• Tomek
    27.04.2010 13:49
    Jak zazwyczaj nie utozsamiam sie z punktem widzenia autora, tak tym razem moglbym podpisac sie pod jego tekstem obiema rencami ;)
    Podrawiam
  • Lukasz
    27.04.2010 22:16
    Dodać trzeba, że pierwotnie prawo "autorskie" (ang. "copyright") było krótkotrwałym monopolem udzielanym przez państwo wydawcy. Potem czas tej ochrony był coraz bardziej wydłużany, został rozszerzony na prawa wydawcy i prawa autora, w różnych kulturach prawa te były różnie definiowane (np. w Polsce obowiązuje wersja francuska: podział praw autora na majątkowe i osobiste, z możliwością odsprzedania lib licencjonowania tych ostatnich). Na zachodzie, pod wpływem amerykańskiego rozumienia tych praw oraz bardzo silnego lobby wydawców multimediów, którzy skupili w swoich rękach niemal całość praw autorskich - kosztem ograniczania praw użytkowników (np. kupując płytę z muzyką w Polsce masz prawo ją pożyczyć koledze lub zgrać do pliku mp3 - zachodni wydawcy żądają, abyś za muzykę w formacie mp3 zapłacił jeszcze raz, a pożyczenie koledze nazywają kradzieżą), forsowane jest przedłużanie ochrony i coraz bardziej ograniczany dostęp do dóbr kultury. Konieczny jest więc namysł, czy ochrona tzw. "praw autoskich" nie ma również u nas tendencji do idącego zbyt daleko ograniczania praw użytkowników dóbr kultury na rzecz monopolistów dysponujących tymi dobrami.
    • Gość
      03.05.2010 08:37
      Troszeczkę się mylisz. Prawo autorskie powstało np. na ternie Wielkiej Brytanii, by przedłużyć cenzurę. Pierwowzór prawa autorskiego w ogóle nie wspominał o prawach autora. Była to jedynie odpowiedzią władzy na powstanie druku. Wtedy pewna grupa lordów miała wyłączne prawo do maszyn drukarskich, wydawania książek, posiadania książek. Mogli oni Ci wejść do domu i spalić wszystkie książki. Gdy parlament zdecydował się ukrócić ich zapędy, to księgarze(tak ich wtedy nazywano) postanowili stworzyć prawo autorskie, by przedłużyć swój monopol.

      Początkowo w wielu krajach prawo autorskie było całkowicie niezbywalne. Obecnie jedynie w Polsce zbywalne jest jedynie majątkowe prawo autorskie. Resztę praw autor może sprzedać. Warto zaznaczyć, iż bardzo często wydawcy żądają podpisania umów zbycia się praw do swojego dzieła. Nawet Polscy Artyści podpisywali takie umowy, choć na ternie RP są one nielegalne.

      W konsekwencji, to na ternie USA bardzo często dochodzi do cenzury stosowanej przez wydawcę. Sprzedałeś nam prawo do swoich dzieł? Trudno - nie wydasz go gdzieś indziej. Sprzedałeś nam je, zanim one powstało? Twój problem. Np. niektóre reportaże z Iraku w ogóle nie zostały wyemitowane.
  • Andrew Ryan
    28.04.2010 14:45
    Mocno nie zgadzam się z treścią tego tekstu. Ten tekst to usprawiedliwianie zwykłego złodziejstwa. Bardzo denerwuje mnie porównywanie "piractwa" do biblioteki.
    Każdy normalny człowiek wie, że w bibliotece jest np. TRZY egzemplarze książki więc dostęp do nich jest w pewien sposób ograniczony... mało tego - miejsca te uznane i akceptowane są przez twórców jako coś bardzo normalnego.

    W przypadku złodziejstwa zwanego dla niepoznaki "piractwem" po prostu bez ograniczeń kradnie się czyjąś pracę!

    To nieposzanowanie czyichś praw! Po resztę, jeżeli dany twórca chce się podzielić swoim dziełem to po prostu je rozdaje za darmo sam - bo nawet obecnie ma taką możliwość.

    Można by jedynie dyskutować jak długo mają istnieć prawa do utworu - to znaczy jak długo ktoś może czerpać zysk ze swojego pomysłu. Sądzę, że tutaj dałoby się rozmawiać i np. po 10 latach udostępniać dzieło za darmo legalnie do ogółu. (Można by debatować czy lat 10 czy 20 a może tylko 3 lub 7).

    W piractwie jednak chodzi o kradzież dzieł NOWYCH. Gdzie ktoś jeszcze nie zdążył na nim zarobić bo już na dzień dobry ich autor został okradziony!

    Sprawdzić dzieło przed zakupem? Proste - w przypadku muzyki jest to telewizja, radio, koncerty. W przypadku książki właśnie możliwość zobaczenia jej w księgarni i przeczytania paru linii... nawet biblioteka!

    i tak samo w każdym innym wypadku.

    Czy powinniśmy się dzielić swoimi osiągnięciami? Myślę, że tak - ale nigdy przymusowo.
    • Mieczysław
      29.04.2010 11:40
      Tak jak kradzież nie jest morderstwem tak piractwo nie jest kradzieżą. Nie wolno tych rzeczy mylić. "Nieposzanowanie czyichś praw" to nie kradzież. Jak ktoś kogoś zwyzywa to nie poszanował jego praw, ale też go nie okradł.

      Nie ma możliwości "sprawdzenia" książki niedostępnej w moim kraju / mieście itd. Więc "tak samo w każdym innym wypadku" jest bzdurą.

      Mamy teraz coraz silniejszą odchyłkę w stronę "praw intelektualnych", ta odchyłka jest coraz silniejsza i mniej zdrowa. To nie jest ani 10 lat ani 20 tylko dożywotnio + 70 lat po śmierci.

      W dodatku całkowitym kłamstwem są opowieści o stratach producentów, którzy każdą nielegalną kopię liczą jako pełną stratę jej handlowej wartości. To jest bzdura, bo ignoruje zupełnie (najczęstrzy) przypadek po prostu w ogóle nie użycia dzieła.
      Do tego dochodzi hipokryzja w postaci tolerowania piractwa w pewnym zakresie, jako darmowej promocji dzieła...
      • Jaqb
        30.04.2010 16:18

        Nie ma możliwości "sprawdzenia" książki niedostępnej w moim kraju / mieście itd.

        No fatalnie, że nie ma internetu i nie można sobie zamówić produktu wysyłkowego.

        Chociaż zaraz, zaraz - może to dobry trop. W moim mieście nie ma przecież salonu Mercedesa...

      • Gość
        03.05.2010 07:13
        Skoro nie ma salonu mercedesa, to go nie kupisz. To samo dotyczy twojego sąsiada. Jeżeli wyjedziesz do miasta, gdzie salon mercedesa jest dostępny, więc ludzie będą tym jeździć, to możesz go odkupić lub kupić w salonie.
  • Johny
    28.04.2010 16:26
    Pytanie retoryczne ????!!!!! Dlaczego piosenkarze, aktorzy itp itd nie płaca inżynierom za każdym razem, gdy w celach zarobkowych korzystają z mikrofonu, kamery oświetlenia itp. itd.
    • Jaqb
      30.04.2010 16:22
      Oczywiście, że retoryczne. Gdy kupujesz sobie film na DVD to możesz go obejrzeć dowolną ilość razy. Tak samo, gdy piosenkarz kupi mikrofon, to również może użyć go dowolną ilość razy.

      I dalej - skoro kupił jeden mikrofon, to może używać jednego mikrofonu. Jego kumpel, który ma koncert w innym mieście, aby używać mikrofonu musi zakupić dla siebie drugi egzemplarz. Nie mogą go "powielić".
      • Tephilin
        06.05.2010 14:22
        Tephilin
        Dlatego DVD różni się od mikrofonu - tego drugiego nie nazwiesz własnością intelektualną. Z mikrofonem też jest mniej problemów - nie ma tam nachalnych i niechcianych reklam, które trzeba oglądać przed rozpoczęciem filmu. Kupując oryginalny film chciałbym, żeby takich reklam nie było - ale już moje prawa są totalnie ignorowane. Prawa mają tylko autorzy - użytkownicy - żadnych. Nawet jeśli producent przez przypadek "sprzeda" mi wirusa na płycie z oprogramowaniem, to nie mam prawa do żadnego odszkodowania. Czy to przypadkiem nie jest bezprawie?
  • Siriuz
    28.04.2010 20:24
    Odpowiem na pytanie retoryczne, bo osoby rozkradajace dobra intelektualne moga nie znac odpowiedzi. Otoz chodzi zwyczajnie o umowe. Kazdy inzynier jesli chce moze zawzec odpowiednia klauzule przy sprzedazy mikrofonu i pobierac tantiemy za jego uzywanie. Pytanie brzmi, czy ktokolwiek potem zaakceptuje takie warunki i kupi ow mikrofon. Rachunek jest prosty - produkcja mikrofonu to dajmy na to jeden dzien, zarobek 200pln. Mozna za to zyc. Produkcja np gry to 50 osob i 3 lata. Kto umie liczyc, niech sie teraz zastanowi jaki rodzaj umowy jest tu wlasciwy.
  • Andrew Ryan
    28.04.2010 20:44
    Johny, bo za słuchanie muzyki nie płacisz wiele razy tylko raz. Gdy kupujesz nośnik. Proste?

    Co prawda rozgłośnia radiowa płaci za każde odtworzenie utworu tantiemy - ale też bierze pieniądze za każde odtworzenie reklamy.
  • pawełek
    28.04.2010 23:27
    Ja też jestem za tym, żeby prawa autorskie ograniczyć. Ale jeżeli ich nie będzie w ogóle to jak zarobi na chleb np muzyk ?
    • Grzegorz
      07.05.2010 20:15
      Prawa autorskie to wynalazek XX wieku. Działać zaczęły w zasadzie bliżej połowy XX wieku (wcześniej nie były za bardzo przestrzegane, również przez twórców).

      Ciekawe, jak żyli artyści wcześniej? Jakoś żyli, prawda?
  • Viator
    29.04.2010 14:37
    Andrew Ryan.

    1. Prawdą jest, że za nośnik, podobnie jak za mikrofon, płacę raz. Prawdą jednak też jest, ze mogę ten mikrofon pożyczyć komu chcę. Płytę, póki co, wolno mi. Nie wiem tylko jak długo, bo już słyszy się także w Polsce głosy, że to kradzież. Pytanie brzmi: dlaczego, skoro coś kupiłem, nie jestem mogą się zachowywać jak właściciel, a jestem jakimś licencjobiorcą, który nie może dowolnie swoją własnością dysponować?

    2. Zgadzam się, że skrócenie czasu, kiedy dzieło jest chronione prawami autorskimi to dobry pomysł. Wtedy nowe utwory będą traktowane jak towar, stare i zasłużone, jak dzieło kultury.

    3. Nie zgadzam się z nazywaniem złodziejami tych, którzy korzystają z czyichś utworów by posłuchać, obejrzeć itd. Niczego nie zabrali. Jak zauważono w komentarzu, skopiowanie nie jest zwyczajna kradzieżą.

    Polskie prawo pozwala na skopiowanie tego utworu i danie koledze. Działasz w polskim systemie prawnym i wiesz o tym. Mimo to nazywasz tych, którzy tak robią złodziejami. Przecież chcącemu nie dzieje się krzywda, prawda? Masz wybór. Nie musisz tworzyć. Z pożytkiem dla całego społeczeństwa możesz kopać rowy.

    Napisze więcej: skoro bawisz się w tworzenie rzeczy, które tak łatwo skopiować powinieneś to wkalkulować w ryzyko swojej pracy. Zauważ, że żeby ubezpieczyć głupi samochód musisz mieć dwa zabezpieczenia (nie wiem czy jest tak też w tej chwili). Nie liczy się kluczyk do zamku w drzwiach i stacyjka. Tymczasem mówimy o produkowaniu rzeczy, którą nawet dziecko potrafi skopiować. A Twórcy i wspierające ich organizacje twórców nie robią nic, żeby przed skopiowaniem się zabezpieczyć. Twórcy programów juz to zrobili. To o czym my mówimy?

    No i jeszcze jedno. Jak mi buchną samochód, to policjant kiwnie palcem jak to zgłoszę. Twórcy są traktowani extra. Ściga się toto już z urzędu. Nieprawdaż?


    Siriuz

    Odpowiadając na Twoją odpowiedź. Kiedy piszesz o umowie, zwróć uwagę na drobny szczegół: twórca z żadnym ze swoich klientów nie podpisuje umowy i niczego sobie nie zastrzega. Produkuje sam, z własnej woli, a potem mówi, że go okradli. I wciąga aparat państwa w pilnowanie swojej własności, której dobrze nie zabezpieczył. Potem jest tak, że policja zamiast ścigać złodziei samochodów buszuje po internecie. A na dodatek twórcy płacą niższe podatki (50% kosztów uzyskania przychodów). Czy takie specjalne traktowanie przez policję im się należy?

    Skoro podałeś przykład piszących gry... Czy wielcy programiści, pracujący kilka lat nad grą, nie potrafią zaopatrzyć ją w coś, co umożliwi używanie gry jedynie legalnym użytkownikom? Nie opowiadaj, ze to niemożliwe. Używam czasem triali i moja wiedza, przeciętnego użytkownika internetu, nie umożliwia mi obejście takich zabezpieczeń.
    • Andrew Ryan
      30.04.2010 01:07
      Viator!

      Ad 1. Sprawa jest prosta. O ile młotek, mikrofon, samochód i.t.d. jest obiektem fizycznym i trudno go kopiować nieponosząc przy tym wielkich wydatków - to o tyle muzykę powiela się zbyt prosto (poprzez kopiowanie płytki). Prawo MUSI chronić twórców w tym zakresie. Po kolejne, naprawdę - na płycie jest napisane co możesz zrobić - i wiesz to przed zakupem - poza tym wynika to z prawa.

      Ad 2. Jest to pewien kompromis. Zostaną zachowane i tak tylko te dobre utwory i te co spodobają się w przyszłości :)

      Ad 3. A ja uważam, że to bezczelne złodziejstwo. Równie dobrze, można by powiedzieć, że jak tobie ktoś nie zapłaci za kopanie dołów to to nie jest żadne złodziejstwo i wszystko jest cacy. Po prostu nie zarobiłeś, bo może bym za ten dół i tak nie zapłacił. Z resztą.. może nie potrzebny i mogę go zasypać (wezmę drugiego frajera i mu nie zapłacę). Rozumiesz?

      Jeżeli jest faktycznie jak piszesz i polskie prawo zezwala na takie zachowania - to już wiesz dlaczego w polsce nie opłaca się nic produkować i wytwarzać tylko jak najszybciej uciec za granicę albo conajmniej sprzedać komuś technologię. Gdzie wymyślono np. światłowody, niebieski laser, płytę CD i.t.d.? W POLSCE! Dlaczego tutaj się nic nie opłaca? Bo takie jest w Polsce prawo :)

      Zasadniczo aby wejść do cudzego domu wystarczy kilka chwil. Popularny Gerda Tytan okazał się być zamkiem na 6 minut max... Yeti - 30 sekund i.t.d. Może policja powinna też olać włamanie do Ciebie do domu - bo przecież to było takie proste.

      Twórcy są traktowani ekstra? Od kiedy?

      Tak samo jak po Twój skradziony samochód poszliby do dziupli bandyty-złodzieja; tak samo za skradzionymi piosenkami, filmami i programami idą do złodzieja i stawiają go przed obliczem wysokiej sprawiedliwości.

      No tak - jak ktoś ciebie okradnie, nie zapłaci ci za kopanie dołów - będę mówił dokładnie tak samo. Bardzo bym też chciał aby WSZYSCY którzy tak bardzo "popierają" piractwo i mają takie zdanie o policji powtórzyli je właśnie tobie nie-twórcy, którego właśnie okradli z samochodu, nie zapłacili za pracę - cokolwiek by to nie było, niezależnie czy to było układanie kafelków, praca przy taśmie w fabryce a może sprzątanie hipermarketu. Przecież mogłeś się zabezpieczyć!

      • Kancermeister
        02.05.2010 04:06
        Kancermeister

        > Popularny Gerda Tytan okazał się być zamkiem na 6 minut max...

        Bardzo interesujące. Staram się być na bieżąco w tych sprawach [www.lockpicking.pl] i z tego, co wiem, aby pokonać drzwi chronione dobrze założonym zamkiem Gerda Tytan, trzeba mieć specjalistyczny sprzęt, bo zwykła szlifierka kątowa nie załatwi rygli w 6 minut. Wszelkie zaś łamaki i pickery można w tym wypadku między bajki włożyć.

        Poza tym to w ogóle nie odpowiadasz na pytanie przedpiścy...

  • Andrew Ryan
    30.04.2010 00:51
    Wyobraźmy sobie sytuacje, że to WY jesteście tymi muzykami, twórcami... wtedy wam się odmieni punkt widzenia. Każdy z waszych mizernych "argumentów" można odbić. Każdy z nich jest usprawiedliwianiem złodziejstwa. Tak - piractwo to kradzież i powoływanie się tutaj na takie czy inne słówka nie ma najmniejszego znaczenia.

    TWÓRCA zarabia na swoim dziele od ilości sprzedanych egzemplarzy. Chcesz posłuchać - to sobie po prostu KUP.
    Im więcej sprzeda tym lepiej dla niego... tym samym, można ocenić jakość jego pracy, to, że to właśnie on się ludziom podoba a nie ktoś kto sprzedał dwie płyty czy rozdaje w internecie i też nikt tego "granie" słuchać nie chce.

    Policja ma wiele wydziałów. Gospodarcze, Kryminalne i.t.d. to, że policjant zajmuje się sprawą złodziejstwa zwanego dla niepoznaki piractwem nie znaczy, że inni policjanci nie zajmują się innymi zgłoszeniami.

    Po kolejne, jeżeli ktoś nazwijmy go Heniek uważa, że taki muzyk jest nieważny - to równie dobrze, można powiedzieć, że jak Heniek przychodzi na policje i zgłasza, że pomagał budować dom i nie dostał wynagrodzenia - to policja powinna machnąć ręką - bo przecież w tym momencie oni idą szukać gwałciciela bo ktoś kogoś zgwałcił...

    Można też filozofować, ze w sumie ten budowniczy powinien się zabezpieczyć biorąc kasę z góry i.t.d.... ale to wszystko jest tylko usprawiedliwianiem kradzieży.

    Co do zabezpieczenia. To istnieją zabezpieczenia. Piraci obchodzą je... obeszli DRM i.t.d.

    Złodziejstwo jest straszliwą plagą. Co do dzielenia się utworami i pożyczaniem płyt - sprawa jest prosta. Nie zamkniesz wszystkim uszu jak słuchasz muzyki - ale na płycie masz napisane, że masz jej nie odtwarzać publicznie, nie kopiować i nie pożyczać niewiadomo komu. Jesteśmy ludźmi. Ja pożyczam płyty, jako i mi pożyczają. Czy muzyk na tym traci? Trudno powiedzieć jednoznacznie. Jeżeli to wszystko się dzieje na małą skalę - czyli pożyczę raz na jakiś czas płytę kumplowi a on mi - to nic się niedzieje. Jeżeli jednak ja zrobie CD-RIP i wrzucę do internetu - to twórca po prostu na tym traci! Jest to czyste złodziejstwo i sk...!

    Czy każdy kto ściągnął muzykę by ją kupił? Na pewno tak nie jest, komuś się nie spodoba dla kogoś będzie za droga i tyle - ale by go nie miał.
    Wiele jednak osób bezczelnie KRADNIE i nie kupuje oryginalnych płyt. Nie wynagradza pracy twórców i.t.d. Gdyby tzw. piractwo było by karane tak jak zwykła ordynarna kradzież, wiele osób nie myślałoby o kradzieżach - tylko normalnie kupowało muzykę, oprogramowanie, filmy.

    Bardzo dziwnym argumentem jest to, że polskie prawo niby zezwala na kopiowanie. Pokażcie mi GDZIE. Konkretny zapis prawny. Nie twierdzę, że takiego nie ma... może jednak właśnie dlatego, że w polsce jest tak wielkie złodziejstwo - nie tworzy się tutaj dobrej muzyki bo jest to po prostu nieopłacalne - bo i tak ktoś to ukradnie.

    Poza tym, jak kogoś nie stać - to niech sobie zarobi. Co to za problem? Pracy jest ogromna ilość!

    Co to w ogóle za stwierdzenie o odbieraniu możliwości zapoznania się z "dziedzictwem kulturowym". A może jeżeli ty mieszkasz w jakimś domku po dziadku i ten domek ma 100 lat to może i ja powinienem mieć prawo zwiedzić ten dom za darmo i się zapoznać z dziedzictwem kulturowym - a Tobie nic do tego? CO?
    • Kancermeister
      02.05.2010 04:29
      Kancermeister

      Bardzo dziwnym argumentem jest to, że polskie prawo niby zezwala na kopiowanie. Pokażcie mi GDZIE. Konkretny zapis prawny. Nie twierdzę, że takiego nie ma... może jednak właśnie dlatego, że w polsce jest tak wielkie złodziejstwo - nie tworzy się tutaj dobrej muzyki bo jest to po prostu nieopłacalne - bo i tak ktoś to ukradnie.

       

      Proszę bardzo, Dz.U. 1994 Nr 24 poz. 83. Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych

       

                                           Art. 23. 1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego oraz do korzystania z elektronicznych baz danych spełniających cechy utworu, chyba że dotyczy to własnego użytku naukowego niezwiązanego z celem zarobkowym. 2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.     Właśnie to ostatnie określenie, mianowicie o związku osobistym lub stosunku towarzyskim jest podstawą do określenia kopiowania już rozpowszechnionego (p.1) utworu dozwolonym użytkiem osobistym.
    • Kancermeister
      02.05.2010 04:32
      Kancermeister
      Przy okazji, domagam się, aby nazwę mojej ojczyzny, pisano z dużej litery. Pisanie z małej litery uważam za wyjątkowo obraźliwe traktowanie rozmówców. W nieco dawniejszych czasach tego rodzaju zachowanie byłoby wystarczające do żądania satysfakcji z bronią w ręku. Dzisiaj pozostaje mi tylko wyrazić zdziwienie bezczynnością moderatora.
  • Gość
    30.04.2010 08:35
    W tym całym bełkocie o rzekomo już istniejącą "własność intelektualną" nie zwraca się uwagi na jeden szczegół: czy w zasadzie ta ideologia(tutaj: własność intelektualna), która każe nam upraszczać rzeczywistość, dopóki nie ujrzymy rzeczywistości zgodnie z zaleceniami jej lobbystów, nie jest kradzieżą? Jak inaczej nazwać to, że niby kupując rzeczy w markecie, producent ogranicza nam nasze swobody do tejże rzeczy, a także narzuca zobowiązania typu fałszywego zeznawania w sądzie na jego korzyść(licencja World Of Goo dystrybuowana wraz z CD Action - potem podam numer wydania)? Dla mnie jest to kradzież.

    Możesz nie kraść rowerów, nie kraść czasu(zgodnie z ideologią własności intelektualnej, to kradzież czasu jest kradzieżą pieniędzy, bo ktoś może zarabiać w nienormowanych godzinach pracy), ale za to dokonujesz kradzieży rzeczy, za które ci zapłacono -> Własność Intelektualna, to kradzież.
  • Jaqb
    30.04.2010 16:26
    Przyznam, że jestem bardzo zdziwiony Pańską argumentacją. Dlaczego?

    Zacznę od biblijnego przykładu, który Pan przytoczył, dot. „powielania” chleba. Stwierdza Pan, że mieszkańcy okolicznych wiosek mogli zżymać się, że nie sprzedali swojego chleba, jako odniesienie do tego, że przecież autor, twórca nie traci niczego przy "powielaniu" (choć ja osobiście wolę nazywanie rzeczy po imieniu, więc dalej będę mówił o kradzieży). Proszę sobie tylko zadać pytanie, czy na to, aby ten chleb mógł zostać „powielony”, piekarz poświęcili swój czas i wysiłek? Nie wydaje mi się… chyba, że pójdziemy dalej w absurdalnych porównaniach i stwierdzi Pan, że stworzył oni pierwowzór (acz nadal – nie on pierwszy!). Proszę jednak zwrócić uwagę, że chleb „powielony” w ten sposób nie był wykonany na „cudzych plecach”, przy wykorzystaniu pracy kogoś innego.

    Przy tworzeniu jakiegokolwiek dzieła (książki, utworu muzycznego, gry czy programu komputerowego, filmu), jego autor (a często cały zespół) pracuje, wkładając swoje umiejętności, talent, pobierane wcześniej nauki, środki techiczne. Najczęściej, gdyby chciał to dzieło sprzedać w jednym tylko egzemplarzu, to kosztowałoby ono znacznie więcej. Cena jest dostosowana do możliwości przeciętnego odbiorcy, właśnie dlatego, że zakłada ona, sprzedaż określonej ilości. Dlaczego chce Pan odebrać autorowi prawo do godziwego wynagrodzenia za jego prace? Dlaczego uważa Pan, że pracę robotnika, który pracuje w fabryce trzeba chronić, broniąc go przed złodziejami, a pracy twórcy już nie? Przecież gdy okradziony twórca nie otrzyma wynagrodzenia za swój wysiłek, nie będzie mógł sobie kupić samochodu; efekt będzie taki sam, jakby ukradł Pan robotnikowi jego samochód. Oczywiście utwór, o którym mowa mógłby być gniotem i nikt go nie kupi, zatem twórca i tak musiałby chodzić pieszo… ale tego nie powinniśmy oceniać dopuszczając możliwość okradzenia go z jego ciężkiej pracy. Zatem tak – kradzież worka ziemniaków jest dokładnie taką samą kradzieżą, jak ściągnięcie z sieci filmu.
    Skoro ktoś twierdzi, że i tak by nie kupił danego utworu, to niech z niego nie korzysta – wszak nie ma takiego obowiązku.

    Powiem więcej - kradnąc utwór, okrada Pan nie tylko jego twórcę, ale również (a może przede wszystkim) inne osoby, które są uczciwe i w ich systemie kradzież utworu, to taka sama kradzież. Wszak cena każdego produktu jest pochodną kosztu jego wytworzenia oraz marży. Skoro koszt wytworzenia utworu jest niezależny od liczby jego nabywców, to liczba nabywców wprost przekłada się na cenę jednostkową. Zatem im więcej osób dojdzie do wniosku, że ukradnie utwór, tym jego cena jednostkowa będzie musiała być wyższa, aby pokryć ten koszt. Dlaczego oczekuje Pan ode mnie, abym płacił za to, że nie szanuje Pan cudzej własności?

    Idąc dalej proponuję, aby poważnie zastanowił się Pan nad kupowaniem biletu na pociąg, tramwaj, autobus. Przecież, gdy nie kupi Pan biletu a będzie Pan korzystał z tej formy transportu, to wg Panskiej logiki nikt nic nie straci (no po za tymi wszystkimi „frajerami”, którzy kupując bilet, musieli również zapłacić za Pański przejazd) – wszak pociąg jechałby niezależnie od tego, czy kupi Pan bilet, czy nie. Zresztą – dlaczego ograniczać się tylko do środków transportu – warto rozszerzyć to również na kina, teatry, muzea, filharmonie (wszak to również dobra kultury!).

    Takie myślenie jest niestety niezwykle krótkowzroczne. Pozostając przy porównaniach logistycznych – jeśli wszyscy mieliby równie wąską definicję kradzieży co Pańska, to nikt nie kupowałby biletów na autobus. Czy myśli Pan, że autobusy nadal jeździłyby po naszych ulicach? Czy sama łatwość dokonania kradzieży (wszak kopiując w domu najnowszy film, prawdopodobieństwo spotkania „kanara” jest dużo mniejsze niż w autobusie) i brak jej widocznych efektów od razu jest jej usprawiedliwieniem? Dlaczego nie pochwala Pan „powielania” na kserokopiarce biletów do opery? Wszak właściciel oryginalnego biletu nic nie straci - nadal będzie miał swój bilet?! Odpowiadam - bilet jest tylko pewnym sposobem wyrażenia wartości, którą Pan nabył - wysiłku artystów, którzy dostarczają Panu rozrywki. Koszt nośnika, czyli papieru na którym wydrukowany jest bilet, jest wtórna. Tak samo koszt nośnika i jego zapisania jest wtórny do wartości, którą Pan nabywa kupując utwór.

    Zgoda, że wyliczanie swoich strat na podstawie ukradzionych egzemplarzy nie jest precyzyjne, bo nie każdy złodziej kupiłby utwór, gdyby nie mógłby go ukraść. Za pewne kwoty strat, które podają żądający ochrony ich dóbr są przez to zawyżone, ale czy to powoduje, że to nie jest kradzież? Czy jeśli ukradnę 5 zł., to będę mniej złodziejem, niż ukradnę 50 mln.? Czy ma to jakikolwiek wpływ na przyzwolenie dokonywania takiej kradzieży?
    Dlaczego nie uważa Pan, że wolno kraść kiepskie produkty w supermarkecie – przecież i tak się nie sprzedadzą i trzeba je będzie zutylizować (za co producent poniesie jeszcze dodatkowe koszty)? Przecież producent nic by nie stracił? Dlaczego pozwala Pan dysponować swoją własnością producentowi jogurtów, a już np. muzykowi nie?

    Kolejny argument – nie stać mnie, a powinienem mieć do tego dostęp. Naprawdę trudno podjąć polemikę z takim myśleniem. Mi również może podobać się Pański samochód, ale nie posuwam się od razu do kradzieży, aby go pozyskać. A może umówimy się, że będę jeździć Pańskim samochodem, wtedy kiedy Pan z niego nie korzysta? Powołuje się Pan na zasadę powszechnego przeznaczenia dóbr. Rozumiem, że dobra kultury, są bardzo ważnymi w życiu człowieka i każdy powinien mieć do nich dostęp. Ale czy zaspokojenie głodu nie stoi wyżej w hierarchii podstawowych potrzeb człowieka? Dlaczego zatem uważa Pan, że kradzież w supermarkecie jest zła i powinna być powszechnie potępiana, natomiast kradzież cudzego wysiłku jest już jak najbardziej akceptowalna?

    Zgodzę się z Panem, że warto rozmawiać na temat zakresu ochrony praw autorskich. Zgadzam się, że często brakuje miejsc w sieci, w których można byłoby kupić to na co ma się ochotę. Nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie dla kradzieży. I nie jest to spłycanie tematu.

    To co najbardziej mnie martwi, że to właśnie Pan podał kilka argumentów, które nieustannie, bez przemyślenia powtarza wiele osób. Zapomniał Pan tylko, że do momentu, gdy robi to anonimowa osoba, wpisująca swoje uwagi w komentarzach na Onecie, to ma to inną wagę niż wypowiedź naczelnego portalu o profilu katolickim, który siłą rzeczy będzie postrzegany jako autorytet w dziedzinie moralności. Swoim tekstem poczynił Pan wielką szkodę wielu osobom – ponieważ wielu już cytuje Pański tekst, jako autorytetu, który twierdzi, że piractwo jest ok. Mam świadomość, że nie taka była intencja Pańskiego tekstu, ale przedstawiając tak powierzchowne argumenty, usprawiedliwiając kradzież (chociażby różnicując ją od innych typów złodziejstwa) niestety tak jest Pan odbierany. Ze strony takiego wydawnictwa jak Pańskie oczekiwałbym większej odpowiedzialności za słowo.
    • Pies
      02.05.2010 03:54
      Chciałem odpowiedzieć na ten post, ale gdy doczytałem do końca, to zapomniałem, o czym było na początku...

      .1. Argument o rozmnożeniu chleba.
      Piekarz piecze kilkadziesiąt bochenków i wystawia je po np. 0,5 PLN. Na przeciwko jego piekarni siada na ławce bezrobotny z jednym bochenkiem i multiplikuje go w otaczający tłum w takiej ilości, że pozostałości przekraczają swoją masą wystawione przez piekarza pieczywo. Proszę odpowiedzieć na pytanie:
      Czy piekarz poniósł stratę, czy nie?

      .2. Argument o multiplikowaniu banknotów
      Proszę najpierw zastanowić się, skąd się biorą pieniądze. Czy są to naprawdę wyłącznie ekwiwalenty wyprodukowanych dóbr? Zapewniam, że nie tylko. Kiedy np. przyjdę do banku i wezmę kredyt, wówczas ten bank automatycznie wyprodukuje pieniądze w poczet przewidywanych przyszłych spłat kredytu, które będę wnosił. A i tak jest to jedynie margines operacji finansowych. Może Pan wykroczyć przeciwko swoim zasadom i obejrzeć stosowny film: http://tinyurl.com/skad-pieniadze albo postudiować...

      .3. Argument o multiplikowaniu dóbr materialnych
      Wygląda to tak: wytwórca wykonuje coś, co jest warte kilkadziesiąt dolarów, producent nakleja na to logo, dzięki czemu koszt wzrasta kilkukrotnie. Tak to właśnie wygląda. Ostatnio mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem. Nieautoryzowany developer wwiózł do Polski ponad tysiąc dziecięcych kurtek z logo Disneya. Były to autentyczne kurtki, nie żadne podróbki, tyle że spółka Buena Vista Inc. nie otrzymała za nie zwyczajowego szmalcu. Dlatego też zażądali i doprowadzili do zniszczenia tych dóbr. Podobną politykę prowadzi Apple, Microsoft i wielu innych "producentów", zlecając produkcję np. Chińczykom, za głodowe pensje (lub wręcz przez więźniów obozów koncentracyjnych), aby przykleić do wyprodukowanych przedmiotów swoje logo i sprzedawać je po znacznie wyższych cenach, bogacąc się niepomiernie.

      .4. Argument o zarobkach biednych artystów
      Otóż na ogół zarabiają nie twórcy, tylko posiadacze praw autorskich, którzy najchętniej nie dzielą się z twórcami w ogóle. Pięknym przykładem jest tu twórca postaci Supermena, który w końcu umarł w przytułku dla bezdomnych. O wiele mądrzejszy od niego był twórca postaci Batmana, który nie wypuścił z rąk praw autorskich i dożył późnych lat w szczęśliwej sytości.
      Wie Pan, ile np. otrzymała za swoje dzieło autorka znaku Nike? 35 UD$ Ciekawe, co?

      Na koniec, pozwolę sobie stwierdzić, że mógłbym jeszcze dużo napisać, ale nie jestem pewien, czy odniosłoby to jakikolwiek skutek. Pańskie argumenty niestety wskazują na to, że nie przemyślał Pan do końca swojego stanowiska.
      • Kancermeister
        02.05.2010 18:20
        Kancermeister

        .n. Argument o multiplikacji utworów elektronicznych.

         

        Na polecenie Kongresu USA, jedna z rządowych instytucji, GAO (Government Accountability Office), przeprowadziła badania i opublikowała raport oceniający wpływ zjawiska piractwa na całą gospodarkę. Zgodnie z tym raportem, nie ma żadnych dowodów na prawdziwość wyliczeń wytwórni filmowych, dotyczące ich wielomiliardowych strat. Ponadto istnieje kilka dziedzin gospodarki, które niewątpliwie zyskują na piractwie; należą do nich m.in. sprzedawcy odtwarzaczy MP3, operatorzy telekomunikacyjni i producenci sprzętu telekomunikacyjnego.

        [1]

         

          W odpowiedzi na raport MPAA i RIAA podkreśliły straty płynące z piractwa i zażądały podjęcia specjalnych kroków, które miałyby zapewnić podwyższoną ochronę prawa autorskiego.    Miało by to być między innymi:   1. Zmuszenie internautów do zainstalowanie na swoich komputerach oprogramowania, które monitorowałoby sieć pod kątem materiałów naruszających prawa autorskie.   2. Zmuszenie dostawców internetu do monitorowania przez inne firmy transferowanych plików, celem sprawdzenia ich legalności.   3.  Zmuszenie serwisów torrentowych do sprawdzenia, zanim udostępnią jakiekolwiek materiały, czy będzie to zgodne z prawem.   4.  Zmuszenie wyszukiwarek, firm hostingowych, agencji reklamowych, firm obsługujących płatności, a także serwisów społecznościowych do aktywnej współpracy z posiadaczami praw autorskich. Łamiący prawo będą odcinani od internetu.   Te nerwowe starania o zalegalizowanie skrajnych restrykcji internetowych wypływają z lęku, że gdy wnioski ze wspomnianego raportu przenikną do świadomości decydentów, spowoduje to radykalną zmianę polityki USA i innych krajów wobec roszczeń wspomnianych organizacji.   Antypiratom zaczął palić się grunt pod nogami. Już wiedzą, że padł ich główny argument - o szkodliwości "piractwa" dla gospodarki. Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że zbliża się czas, w którym zostanie podpisany akt o wolnym i swobodnym internecie, na wzór odpowiednich aktów prawnych regulujących korzystanie ze strefy międzynarodowych wód morskich i oceanicznych. [2]   _______________   http://di.com.pl/news/31158,0,Piractwo_pozytywne_dla_gospodarki.html [1]    http://prawo.vagla.pl/node/9046 [2]   
      • Gość
        03.05.2010 17:37
        Z tego, co ja kojarzę, to tamte kurtki ponoć nie miały loga Dysneya, a Kubusia Puchatka, który jest zastrzeżonym znakiem handlowym.
      • Gość
        03.05.2010 17:39
        4. Znacznie lepszym przykładem są opłaty kasetowe. Jest to danina na rzecz wytwórców. Oficjalnie pieniądze mają być dobrze dzielone pomiędzy artystami - tak, by zarobili Ci pokrzywdzeni przez nieautoryzowany użytek. Jak jednak oni niby to oceniają? Prawdą jest niestety, że te pieniądze przepadają.
      • Gość
        03.05.2010 17:43
        Jeżeli na pewno żądano wprowadzenia obowiązku instalacji oprogramowania szpiegującego, to ja chyba przestanę korzystać z komputera. Naprawdę, ale za nic w świecie nie będę korzystać z Windows. Wyjątkiem są miejsca publiczne, gdzie nie robię niczego mogącego narazić moją reputację i tylko w skrajnych wypadkach(na Windowsie się nie znam, trudno mi się nim posługiwać). Wprowadzając nakaz instalacji oprogramowania szpiegującego automatycznie delegalizuje się wszystko poza Windows i MacOS X.
    • Gość
      03.05.2010 06:59
      Zauważ, że i tak takie dzieło w większości przypadków nie jest naprawdę sprzedawane. Z Własnością intelektualną ma być tak, że nie możesz nawet modyfikować kupionej rzeczy, ani jej wiernie odtworzyć. W dodatku można niby kupującemu nałożyć inne ograniczenia, typu zakaz przetrzymywania kupionej rzeczy na widoku, prezentowania znajomym, używania jej w nienormowany sposób lub o złej porze. W przypadku dzieła mocno chronionego, np. przez licencje o jakimkolwiek kupowaniu nie może być mowy. W dodatku, to bardzo często kupuje się kota w worku. Ja np. zapłaciłem więcej za licencję wersji kolekcjonerskiej The Conduit na Wii. W zamian za to, że wydałem więcej pieniędzy, otrzymałem jedynie tandetną książeczkę, w której to autor chwali własność intelektualną, pisze o jej zbawiennym wpływie na innowacyjność. Zapłaciłem naprawdę więcej, bo szanowałem pracę autora - nie spodziewałem się, że pieniądze te są wykorzystywane na szerzenie ideologii. Z własnością intelektualną i zakazem kopiowania jest tak. Piekarz też musi z czegoś żyć. Teraz wyobraźmy sobie, że producent masła nawiążę trust z producentem chleba, a następnie swoim klientom zakaże produkcji chleba(tu tzw. DRM-y). Ba! Możemy nawet przyjąć, że piekarz od czasu do czasu musi nawet kupić nie swój chleb. Przyjmijmy jednak, że nie był on piekarzem od chwili urodzenia. Jakże się odnieść do tego, że w wieku 5 lat(czyli jeszcze w momencie, gdy nie był piekarzem) je cudzy chleb, którego warunki spożycia zakazują produkcji własnego chleba? Co do porównywania nieautoryzowanego użytku z kradzieżą, to szybko można dojść do wniosku, że jakakolwiek polemika z osobami tak wyznającymi, to okradanie ich. Przecież one zarabiają na swoim czasie. Ba! Pracują w nienormowanych godzinach. Prowadząc tak bezsensowną politykę z nimi(można ją ciągnąć w nieskończoność, a do tej pory orędownicy IP nie podali żadnych konkretnych argumentów - zamiast tego zajmowali się fałszowaniem danych i szukaniem argumentów, do których nawet później sam autor/wykonawca nie chciał się przyznać):
      http://webhosting.pl/Amerykanski.rzad.przyznaje.dane.o.stratach.z.powodu.piractwa.zmyslone
      Skoro Ci ludzie, którzy się zajmują zmyślaniem tych danych przeznaczają na to swój cenny czas, a za to im płacą, to niewątpliwie słuchanie ich argumentów bez pokrycia i liczb wymyślonych na poczekaniu, to okradanie ich. Z tego powodu apeluję - nie wierzcie im(ani jednemu z ich słowu). Jeżeli im uwierzycie, to dojdzie do bezsensownej wymiany zdań, a w ten sposób okradniesz ich z pieniędzy, które przez ten czas MOGLI BY zarobić, wymyślając kolejne dane. Dziękuję.
    • Gość
      03.05.2010 07:00
      Zauważ, że i tak takie dzieło w większości przypadków nie jest naprawdę sprzedawane. Z Własnością intelektualną ma być tak, że nie możesz nawet modyfikować kupionej rzeczy, ani jej wiernie odtworzyć. W dodatku można niby kupującemu nałożyć inne ograniczenia, typu zakaz przetrzymywania kupionej rzeczy na widoku, prezentowania znajomym, używania jej w nienormowany sposób lub o złej porze. W przypadku dzieła mocno chronionego, np. przez licencje o jakimkolwiek kupowaniu nie może być mowy. W dodatku, to bardzo często kupuje się kota w worku. Ja np. zapłaciłem więcej za licencję wersji kolekcjonerskiej The Conduit na Wii. W zamian za to, że wydałem więcej pieniędzy, otrzymałem jedynie tandetną książeczkę, w której to autor chwali własność intelektualną, pisze o jej zbawiennym wpływie na innowacyjność. Zapłaciłem naprawdę więcej, bo szanowałem pracę autora - nie spodziewałem się, że pieniądze te są wykorzystywane na szerzenie ideologii. Z własnością intelektualną i zakazem kopiowania jest tak. Piekarz też musi z czegoś żyć. Teraz wyobraźmy sobie, że producent masła nawiążę trust z producentem chleba, a następnie swoim klientom zakaże produkcji chleba(tu tzw. DRM-y). Ba! Możemy nawet przyjąć, że piekarz od czasu do czasu musi nawet kupić nie swój chleb. Przyjmijmy jednak, że nie był on piekarzem od chwili urodzenia. Jakże się odnieść do tego, że w wieku 5 lat(czyli jeszcze w momencie, gdy nie był piekarzem) je cudzy chleb, którego warunki spożycia zakazują produkcji własnego chleba? Co do porównywania nieautoryzowanego użytku z kradzieżą, to szybko można dojść do wniosku, że jakakolwiek polemika z osobami tak wyznającymi, to okradanie ich. Przecież one zarabiają na swoim czasie. Ba! Pracują w nienormowanych godzinach. Prowadząc tak bezsensowną politykę z nimi(można ją ciągnąć w nieskończoność, a do tej pory orędownicy IP nie podali żadnych konkretnych argumentów - zamiast tego zajmowali się fałszowaniem danych i szukaniem argumentów, do których nawet później sam autor/wykonawca nie chciał się przyznać):
      http://webhosting.pl/Amerykanski.rzad.przyznaje.dane.o.stratach.z.powodu.piractwa.zmyslone
      Skoro Ci ludzie, którzy się zajmują zmyślaniem tych danych przeznaczają na to swój cenny czas, a za to im płacą, to niewątpliwie słuchanie ich argumentów bez pokrycia i liczb wymyślonych na poczekaniu, to okradanie ich. Z tego powodu apeluję - nie wierzcie im(ani jednemu z ich słowu). Jeżeli im uwierzycie, to dojdzie do bezsensownej wymiany zdań, a w ten sposób okradniesz ich z pieniędzy, które przez ten czas MOGLI BY zarobić, wymyślając kolejne dane. Dziękuję.
    • Gość
      03.05.2010 07:11
      Zwrócę uwagę na jeszcze dwa szczegóły.
      1. Dlaczego filmy nieamatorskie najczęściej opierają się na dziełach już istniejących. Wiele nowych produkcji, to po prostu odtworzenie starych filmów w nowej technice. Do tego, to te dwa filmy nie koniecznie musiał być tego samego autora. A jeżeli oba filmy są ekranizacją książki? Dalej przejdźmy do sprawy Mugoli. Autorka pewnej książki użyła tego słowa w swojej książce(oczywiście w złym znaczeniu). Potem ustaliła, że ktoś przed nią użył tego słowa w swojej książce. Zaraz... Zaraz... Przecież ona(nie piszemy o konkretnej osobie, ale jeżeli chcecie, to mogę wam podać tytuł jej książki) wymyśliła te słowo, gdy jeszcze była małą dziewczynką. W efekcie oddała autorkę wcześniejszego dzieła do sądu(potem się tłumaczyła, że na podstawie praw autorskich, chociaż chyba wszyscy wiedzieli, że oskarżycielowi zwyczajnie się coś pomyliło). Co orzekł sąd? Słowo Mugole istniało dużo wcześniej niż obie panie, lecz całkiem oddzielnie, je wymyśliły. Najprawdopodobniej usłyszały je w radiu/telewizji, gdy były małymi dziewczynkami. W dodatku, to obie autorki użyły tego słowa w złym znaczeniu. Pytanie brzmi: jak wiele w dziełach różnych artystów jest ich własnej pracy? Dalej możemy porównywać różne filmy. Chociażby Wyspa Tajemnic i Sprzedawca Cudów. Niektóre tematy po prostu powracają, jak bumerang. Czy stworzenie podobnego filmu, nawet w przypadku, gdy nie widzieliśmy podobnego, to kradzież? Przecież twórca musiał się napracować.
      2. Kwestia ceny - potrafię sobie wyobrazić model biznesowy(Ba! On już istnieje), gdzie ludzie zainteresowani danym dziełem podpisują umowę, a potem odkładają pieniądze na specjalne konto. Po wykonaniu dzieła(i jeśli spełni ono wymagania), pieniądze zostaną przelane na konta autora. To, że wielkie koncerny narzekają, to wynik tego, iż w tym modelu biznesowym nie ma miejsca na nich. Zmniejszą się koszty na prawników, nie będzie potrzeba pośredników, autor dostanie więcej pieniędzy, bo będzie niezależny.

      Jeszcze jedna rzecz. Gdyby tworzenie przedmiotów rzeczywistych opierało się jedynie na wykonaniu ich za pomocą komputera, to też nazwałbyś to kradzieżą?
  • Ewangelizator
    10.05.2010 19:52
    Na chomiku książki elektroniczne w tym wypadku katolickie. Uważam że jest to rodzaj ewangelizacji w internecie i nie można w tym przypadku przedkładać mamony nad ewangelizacją, nawet jeżeli wydawnictwa katolickie miałyby tylko troszeczkę stracić. Trzeba wziąć pod uwagę że ebooki dla wielu są zachętą do kupienia książki drukowanej bo nie lubią wersji elektronicznej.
    Nikt nie powiedział że ewangelizacja jest łatwa, a wystarczy lekko zrezygnować z małej ilości pieniędzy aby słowo boże mogło dotrzeć do internautów o różnych poglądach. Uważam że internet jest to dobre miejsce na ewangelizacje i trzeba dostarczyć, dobre wartościowe pozycje aby zainteresować różnych ludzi. Proszę zauważyć jaką trzeba mieć motywację, wiarę aby wykonać takiego ebooka, być może niejeden zrozumie i się nawróci.

    P.S. pieniądze to nie wszystko, a nawrócenie chociażby jednego to radość w niebie.
  • WRz
    23.06.2010 12:35
    Piękny tekst! Mądry i przemyślany. A ostatni akapit jest niesamowity, gratuluję :D
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
10°C Wtorek
wieczór
9°C Środa
noc
7°C Środa
rano
6°C Środa
dzień
wiecej »