Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
pozdr.
A jeszcze gorzej, gdy księża zamiast pozwolić podejść do balasek rozdają komunię "na kościele". Stał sobie człowiek grzecznie obok ławek. A tu wszyscy z ławek ruszają, bo już, już chcą do komunii. Nagle robi się ścisk i tłok. Jedno stoją, drudzy klękają, ci co wyszli z ławek chcą do nich wejść potykając się o nogi tych, którzy nie byli z ławek i teraz na klęcząco modlą się po Komunii... Nie, stanowczo wolę w procesji.
Trzy elementy wymagają natychmiastowej naprawy - odwrócenie kapłana, części mszy po łacinie i wprowadzenie ciszy zamiast czczego gadulstwa. Do tego zakończenie prywatnych udziwnień i radyklane trzymanie się przepisów liturgicznych.
I może jeszcze "Cóż więc pozostaje, bracia? Kiedy się razem zbieracie, ma każdy z was już to dar śpiewania hymnów, już to łaskę nauczania albo objawiania rzeczy skrytych, lub dar języków, albo wyjaśniania: wszystko niech służy zbudowaniu."
Cytaty z Pisma nie pomogą.
do XMAT - dbanie o liturgię tylko dla jej zewnętrznej formy, bez ducha, jest faryzeuszostwem, a na tym zasadza się spór między radykalnymi tradycjonalistami a zwolennikami "nowej liturgii".
do TOMASZL - ubywanie ludzi w kościołach to nie wina liturgii tylko odejścia od zasad Ewangelii w życiu.
A jak ktoś nie uczestniczy w życiu Kościoła to raczej nie ma szans na życie Ewangelią.
Brakuje świadków, brakuje ludzi wiary, bo mało kto poważnie bierze sobie do serca choćby cud Eucharystii. To przecież widać w tym ciągłym ludzkim dążeniu do jakiegoś spektaklu, jakiegoś efekt "wow". Cała wspólnota jest winna temu co dziś widzimy.
I jak widać po kolejnych owocach obecnie z powszechnego Kościół staje się miejscem ludzkich idei, gdzie człowiek jest na pierwszym miejscu.
I nie trzeba dużo, aby pokazać że katolicy boją sie ciszy sam na sam z Bogiem, boją sie
ze jak ksiądz na nich nie patrzy, to znaczy ze nie są ważni.
A katechizacja - nawet najlepsza nei zastąpi wychowania prze rodziców, ale nie na zasadzie zę w kościele trzeba być cicho i gadać szeptem. Katechizacja nie zastąpi tego teatrzyku przy I Komunii sw.
ps. o istocie Mszy św. dowiedziałem się podczas katechizacji, ale to dom rodzinny nauczył mnie bycia katolikiem. I ta nauka przetrwała wiele zawirowań mego życia.
Właśnie po to wydaje się przepisy liturgiczne, aby ujednolić pewne zachowania i przeciwdziałać teatrowi. I tutaj bez znaczenia jest nasza prywatna opinia tak często
Ale aby być sprawiedliwym będąc na Mszy sw tzw. trydenckiej odnosiłem nieodparte wrażenie teatru który odbywał się w prezbiterium.
Jest też druga grupa wiernych - aktorów którzy sami sobie, a nie z całą wspólnotą. Bez zrozumienia czym jest modlitwa wspólnotowa choćby na poziomie parafii, czym są wspólne gesty, postawy itd.
No i trzecia grupa - wiernych którzy chcą być koniecznie reżyserami. Idą i opowiadają co za chwile usłyszymy w czytaniach (jakby uważali innych za nierozumnych), Po Komunii sw zamiast modlitwy w ciszy jakieś własne uwielbienia na poziomie dzieci z 3-4 klasy szkoły podstawowej, muzyku ala obóz młodzieżowy przy ognisku.
W każdym z tych wypadków zabrakło edukacji i przeczytania choćby tego aktualnego OWMRu, o dokumentach SVII nie wspominając
Ale po co czytać skoro wie sie lepiej?
Pan "X" pisze o liturgii, a nie o teologii. Nasza liturgia jest łacińska i tyle.
Twierdzenie ze dzięki językowi narodowemu wierni lepiej poznają liturgię chyba niestety nie jest zgodne z rzeczywistością. Do tego co oczywiste brak jednego języka Kościoła powoduje zdecydowanie więcej problemów we współczesnym świecie, gdy podróżowanie czy osiedlanie sie, praca, studia poza krajem urodzenia są normą życia.
Nie patrz na przykład Polski, bo my jesteśmy wyjątkiem na tle reszty świata, u nas procesy sekularyzacyjne zaczynają się dopiero teraz, bo wcześniej były hamowane przez rolę Kościoła w walce z komunizmem i osobę Jana Pawła II.
Co do Belgii, to tam Sobór był jedynie podmuchem, który zburzył fikcję. Belgia "katolicka" była tylko z nazwy, odłączając się od Niderlandów Belgowie podkreślali swój katolicyzm nie jako rzeczywistą wiarę, ale element narodowotwórczy. Szybko okazało się, że w Belgii katolicyzm jest jedynie fasadowy. Sobór był o tyle punktem przełomowym, że jego błędne zrozumienie przez Belgów spowodowało, że w końcu postawili kropkę nad "i". Sam sobór niczego nie wywołał, ani nie zmienił, bo sekularyzacja Belgii stała się faktem na długo przed SV2.
Co do Irlandii, tutaj jest jeszcze ciekawiej, bo sekularyzacja była wynikiem braku realizacji zaleceń soborowych, tamtejsi biskupi żyli dalej w myśli trydenckiej, w oderwaniu od ludzi, myśląc, że załatwią wszystko zakazami i nakazami wpisanymi w prawo państwowe. Faktyczne odchodzenie od wiary zaczęło się grubo po Soborze i nie miało z nim żadnego związku, było wynikiem skandali pedofilskich.
Co ważne, Belgia i Irlandia wykorzystywały katolicyzm instrumentalnie, jako element narodowotwórczy. Podobną sytuacje mamy w Polsce i tu też sekularyzacja prędzej, czy później stanie się faktem, bo brak u nas głębszej refleksji religijnej.
Myślenie, że powrót do tradycji cudownie ozdrowi sytuację jest myśleniem niezwykle naiwnym, ale typowym. W sytuacji zagrożenia instynktownie zaczyna się tęsknić i idealizować to, co było kiedyś, ze względu na osobiste skojarzenia. Takie "kiedyś to było lepiej".
Wtórna przyczyna sekularyzacji współczesnej to fakt, że dziś w wielu sprawach Kościół nie jest już powszechny lecz zaczyna przypominać zlepek prywatnych pomysłów księży, biskupów i świeckich. Kuriozalnie śmieszny przykład to choćby słynna kiełbasa z grilla w niektóre piątki po lewej stronie Wisły w Warszawie i post po prawej stronie. A tragiczny dla katolicyzmu to fakt, że grzech po naszej stronie Odry nie jest już grzechem na drugim jej brzegu.
Proces sekularyzacji pogłębia tzw. nowa ewangelizacji, która bazując na emocjach jest podobna do budowy zamku na piasku i z piasku. W dodatku z domieszką czarów, magii, wierzeń lokalnych itd. To się podoba wielu, stad często chwilowy wzrost zainteresowania katolicyzmem, ale to jeszcze szybciej upada.
Oczywistym jest to co piszesz, czyli bezsensowne próby powrotu do tradycji. Ale zauważ, kto tak często chce wrócić do tradycji pierwszych chrześcijan.
I oczywistym jest proces sekularyzacji tzw.polskiego katolicyzmu. Ale ilu jest u nas zadowolonych z wielkich wydarzeń, które nie mają żadnego znaczenia dla zatrzymania odchodzenia Polaków od wiary.
Parę wpisów wyżej pisałem o podejściu do grzechu. Pojęcie grzeszności nie może być zamknięte w ramach legalizmu, musi być w równowadze z personalizmem. Grzech jest rzeczą dotyczącą ludzkiego sumienia. Jeśli czasy zmieniają się na tyle, że pewna rzecz przestaje być w powszechnym rozumieniu grzechem, to doktryna musi iść za ludźmi. Zauważ, kiedyś śmiertelnym grzechem było sprzeciwianie się władzy. Dziś doktryna mówi, że chrześcijanin powinien wręcz krytycznie podchodzić do władzy zewnętrznej.
Tu jest właśnie problem, że często Kościół nie nadąża za światem. Właśnie próbą nadążenia był SV2.
Ale ważniejsze jest że nawet na poziomie episkopatu biskupi nie potrafią uzgodnić jakiegoś spójnego podejścia do tego problemu. Co skutkuje jedynie brakiem zrozumienia czym jest posłuszeństwo ludu wobec biskupa.
A co do grzechów, to oczywistym że sie zmienia i rozwija podejście do kwestii fundamentalnej. I nie chodzi o legalizm, ale też nie może być tak, że ludzie sami sobie ustalają co rozumieją przez grzech. Bo to prowadzi wprost do zaniku pojęcia grzeszność jako taka. W dodatku w tym wypadku doktryna winna być spójna dla całego Kościoła, a nie wg uznania episkopatów.
SVII był oczywiście próbą ratowania Kościoła, ale niestety patrząc po owocach próbą nie tylko spóźnioną, ale też rozmytą i niestety nieskuteczną. Dziś jest już tak, ze Kościołowi pozostaje jedynie nadążać za wiernymi, a nie jak bywało w historii być przewodnikiem dla ludu.
Ale tak sie dokładnie dzieje gdy w centrum zamiast Boga stawia sie człowieka.
A co do katechizacji, to w Polsce była ona powszechna, tylko co z tego wynikło - pustoszejące kościoły są już faktem także i u nas. Szczególnie że większość praktykujących katolików "chodzi" do kościołów i ocenia msze przez pryzmat księdza czy kazania. A milcząca obecność, szczególnie widoczne u męskiej części widowni, jasno pokazuje zrozumienie liturgii i aktywne w niej uczestnictwo.
Co do stwierdzenia, że ryt trydencki w liturgii stawiał w centrum Boga, a watykański stawia człowieka, to absolutnie się z tym nie zgodzę. Ryt trydencki stawiał w centrum kapłana. Wynikało to z tradycyjnej sakramentologii podpartej tezami Trydentu. W rycie trydenckim lud mógłby nie istnieć. Ogólnie myśl trydencka sprowadzała Kościół do samych tylko kapłanów, przepisy prawne były pisane dla kapłanów przez kapłanów, a rolą ludu było biernie słuchać i być wyklętym, jeśli myśli się inaczej.
Taki model nie przetrwał próby czasu.
Niestety dziś głównym celem Mszy św. jest człowiek i to widać w wielu komentarzach. Dyskusje o homiliach, księżach, polityce itd. jasno to pokazują. Bo wierni nie przychodzą dla Boga, ale aby sie lepiej poczuć, uzyskać swoistą usługę duchową na poziomie przez nich akceptowalnym. A z drugiej strony gwiazdorzenie na mszach i księży i świeckich i zdziecinniałych świeckich nie ma już granic przyzwoitości. Ale przecież bez tego msza jest nudnym rytuałem jak wielu mawia.
Na kanonistę, który w zwykłej rozmowie, poza pisaniem urzędowych dokumentów mówi formułką z definicji patrzy się trochę jak na mechanika, który będzie poprawiać kierowcę, że do auta nie leje się żadnej "ropy", tylko "paliwo przeznaczone do silników wysokoprężnych z zapłonem samoczynnym".
I oczywistym jest że większość i to zdecydowana większość ludzi jednak myśli. Tłumaczenie ze sekularyzacja jest wynikiem jakiegoś stadnego zachowania jest co najmniej niedorzeczne. Po prostu Kościół tak usilnie podążając za światem dzięki odejściu od SVII stał sie jedną z wielu ofert. I przegrywa choćby z galeriami handlowymi bo w ocenie ludzi świadczy po prostu gorsze usługi.