Sądząc po klikometrii, jest ogólny zachwyt tymi wypowiedziami.
"Jak nie masz z 500 młodych znajomych na Facebooku, to nie udawaj, że zajmujesz się ewangelizacją"
A ilu znajomych na FB miał św. Piotr? Wątpię, by klikometria była dobrą miarą ewangelizowania. To może być żałosna pogoń za "tym światem", jak to nazywa Biblia.
"... odkrywali Kościół i zachwycali się jego dynamiką".
Dynamika? To brzmi co najmniej dziwnie. W Kościele nie chodzi o jakąś "dynamikę", ale o wiarę, nawrócenie i przede wszystkim zbawienie.
"... młodym, którzy już wejdą do wspólnoty i przyjdą do parafii, trzeba koniecznie dać jakąś odpowiedzialność, coś konkretnego do zrobienia. Wchodzą w to od razu."
To wygląda na aktywizm, możemy go nazwać "duszpasterskim", i pasowałoby do pracownika domu kultury, który zbiera młodzież osiedlową i motywuje do różnych działań. Gdzie w tym nawrócenie? Gdzie Ewangelia? Gdzie modlitwa? Gdzie pokuta? Gdzie owoce nawrócenia? Gdzie owoce porzucenia fałszywej wolności, o której mowa w tekście? Gdzie przyjęcie odpowiedzialności? Gdzie trwałe i dzietne małżeństwa?
A tak, są "wieczory uwielbienia", w przypominające koncerty rockowe, czy spotkania w klubach na mieście, są bliższe profanacji niż modlitwie.
Nie tylko moim zdaniem, ten "duszpasterski" aktywizm jest jedną z największych bolączek polskiego Kościoła. Oczywiście nieraz potrzebne są działania integrujące, ale to nie one stanowią sedno. Z tekstu wynika jednak, że od takich działań się zaczyna i na takich działaniach kończy.
Skąd ta pewność. W Niemczech na każdej mszy jest gromada ministrantek, szafarek, scholka, dyrygent, łapanie się za rączki i robienie łańcuszków, często "taniec liturgiczny" i popisy wokalne. W sumie masa ludzi zaangażowanych, tyle że Msza Św. jest gdzieś w tle tego widowiska.
"Jak przyciągnęliśmy młodych na Alphę? Jako katecheta mam swoje sposoby (...) Kluczem jest weekend Alpha. Tam młodzi doświadczają spotkania z żywym Bogiem. " Nasuwa się pytanie, dlaczego po tylu latach obowiązkowej katechizacji i spotkań formacyjnych młodzi wymagają protestanckich wynalazków w restauracji aby doświadczyć spotkania z żywym Bogiem? To brzmi po pierwsze jakby ksiądz nie wierzył w działanie Boga w sakramentach, a po drugie świadczy o całkowitej niewydolności systemu katechizacji dzieci i młodzieży. Zatem nasuwa się pytanie o sens takiego modelu katechizacji. Kolejna rzecz. Pokemony, muzyka, aktywność. Pewnego dnia z tego się wyrasta. Co potem? Potem ucieka się kursy medytacji Vipassana, gdzie wstaje się o czwartej rano i medytuje, milczy i pości. Na miejsce na takim kursie czeka się miesiącami. I to jest dopiero siara.
"Jak nie masz z 500 młodych znajomych na Facebooku, to nie udawaj, że zajmujesz się ewangelizacją"
A ilu znajomych na FB miał św. Piotr? Wątpię, by klikometria była dobrą miarą ewangelizowania. To może być żałosna pogoń za "tym światem", jak to nazywa Biblia.
"... odkrywali Kościół i zachwycali się jego dynamiką".
Dynamika? To brzmi co najmniej dziwnie. W Kościele nie chodzi o jakąś "dynamikę", ale o wiarę, nawrócenie i przede wszystkim zbawienie.
"... młodym, którzy już wejdą do wspólnoty i przyjdą do parafii, trzeba koniecznie dać jakąś odpowiedzialność, coś konkretnego do zrobienia. Wchodzą w to od razu."
To wygląda na aktywizm, możemy go nazwać "duszpasterskim", i pasowałoby do pracownika domu kultury, który zbiera młodzież osiedlową i motywuje do różnych działań. Gdzie w tym nawrócenie? Gdzie Ewangelia? Gdzie modlitwa? Gdzie pokuta? Gdzie owoce nawrócenia? Gdzie owoce porzucenia fałszywej wolności, o której mowa w tekście? Gdzie przyjęcie odpowiedzialności? Gdzie trwałe i dzietne małżeństwa?
A tak, są "wieczory uwielbienia", w przypominające koncerty rockowe, czy spotkania w klubach na mieście, są bliższe profanacji niż modlitwie.
Nie tylko moim zdaniem, ten "duszpasterski" aktywizm jest jedną z największych bolączek polskiego Kościoła. Oczywiście nieraz potrzebne są działania integrujące, ale to nie one stanowią sedno. Z tekstu wynika jednak, że od takich działań się zaczyna i na takich działaniach kończy.