Znicz prawdopodobnie już płonął, gdy dolewano paliwa i dlatego doszło do wybuchu. To tak jak dolewanie nawet małej ilości benzyny do ognia. Wybuch murowany. Jeżeli jeszcze nie płonął to mogło być tak jak powyżej przypuszcza pan Tomasz, jeden z miejscowych, że metalowa misa była bardzo nagrzana, momentalnie wytworzyły się opary i doszło do gwałtownego zapłonu.
Jeśli się palił, to wystarczyło dolać wody. Rozrzut paliwa i gwałtowny zapłon - zna to każdy kucharz. Benzyny chyba nie dolewał, ale wystarczyło coś o niższej temperaturze wrzenia niż olej.
Przestroga jest. Kiedy się nie wie co i do czego się dolewa, kłopoty raczej pewne. A w ogóle to zawsze się boję kiedy harcerze idą z pochodniami lub palą wielkie znicze. Ognisko z gałęzi, i to dobrze pilnowane, powinno w zupełności, jak za naszych czasów, wystarczać.