Pozornie rozumowanie nt. "wolności religijnej" jest słuszne - wszędzie powinna być taka wolność i wtedy chrześcijanie nie będą prześladowani. Ale dobrze wiemy, ze tak nie będzie, gdyż systemy polityczne czy polityczno-religijne niekatolickie nie muszą uznawać jakichś praw człowieka, np. praw katolików do wyznawania swojej religii, są te systemy zawsze narażone na wpływ Złego, który oczywiście walczy z Panem Bogiem i Jego Kościołem. Tak więc jedynym efektem tej "wolności" jest uznanie innych religii w państwach o katolickiej większości. Te religie i ich wyznawcy będą niejako ze swojej istoty walczyć z religią katolicką, jeżeli nie będzie się ograniczać ich wpływów. Drugi aspekt jest taki, że państwo, które uznało jedyną prawdziwość religii katolickiej (a to jest w zasięgu ludzkiego rozumu oświeconego wiarą, jak przez wieki głosił Kościół, np. Grzegorz XVI czy Pius XI), ma obowiązek tę religię wspierać w celu ułatwienia zbawienia zarówno katolikom, jak i niekatolikom. Nie chodzi o zmuszanie do konwersji, bo to nie jest zgodne z darem wolnej woli, ale o tworzenie warunków sprzyjających konwersji. "Idźcie i głoście" to właśnie stwarzanie owych warunków, informowanie o Dobrej Nowinie i pokazywanie życiem, jak piękne jest życie katolika.
Ja z kolei widzę to tak: państwa jako instytucje zawsze narażone są na pokusę przemocy i często do tej przemocy się uciekają (prześladowania, tortury, amoralne metody śledcze). Historia, także powojenna, pokazuje, że od tej pokusy nie uciekły nawet systemu wspierające katolicyzm. Problem w tym, że w krajach katolickich to systemowe zło może być uzasadniane wartościami religijnymi, które z przemocą nie mają nic wspólnego, i to jest straszne - bo dzieje się to ze szkodą dla religii samej. Prosty przykład - dlaczego po kilkudziesięciu latach systemy Franco i Salazara zostały odrzucone? Dlaczego te społeczeństwa się zlaicyzowały (szczególnie Hiszpania)? Przecież państwo wspierało tam Kościół! Dlatego wolę mój katolicyzm rozwijać bez wsparcia instytucji państwowych.
Dlatego wolę mój katolicyzm rozwijać bez wsparcia instytucji państwowych.