No cóż widzę ,że nie ma we mnie miłości bliźniego . Jestem po raz kolejny ,zła i rozczarowana działaniem Kościoła. Chciałabym żeby za każdym razem kiedy odbywają się rekolekcje dla związków niesakramentalnych czy ktoś wygłaszał do nich kazanie to samo działo się dla małżonków porzuconych pozostających w wierności. Czyli generalnie nie trzeba się nawracać ?! Można świadomie żyć w grzechu i jest OK ? Ja też potrzebuje bliskości ,myślicie ,ze nie chciałabym mieszkać z kimś ,rano się budzić ,kłaść spać obok kogoś kto trzymałby mnie za rękę ? Ale mam męża choć ten mnie zostawił dla innej. Nikt nigdy nie zamykał grzesznikom drogi do Boga i Kościoła czy jednak trzeba głaskać ich po główkach bo inaczej odejdą ? czemu nikt nie myśli o Porzuconych ,żeby im pomóc ,wzmocnić w życiu w łasce. :( takie działania Kościoła wywołują u mnie wielkie sądy :(