. Profil TP nadaje mu wyraźne rysy. Dlatego ks. Boniecki nie jest wiarygodnym świadkiem dialogu. Jeśli Pani wydaje się ten sąd zbyt ostry to proszę porównać interpretację raportu bioetycznego. RN TP ocenił go jako kompromis. Biskupi potraktowali go jako przekład instrukcji watykańskiej. Różnica zasadnicza.
Gdyby ktoś nie zauważył: to nie jest tekst o dialogu. W ogóle. Nawet sam ks. Boniecki mówi wyraźnie: czasem trzeba walczyć, a czasem dialogować. Mądrze, nie zgodnie z szufladką, do której nas przydzielono. Sztucznie.
Warto to zauważyć, bo przecież na ogół klasyfikuje się go jako sztywnego zwolennika dialogu.
Powtórzę: tekst nie dotyczył w ogóle dialogu. Dotyczył walki. I celu tejże walki.
Odróżniania naszych - ludzkich - celów od celów Bożych. Odróżniania celów od środków, którymi chcemy je osiągnąć.
Powiem dobitniej: jeśli ktoś chce walczyć o kulturę, idee, wpływy - w szlachetnym celu - niech walczy. Ja mu nie bronię. Powinien mieć tylko świadomość po co o to walczy. Jaki jest cel.
Niezwykle łatwo stracić z oczu ten moment, w którym Bóg znika, a walka zaostrza. Niezwykle łatwo w takiej walce wygrać kulturę, idee, wpływy - i zgubić Boga. I dalej tego nie widzieć.
Ale mój komentarz to w żaden sposób nie jest "GW". I w żaden sposób nie dotyczy dialogu...
Więc powyższe komentarze prezentują wyłącznie alergię na ks. Bonieckiego...
W całym tym zamieszaniu jest obecna trzecia teza. Skoro są tacy, którzy lubią Rydzyka, a nie lubią Bonieckiego – i na odwrót, to najbardziej rozsądni są ci z pośrodka, którzy lubią umiarkowanie wszystkich.
Nazywam tę postawę złudzeniem fanatyzmu centrowego. Dlaczego złudzeniem? Ta opcja nie jest równo wypośrodkowana – nieznacznie przechyla się w lewo. Troszkę bardziej po lewej stronie odnajdując wszystkie jakości konieczne współczesnym snobom do utrzymania wysokiej samooceny.
W Gościu rzadziej, jeśli w ogóle znajdziemy pochwałę ojca Rydzyka, częściej zaś uznanie dla ks. Bonieckiego, choć prawdę mówiąc obaj mają swoje plusy i minusy.
Rzadziej też zaistnieje krytyka ks. Bonieckiego, czego stałem się "ofiarą".
Nadinterpretacja Pani Joanny jest czystą konsekwencją gry pozorów, gry sterowanych proporcji. To rzeczywistość, rzeczywiste osiągnięcia jednego i drugiego powinny kształtować opinie i komentarze.
Nie czuję niechęci do ks. Adama i uprzejmie proszę w tak prosty, dychotomiczny sposób nie tłumaczyć mojej krytyki rozumienia dialogu i kompromisu w wydaniu Tygodnika Powszechnego. Znam Redaktora Naczelnego jako ciepłego i mądrego człowieka, o którym mogę opowiedzieć - przy okazji felietonu nie traktującym o dialogu - wiele dobrych rzeczy. Ale nawet tacy ludzie popełniają błędy. Mogę też zapewnić o krytycznym stosunku do założyciela Radia Maryja, choć nawet "tacy" ludzie robią rzeczy dobre.
Świat nie jest prosty i dychotomiczny. Mogę szanować ks. Bonieckiego za wiele innych osiągnięć, ale z jego wizją dialogu i kompromisu niekoniecznie muszę się zgadzać (bez narażania się na oskarżenie, że programowo go nie lubię).
Nie napisał Pan ani słowa o o. Rydzyku i ja tego Panu nie zarzuciłam (bo w istocie nie ma czego zarzucać, dlaczego miałby Pan NIE BYĆ zwolennikiem o. Rydzyka? to jakiś wstyd?). W tym momencie Pan zarzuca mi rzeczy, o których nawet nie pomyślałam.
Wobec tego odpowiem w ten sposób: dialog może przyjmować różne formy. Najbliższa mi jest ta, która nie ukrywa różnic i własnej tożsamości, ale przebiega we wzajemnym szacunku. Jest próbą poznania drugiej strony, wymiany doświadczeń, wynikiem chęci dawania i przyjmowania. I nie musi doprowadzić do kompromisu (nie ma kompromisu w kwestii prawd wiary).
Nie zamierzałam powoływać się na ks. Bonieckiego jako na świadka dialogu. Natomiast jego stwierdzenie, że czasem trzeba walczyć a czasem dialogować uważam za dowód mądrości, niezależnie od tego gdzie ustawia granicę między jedną a drugą opcją. Taką decyzję każdy podejmuje w swoim sumieniu i może dobrze, że są tacy, którzy walczą i tacy, którzy dialogują.
Powtórzę: przepraszam za ocenę, po prostu Pana komentarz nie dotyczył tekstu, który napisałam, a nie przyszło mi do głowy, że miał być okazją do dyskusji "na marginesie".
A co do "alergii" (zmieniając rozmówcę)... Nie widzę możliwości zwrócenia uwagi "GW", że ma alergię na o. Rydzyka. Bez wątpienia ma. I zupełnie nie znaczy to, że jakiekolwiek inne medium (czy jakikolwiek inny człowiek) ma prawo do swojej alergii.
Precyzując: nie chodzi o emocje, które się pojawiają. Chodzi o sposób reagowania i oceny, o wysiłek bycia uczciwym w słowach i ocenach, o wysiłek oddzielenia słów od tego, kto je wypowiada.
Nie musi się zawsze udać, ale czasem nie widać nawet tego wysiłku. Po obu stronach.