• Hammurabi
    04.06.2014 11:45
    Wolność ? a od czego ,od tego aby nam nie dyktowano z zewnątrz tego co mamy robić u siebie , we własnym suwerennym kraju ?

    Jeśli rzeczywiście tak, jest to jesteśmy, suwerenni, to jest to powód do świętowania.

    Jeśli nie , to lepiej iść na ryby.
    Przekonamy się za jakieś powiedzmy dziesięć lat.
    A co do kościoła, jeśli jesteśmy suwerenni
    to zachowamy swoje wartości w życiu publicznym , jeśli nie , to zostanie nam narzucone ustawodawstwo np. dotyczące
    "małżeństw homoseksualistów "

    Na tej stronie jest jeszcze jeden z tytułów
    nawołujący do niekomplikowania tego co proste.
  • Adalbert
    04.06.2014 15:05
    Gratuluję Panu dobrego samopoczucia. Skoro Pan w rozjazdach, to może czas na grilla też się znajdzie. Na deser obowiązkowo czekoladowy orzeł. 4 czerwca jest też rocznica, tyle że dwudziesta. "Zwyczajni obywatele" pewnie nie pamiętają latami ogłupiani przez obecną propagandę. Dziękuję za "rozumiem,że ktoś może myśleć inaczej".
  • trup
    04.06.2014 15:17
    cyt(Podkreślę to raz jeszcze: to zwycięstwo nie jakiegoś wodza i jego przybocznych,którzy w odpowiedniej chwili przejęli inicjatywę. nie jakiejś partii politycznej, która w odpowiednim momencie sprytnie rozegrała sytuację, ale zwyczajnych obywateli, którzy, na ile pozwoliła im sytuacja, wzięli sprawy w swoje ręce.)- to dokładnie było zwycięstwo byłych partyjniaków , którzy bardzo sprytnie oddali władzę zatrzymując sobie wszystko co było do zagarnięcia. To nie było zwyciestwo zwykłych szaraczków , bo oni za socjalizmu tak samo i teraz dostaja po tyłkach i dalej robieni sa w bambuko.
  • Stanisław_Miłosz
    04.06.2014 18:04
    Powiało pop-tymizmem. Pan Redaktor lubi prowokować, bo że to tak z głębin duszy to nie umiem uwierzyć. Zastanawiam się, ja - wtedy i dziś - zwyczajny Polak, czy dać się sprowokować.
  • TeKa
    04.06.2014 23:02
    Nareszcie głos rozsądku! Czuję tak samo. Poza tym nigdy nie mogłam zrozumieć i chyba nie zrozumiem, dlaczego tak bardzo zależy nam na zdezawuowaniu autentycznego zwycięstwa. Nas, a nie jakichś politykierów, którzy obecnie usiłują "ugrać " coś dla siebie i uważają się za bohaterów, którymi nigdy nie byli. Na tamte czasu i tamte możliwości to były zwycięskie wybory Polaków, a nie wydumana zdrada narodowa. Ja to świętuję.
  • M.R.
    05.06.2014 00:48
    Panie Redaktorze! Może dlatego, że spędziłem ten czas trochę bardziej świadomie (w tzw środowiskach opozycyjnych trwała wtedy (jeszcze przed okrągłym stołem) dyskusja pod tytułem: Jaruzelski na Wawel, zapoczątkowana znacznie wcześniej z kręgów tow. generała, a ja ten czas spędziłem w kampanii wyborczej przy komitecie obywatelskim i w komisji wyborczej), to może miałem większą świadomość ile pułapek zastawili komuniści w tych wyborach. Na szczęście i w komisjach wyborczych "po tamtej stronie", 4 czerwca byli ludzie którzy mieli dosyć i uczciwie zwrócili uwagę czym to grozi. Gdy zrozumiałem też, to oczywiście zadzwoniłem natychmiast gdzie trzeba, choć początkowo sygnał zlekceważono. Mimo to poprosiłem, by puszczono tę informację do kogoś kto będzie w stanie to prawidłowo ocenić. Gdzieś koło południa zrobiło się gorąco, bo się okazało, że być może wybory będą zerwane ze względu na zastawioną pułapkę i Solidarność się z nich wycofa. Bo to było tak pomyślane, by tamta strona mogła unieważnić z przyczyn formalnych niekorzystny wynik. Nie wiem, kto i z kim prowadził rozmowy, ale po południu dostaliśmy telefon, że mamy zostać, wyniki wyborów mimo wszystko będą honorowane, czyli dogadali się. Jednocześnie przez cały czas, już na etapie przygotowania kampanii, trwała walka o stołki (Trzeba przyznać, że nie wszyscy z ówczesnego zdjęcia z Wałęsą zrobili kariery, ale większość tak - tkwi w układzie do dzisiaj). I już wtedy rozpoczęło się rozwalanie Komitetów Obywatelskich, które powstawały oddolnie. Z jednej strony widziałem ogromne zaangażowanie ludzi na dole, którzy tłukli te lipne ulotki na beznadziejnych powielaczach spirytusowych, umorusani, jak nie boskie stworzenia (ja już byłem przyzwyczajony, do troszkę innej techniki), a z drugiej strony widziałem, jak wierchuszka Solidarności z przerażeniem zwija z całą bezwzględnością ten oddolny majdan ludzi, którzy uwierzyli, że to rzeczywiście koniec komuny i że oni sami coś są w stanie zrobić, że odzyskali podmiotowość. Utarliśmy nosa komunie, ale to było pyrrusowe zwycięstwo wobec kolejnych przekrętów, w tym z listą krajową. Miałem tak dosyć, że zaraz po przekazaniu wyników i zdaniu papierów, już się więcej nie pojawiłem w Komitecie, telefonów nie odbierałem, a jak była łapanka na działaczy, to się po prostu ukrywałem. Tylko raz dostałem szału - jechałem wtedy w lecie do Szczecina pociągiem i czytałem artykuł: Wasz prezydent, nasz premier. Gdybym wtedy spotkał Michnika, to bym mu wrąbał. I nawet mnie nie zdziwiło, że w sytuacji, gdy PSL i SD głosowało przeciwko Jaruzelskiemu, parlamentarzyści Solidarności głosowali za. I mamy, to co mamy. Długo jednak wierzyłem, że to się da odkręcić, że komuna i tak upadnie. Panie Redaktorze - przestałem wierzyć ostatecznie 10 kwietnia. Fakty są twarde. Można się łudzić, ale trudno jest je negować. Oczywiście, żyjąc w kraju, tego się nie widzi, bo tak było od zawsze, a w porównaniu z tym, co było, jest przecież lepiej. Ale jeżeli w domu wariatów pomalujemy ściany na kolorowo, wstawimy w okna kraty kute artystycznie, zainstalujemy nowe bojlery z ciepłą wodą i telewizory w każdym pokoju zamiast kołchoźników, to oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że się poprawiło. Ja nie walczę z oczywistymi faktami. No są Orliki i ożeł morze oraz ekrany akustyczne przy tych paru kilometrach przekręconych autostrad zamiast normalnych dróg, da się też popływać na narodowym, co Anglicy wspominają z łezką, przepraszam z błyskiem w oku i podobno nawet Małysz będzie tam skakał. Tylko, że to dalej jest ten sam dom wariatów, ci sami pacjenci i ci sami lekarze. No może paru pacjentów uznano za wyleczonych i pełnią teraz inną rolę niż wcześniej. Ale czy będziemy się spierać o takie szczegóły? Ja wiem, że to trudne, ale proszę mi wierzyć - demokracja wygląda inaczej niż w kraju. No dobrze, teraz demokracja ludowa, jest jeszcze bardziej ludowa niż dawniej. Ale to mnie bynajmniej nie usposabia radośniej. Choć naturalnie rozumiem tych, którzy widzą powody do optymizmu. No dobrze, ujmijmy to tak: generalnie poprawiło się. Może nie wszystkim tak samo, może niektórym wcale, ale jest lepiej. Czy tak będzie dobrze? Oby za 25 lat Pan Redaktor mógł napisać taki sam artykuł. Wtedy prześlę serdeczne pozdrowienia z zaświatów.
    • M.R.
      05.06.2014 10:40
      Najlepszy komentarz jaki znalazłem, który najlepiej wyraża moje ówczesne uczucia. Panie Redaktorze, mnie za kampanię 1989 r. wywalili z roboty. Niczego nie żałuję, ale dokładnie tak to wtedy widziałem:
      http://vod.gazetapolska.pl/7234-dnia-4-czerwca
      5 czerwca rano wiedziałem jedno - nie chcę w tym maczać palców. Można powiedzieć - umyłem ręce, ale wtedy były takie nastroje, że lepiej było milczeć. Ludzie widzieli, to co chcieli widzieć, a ja też się łudziłem, że mamy czas. Ale nie przypuszczałem, że zmarnujemy praktycznie 25 lat...
    • CYnick
      06.06.2014 08:51
      CYnick
      Najważniejsza jest rodzina. Dlaczego? Jest najlepszym kompasem i punktem wyjścia do myślenia o patriotyźmie, ojczyźnie, a nawet demokracji. Bez niej to wszystko wisi w powietrzu.
      Dziękuję Panu Redaktorowi nie za słowa, ale za ducha tego, co Pan napisał. To również nie buja się w powietrzu.

      Powyższy komentarz odzwierciedla doświadczenie przeciwne, toksycznego zanurzenia się po szyję w tzw. działalności w stylu trochę sienkiewiczowskim, a potem szokowego porzucenia wiążącego układu w który się weszło. Układu, który wymaga od nas zmian w życiu, refleksji i konfrontacji dotychczasowej wizji lub jej braku z rzeczywistością.
      Dostęp do nadzwyczajnych informacji, bezpośredni udział w ważnych wydarzeniach sam w sobie nie gwarantuje dobrej oceny sytuacji. Potrzebny jest dystans i dobra busola. Na "sienkiewicza" najlepsza jest gromadka dzieci na utrzymaniu i kochająca (i kochana) żona. Inaczej cały nasz patriotyzm to "pogoń za wiatrem"

      Nie twierdzę, że jest tu coś na rzeczy, ale zgorzknienie mówi samo za siebie.
      • M.R.
        06.06.2014 15:29
        W którym miejscu napisałem, że kiedykolwiek wszedłem w jakiś układ? To są bezczelne kłamstwa. Prawda, poznałem większość tych, którzy okazali się w nowych czasach kanaliami, wtedy, gdy dla nas młodych byli bohaterami. Spotkałem praktycznie całą późniejszą wierchuszkę - w Kościele. W stanie wojennym cała ta, tzw. "lewica laicka" bynajmniej nie unikała Kościoła niczym diabeł święconej wody, tylko waliła do niego drzwiami i oknami. A mnie interesowała Polska. Chciałem wiedzieć co to są za ludzie, którzy chcą ja zmienić. I nie unikałem odpowiedzialności za to, by było inaczej. Inna rzecz że zawiedliśmy się na nich wszystkich bardzo mocno, na tych wszystkich kłamstwach rzucanych na lewo i prawo. Komuś przecież trzeba było wierzyć. Do Geremka, Michnika, straciłem zaufanie jeszcze za komuny, ale o Andrzeja Wielowieyskiego byłem spokojny. Sztandarowy katolik, szef warszawskiego KIK-u, czytało się wydawane przez niego katolickie książki, no to był ktoś. Ale nawet organizując mu kampanię wyborczą i rzucają komunistom w twarz, że wygramy wszystko co jest do wygrania, protestowałem publicznie przeciwko tytułowaniu przed wyborami naszych kandydatów: "panie pośle, panie senatorze". Bo przed wyborami, pamiętając jak to wyglądało w 1980 r., źle mi się to kojarzyło. I publicznie zdałem Wielowieyskiemu to bardzo dla niego niewygodne pytanie: "Czy będą głosowali na Jaruzelskiego?" Przy ludziach złożył deklarację, którą potem złamał. Takich sytuacji co rusz było pełno. Ta była sztandarowa. Być może przez cynika przemawia żal niewykorzystanych okazji, które jemu się nie trafiły. Ja je miałem wielokrotnie i zawsze miałem jedną odpowiedź: Nie jestem do kupienia. Dlatego też jestem tu, gdzie jestem, a nie tam, gdzie królują cynicy.
        A o moje dzieci, proszę się nie martwić, znakomicie dają sobie radę, żona też. Nie wiem co ma rodzina wspólnego z Sienkiewiczem, bo mu to nie za bardzo wyszło, ale to prawda - w rodzinie jest ostatnia szansa na uratowanie tego świata, choć Polski już prawdopodobnie nie. Za dużo w niej cyników.
      • CYnick
        07.06.2014 22:20
        CYnick
        M.R.@ Twój sposób pojmowania służby publicznej oczywiście mi nie odpowiada, choć go całkowicie rozumiem. Nie rozumiem natomiast wątku cynizmu. Czy nie uległeś sugestii (może niedokładnie przeczytałeś jak brzmi mój nick...)?
      • CYnick
        08.06.2014 15:53
        CYnick
        Co do bezczelnych kłamstw...W tym wypadku ja nie zostałem zrozumiany. Brak układu, to wada.
        Właśnie potępiłem fakt ..."ogromnmego zaangażowania"... bez wchodzenia w układ służby społecznej, rozumiany jako zobowiązanie, a bez którego można "zniknąć" i nie odbierac telefonów...
        Potępię też publicznie eksponowany luksus moralnej oceny ludzi, którzy dawno temu zdecydowali się wystawić własną d... za cenę obrony wartości. Przepraszam za przerywany wątek.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
14°C Czwartek
wieczór
12°C Piątek
noc
9°C Piątek
rano
15°C Piątek
dzień
wiecej »