Może po prostu, jak do człowieka? Jeśli go poznajemy, to np. proszę Pana. A jeśli znamy go osobiście, to tak, jak w kontaktach ze znajomymi. Chodzi o to, aby nie popaść w jakieś komiczne uwielbienie dla klerykalnej tytulatury a'la Beata Kempa na urodzinach Radia Maryja w 2015.
"Diakon ma inny zakres posługi zwłaszcza w przestrzeni sakramentów. Przewodniczy ludowi Bożemu w zakresie określonych zadań: może głosić słowo Boże, przewodniczyć liturgii godzin i nabożeństwom eucharystycznym, odprowadzać pogrzeb, ochrzcić dziecko czy asystować przy małżeństwie. " 1.Głoszenie Słowa Bożego. Serio? Bez porządnej formacji teologicznej? (bo jakąż formację teologiczną może mieć człowiek posiadający rodzinę i pracujący -nauka teologii przez jeden weekend w miesiącu? 2.Liturgia Godzin jest publicznie odmawiana w mało której parafii, znowu po cóż diakon 3. W mojej parafii (2 księży) są statystycznie cztery chrzty w miesiącu, 3-4 pogrzeby i 1-2 śluby. Diakon ma tu odciążyć naszych księży od tych zadań? "Diakon zajmuje się działalnością charytatywną, finansową, organizacyjną." Działalności finansowej żaden polski proboszcz nie odpuści, nie ma bata. Od działalności charytatywnej jest grupa charytatywna pań świeckich, niepracujących zawodowo, znakomicie znających potrzeby parafian. Po co tu diakon? Co on jako pracujący ojciec rodziny wie o parafianach? Po co klerykalizować ten aspekt działalności parafii? Działalność organizacyjna - od tego jest proboszcz i wikary, którzy angażują osoby przydatne do danych akcji - i to działa. Tak jeszcze a propos działalnosci charytatywnej - do tej grupy ciągle proboszcz zachęca z ambony, bo nowych chętnych brak. Liści czy śniegu wokół kościoła nie ma komu zbierać. Natomiast świeckich szafarzy potrafi być w naszym małym kościółku czterech na jednej mszy. Do tej posługi jakoś namawiać nie trzeba. Myślę, że to samo będzie z diakonami.
Są nauczyciele religii(katecheci) świeccy którzy są po 6 letnich studiach teologicznych. Na pewno mogą być diakonami. Więc formacja teologiczna jest im niepotrzebna. Wystarczy opinia ks. Proboszcza i ich zgoda.
Ra-Mi, w czasach apostolskich wyświęcano diakonisse, tak więc postulat dopuszczenia kobiet do niższych święceń kapłańskich jest jak najbardziej trafny.
@DREMOR No i co się stało z tymi diakonisami na przestrzeni trwania KK, że nie dotrwały do naszych czasów (chyba nie doczytałeś w Wikipedii lub innych e-leksykonach, ale tam raczej głębszych info nie znajdziesz)
W Kościele Zachodnim diakonise przetrwały do XII wieku, w Kościele Prawosławnym do XIV wieku. W obu przypadkach rola diakonis zmalała wraz z rozkwitem życia monastycznego i ascezy średniowiecznej. Stopniowo funkcja ta została zapomniana, bo ideałem kobiety w służbie Kościołowi stała się mniszka.
Naprawdę bardzo dobre argumenty , i życia Kościoła . Moim zdaniem, dodatkowo dorabianie temu wszystkiemu "starożytności" przywołuje na pamięć wszystkie "nowinki" którym trzeba było tego argumentu, żeby zamknąć usta krytykom. Pozdrawiam przedmówcę
Szczerze mówiąc, najlepiej, jakby diakoni byli przede wszystkim do służenia w liturgii mszalnej (zwłaszcza z biskupem) i do dzieł charytatywnych (taki diakon mógłby być nawet szefem diecezjalnej Caritas - a księża do duszpasterstwa). Najgorzej, jak diakon staje się "zapchajdziurą" po braku powołań albo jakimś swoistym wice-wikarym (co musi pogrzeby odprawiać, ślubów udzielać itd., bo proboszczowi się nie chce).
W książkach i u nielicznych dobrych teologów. Ostatnio zapytałem znajomego księdza o to, ile mszy (ofiar Chrystusa) jest składanych w czasie mszy koncelebrowanej. Odpowiedział, że tylu, ilu księży...
Poza tym, sam studiowałem w seminarium pełne cztery semestry. Poza wyjątkami, nie nauczyłem się tam niczego. Niemal wszystkiego nauczyłem się sam, z książek.
"Liturgia godzin jest publicznie odmawiana, w mało której parafii". No właśnie. to może pora, żeby w mało której parafii nie była odprawiana. Ja jestem szczęściarzem, że mam 10 kilometrów do takiej parafii, ale są tacy co i w promieniu 100 km nie mają szans wspólnotowo odmówić nieszporów. Może pora to zmienić.
O właśnie. U mnie w parafii co tydzień zamiast Nieszporów jest nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego (a jak ma nie być nabożeństwa, bo pogrzeb, ślub albo coś wypadnie, to proboszcz mówi "nie będzie nieszporów" :D ). A na Nieszporach w sanktuarium leżajskim (niedaleko mam, nieraz podjadę) mało ludzi zwykle jest. Niestety, ludzie nie uczą się żyć liturgią, to by trzeba było zmienić...
@BARTOS, piszesz co tydzień. Ja miałem na myśli codzienną modlitwę liturgią godzin. Ile znasz parafii, gdzie codziennie po mszy wieczornej są nieszpory? Nieszpory niedzielne odprawiane w wielu parafiach powoli wymierają. Bo liturgią godzin nie da się modlić raz na tydzień, więc dlaczego by ludzie mieli przychodzić w niedzielę na nieszpory?
Prezbiter (tradycyjnie ksiądz) pełni w kościele funkcję kapłańską na wzór Jezusa kapłana, a diakon funkcję służebną na wzór Jezusa sługi. Jest to zatem obraz tej rzeczywistości w kościele, której często nie widzimy. Ponadto słuchałem kazań diakona stałego, który ma czwórkę dzieci i zapewniam, że miał on wiele do powiedzenia na temat rodziny i życia świeckich. Był słuchany z dużym zainteresowaniem. Zastanówmy się czy ksiądz musi w parafii prowadzić nabożeństwa, wystawić najświętszy sakrament albo animować grupy parafialne? W małych parafiach np. wiejskich jest zazwyczaj jeden proboszcz, który ma do objechania kilka kościołów filialnych. Diakon mógłby przyczynić się do wielkiego dobra, które jest zaniedbane. Należy pamiętać, że diakonat stały proponuje się mężczyznom, którzy są już po 40-tce i to takim, którzy się wyróżniają godnym życiem, zaangażowanym i którym ŻONA POZWOLI. W mojej opinii diakon stały chodzący po kolędzie będzie bardzo wiarygodnym przedstawicielem kościoła – łączy w sobie jakby dwa światy ten świecki (przez życie) i ten duchowny (sakrament). Niestety jest to powołanie niezrozumiane zarówno przez prezbiterów jak i świeckich.
No, odprawić Mszę w tych kościołach to by się jednak przydało. Tego diakon nie zrobi. Niestety, tu i z jednej, i z drugiej strony barykady ludzie nie rozumieją - diakon NIE JEST OD ZASTĘPOWANIA KAPŁANA (co prawda może np. pogrzeby prowadzić, ale to nie jest jego rzecz, to może zrobić np. jak jest pierwszy piątek i ksiądz nie będzie miał czasu odprowadzić zmarłego na cmentarz, bo zaraz spowiada. Diakon ma przede wszystkim SŁUŻYĆ PRZY OŁTARZU). Robienie z niego niemalże wikarego jest patologią.
Owszem, nie jest od zastępowania, bo sam jest kapłanem. Święcenia diakonatu są święceniami kapłańskimi.
"W którym miejscu Chrystus wprowadzał stopniowanie "prezbiter robi to, a diakon tamto"? " Chrystus tego nie wprowadził, bo za jego czasów nie było prezbiterów, biskupów i diakonów. Diakonat wprowadzono, gdy wspólnoty zaczęły się rozrastać. Wtedy, by odciążyć Apostołów od "codziennych" spraw wspólnoty powołano diakonów. Ich rola jak najbardziej ma podstawy biblijne.
Dzięki Bogu, w naszym kraju nie brakuje księży i diakon stały w postaci żonatego i dzieciatego mężczyzny nie jest potrzebny (!!!), bo zaburza pewien odwieczny porządek i może byc źródłem zmniejszenia powołań do trudnego, pełnego poświęceń (wyrzeczenie się małżeństwa, rodziny) ale pięknego i nieodzownie potrzebnego (!!!) kapłaństwa (sakrament Eucharystii, Spowiedzi św.) Zresztą widzę, że i nacisk na spowiedź w nauczaniu ludu bożego bardzo, bardzo zmarginalizował się (chociażby sprawa przygotowania dzieci do bierzmowania, sakramentu małżeństwa a np. wytyczne II synodu KK w Katowicach). Smutne... bardzo... I nasuwa się taka myśl: czy te wszystkie nowości to przygotowania do finalizacji ekumenizmu, gdzie KK w imię tego "braterstwa" rezygnuje z istotnych sakramentów? I tak jeszcze na marginesie: skoro jest już ten urok diakonatu dla żonkosi, może by takie powołania żonatych mężczyzn do diakonatu wykorzystać do ewangelizowania krajów, gdzie chrześcijaństwo znajduje się w stanie agonalnym albo gdzie są duże skupiska polskiej emigracji zarobkowej - takie wysyłanie na zagraniczne misje diakona ze swoją rodziną nie tylko byłby największym sprawdzianem prawdziwości jego powołania ale również odpowiedzią na potrzeby rozproszonych po świecie polskich katolików i braku księży do posługi.
@GOŚĆ zauważyłam, że gdzie dyskusja o prezbiteracie (nie muszę dodawać, że w KK, bo wiadomo, ze tylko w nim jest sakrament kapłaństwa) tam twoje odwołania do wybranych przez ciebie słów Pisma św.Ty chyba podjąłeś taktykę zmieniania mentalności czytelników tego katolickiego portalu jak pani expremier, co to chce rzucać kamyczkami na dinozaura... W czasach Apostołów, gdy kształtował się nasz kościół (mój, bo ty chyba z denominacji chrzescijańskiej z XVI w.) pierwsi kapłani mieli rodziny, stąd i takie nauki. Patrząc na skarbiec Tradycji KK celibat prezbiterów jest potrzebny i nieodzowny a jedynym wzorem ich kapłaństwa jest Jezus Chrystus i Jemu powinni być posłuszni.
Ra-mi. Po pierwsze, nie istnieje coś takiego, jak "sakrament kapłaństwa", tylko sakrament święceń (sacramentum ordinis - skoro jesteś tradycjonalistką, to pewnie znał łacinę). Po drugie, ważny sakrament święceń ma wiele Kościołów, które nie są w jedności z Kościołem Rzymu - Kościoły, które nazywamy najczęściej prawosławnymi.
"bo ty chyba z denominacji chrzescijańskiej z XVI w." czemu? bo cytuję Pismo Święte? "chyba podjąłeś taktykę zmieniania mentalności" chyba coś Ci się źle zdaje "pierwsi kapłani mieli rodziny" coś się zmieniło, że nie mogą? A unici mogą?
@L @Gość Jedynym wzorem prawdziwego kapłaństwa jest Najwyższy Kapłan Celibatariusz Jezus Chrystus i tego się trzymajmy, bo reszta argumentów jest już niepotrzebna.
Gość, powierzenie Matki uczniowi nie jest trafnym argumentem, kobieta musiała znajdować się pod opieką mężczyzny (ojca, męża, syna), który był głową rodu. Z kulturowego punktu widzenia powierzenie matki pod opiekę synowej nie wchodziło w grę.
Brak wzmianki o wdowie też o niczym nie świadczy, o żonach Apostołów też wiadomo jedynie pośrednio, co nie znaczy, że ich nie było.
"Z kulturowego punktu widzenia powierzenie matki pod opiekę synowej nie wchodziło w grę" piszę, że pod opiekę ucznia oddał Matkę, natomiast brak danych o wdowie (którą, gdyby była, tez ktoś powinien się opiekować)
Gość, w przypadku wdowy "automatycznie" wracała ona pod opiekę ojca, tak więc brak wzmianki o przekazaniu wdowy pod czyjąś opiekę również o niczym nie świadczy. Teraz w drugą stronę, brak jest wzmianki wprost, że Jezus był bezżenny. Brak żony u mężczyzny w sile wieku nie był w Izraelu codziennością. Dziwi fakt, że faryzeusze nie wytknęli Jezusowi bezżenności, gdy dla nich ktoś, kto nie miał żony nie mógł cieszyć się autorytetem nauczyciela.
Ra-Mi, Nie wiem z czym Ci się mój nick kojarzy, ale tego typu rozważania na wydziałach teologicznych są codziennością. Tak zwane "wątpienie metodyczne" jest jednym z podstawowych narzędzi w teologii.
"Otóż w Mt 19,12 mamy przekazany logion, który według wszelkiego prawdopodobieństwa odnosi się do bezżeństwa Jezusa. Po wygłoszonej do ludu nauce o małżeństwie Jezus mówi do uczniów na temat bezżeństwa: „Bo są kastraci (ευνουχοι), którzy z łona matki takimi się urodzili; i są kastraci, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy kastraci, którzy dla królestwa niebieskiego sami uczynili się kastratami. Kto może pojąć, niech pojmuje!" Ten zbudowany według reguły trójdzielnej logion - wyliczone są trzy przypadki niezdatności do małżeństwa - zawiera w sobie dwa istotne momenty. Po pierwsze, jest tu użyte pejoratywne określenie „kastrat" (polskie tłumaczenia stosują określenia eufemistyczne, np. „niezdatny do małżeństwa", „bezżenny") . Kastracja była według Pwt 23,2nn; Kpł 22,24 dla Izraela czymś strasznym. Po drugie, następuje tu odwrócenie wartości. Podczas gdy w dwóch pierwszych przypadkach mowa jest o takich, którzy doprowadzeni zostali do godnego pożałowania stanu cielesnej bezpłodności wskutek nieszczęśliwego wydarzenia natury zewnętrznej, to w trzecim przypadku kastrat jest metaforą dobrowolnie przyjętego bezżeństwa. Ponieważ jednak brzmiące jak wyzwisko słowo „kastrat" zostało tu zachowane, uważano słusznie, że mamy tu do czynienia ze zwróconym przeciwko Jezusowi atakiem. Z powodu Jego bezżenności Jego przeciwnicy lżyli Go mianowicie, nazywając kastratem, podobnie jak z racji Jego wspólnoty stołu z celnikami, nierządnicami i grzesznikami obdarzano Go epitetem „żarłok i pijak" (Mt 11,19 par.)." (Joachim Gnilka "Jezus z Nazaretu. orędzie i dzieje." Kraków 1997 s. 215n)
Słowa te zostały wypowiedziane do uczniów, zaraz po tym, gdy faryzeusze zapytali go o kwestie nierozerwalności małżeństwa. Kontekst przeczy takiemu rozumieniu tego fragmentu. Wypowiedź Jezusa o kastratach jest odpowiedzią na krytykę małżeństwa przez uczniów, jako zbyt dużego ciężaru, związanego z nierozerwalnością, nie zaś pochwałą, czy obroną własnej bezżenności.
To właśnie faryzeusze powinni kierować do Jezusa zarzut bezżenności, dla nich człowiek nie mający żony nie mógł mieć autorytetu nauczyciela, ale nie ma zaś żadnego pośredniego, ani bezpośredniego zarzutu z ich strony. Zarzuty "żarłoka i pijaka" pojawiają się w kontekście wypowiedzi o Jezusie i o Janie. Odpieranie zarzutu o "kastracie" może dotyczyć Jana, a nie Jezusa.
Z kontekstu wypowiedzi i użytych słów można wyciągnąć następujący wniosek - lud "wyszydza" Jana ze względu na jego bezżenność. -faryzeusze pytają Jezusa o nierozerwalność, Jezus podkreśla wartość i trwałość małżeństwa, wypowiadając się o nim w sposób pozytywny -uczniowie, którzy wywodzili się ze środowiska janowego przedstawiają swoją, bardziej radykalną wersję, podkreślającą bezżenność, na wzór Jana -Jezus odnosi się do zarzutów kierowanych wobec Jana (kastrat), które podkreślają wartość nauki janowej, będącej uzupełnieniem wcześniejszych, pozytywnych słów Jezusa o małżeństwie.
Taka interpretacja słów niesie ze sobą mniejszą ilość luk, które by trzeba było wyjaśniać. By odnieść te słowa bezpośrednio do Jezusa trzeba by było odpowiedzieć na pytanie czemu faryzeusze w ogóle pytali go o kwestie małżeństwa, skoro człowiek bezżenny nie miałby dla nich żadnego autorytetu?
Dobra, do czego zmierzam tym z pozoru absurdalnym pytaniem. Chodzi o to, że z Pisma i Tradycji Kościoła ciężko jest jednoznacznie i z całą pewnością dowieść, że Jezus żył w celibacie. Tym bardziej nie da się zrobić takiego dowodu odnośnie celibatu duchowieństwa.
@DREMOR nie jesteśmy na wydziale teologicznym (zresztą twój kolega wypowiedział się wczesniej, że kiepsko uczą ;) @L TAK tylko dla Jezusa Chrystusa. Wyłączam się z dyskusji, gdyż zaczyna być ona o "komarach" a "wielbłądy" nie zostają zauważane. Zresztą jak sądzę po wypowiedziach, więcej jest tu faryzeuszy i pogan niż na kartach biblijnych ;) Nie siedźcie tyle na kompie, bo to nie zdrowo ;) Dobrej nocy
Nie jestem żywotnie zainteresowany głównym tematem dyskusji, ale czytając odpowiedzi @Ra-mi, udzielone @l stwierdzam, że odpowiadanie w płaszczyźnie pytania to ginąca sztuka...
Ra-Mi, Ciekawe stwierdzenie, że forum Gościa Niedzielnego pod artykułem z kategorii teologii nie jest dobrym miejscem na dyskusje teologiczne :) A kolega powyżej pisał o niskim poziomie kształcenia w seminariach duchownych, ja nie uczęszczałem do seminarium.
Akurat wprowadzenie diakonów stałych jest w pełni uzasadnionym pomysłem. Księża się starzeją, powołań mało, więc powoli pojawi się problem z wypełnianiem zadań w ramach parafii. Dobrze więc, aby ktoś część zadań przejął i aby to był proces rozłożony w latach. Jednym z lepszych pomysłów jest oczywiście dopuszczenie diakonów stałych do głoszenia homilii. Odpadnie powszechnie znany dziś argument tych, co mijają kościoły - że ksiądz mówi kiepskie kazania. Bo homilie wygłosi sąsiad...
Dlaczego sarkazm? Znam kilku panów z mojej dzielnicy, którzy śmiało mogliby zostać diakonami stałymi. Myślę, że ich życiowe doświadczenie i życiowa postawa gwarantowałaby jakość homilii. Pewnie byłby ciekawsze, niż np świeżo wyświeconego kleryka.
Tyle że diakon jest dla posługi (przy ołtarzu i dla potrzebujących), a nie dla zapchania wakatów na parafiach - a tym bardziej dla bycia quasi-wikarym.
Ale księża również, a może przede wszystkim są od posługi przy ołtarzu. Pytanie czemu brakuje parafian, aby za darmo wypełniali te prace, które nie wymagają święceń.
Czy śluby i pogrzeby z udziałem diakona będą gratisowe ? Jeśli nie, to można zrozumieć takiego męża i ojca, że chce dorobić. Pewnie chętnych będzie nie tak mało, wszak praca ciężka nie jest, a pieniądz miły..
No, 15 lat już diakonat jest i raptem chyba 20 diakonów jest. Nie jest tak łatwo. I nawet teraz nie przewiduję, że ludzie będą walić drzwiami i oknami :)
To jest przygotowanie do zniesienia celibatu i wyświęcania żonatych. Wszystkie zmiany w kościele tak się zaczynały, że uchylano najpierw małą furtkę, niby w wyjątkowych przypadkach, a potem z furtki robiła się szeroka brama, którą wprowadzono np. zmiany w liturgii, Komunię dla rozwodników, Komunię dla protestantów mających katolickich współmałżonków, Komunię na rękę, itp. Nadzwyczajni szafarze też mieli w założeniu roznosić Najświętszy Sakrament do domów osób chorych, a teraz udzielają Komunii podczas Mszy świętej, gdy jest wystarczająca liczba kapłanów. Kapłani sami na własne życzenie dążą do marginalizacji duchowieństwa. Ale takie zdanie, jak moje, zaraz zostanie okrzyknięte "hejtem", a moze nawet "nieznajomością Katechizmu".
No to w tym sensie diakon z całą pewnością nie jest kapłanem. Nie przyjmuje "święceń kapłańskich" (przyjmuje pierwszy stopień sakramentu święceń, explicite ogłoszonych: "święcony nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi").
No i z całą pewnością nie sprawuje "funkcji właściwych kapłanowi" - bo tym jest składanie ofiary (w kontekście kapłaństwa służebnego: Ofiary eucharystycznej).
Jeśli tak to ujmujesz, to masz rację, a ja się mylę, diakon nie będzie kapłanem sensu stricte. Natomiast w rozumieniu szerokim pełni on "funkcje kapłańskie" i korzysta z dobrodziejstw sakramentu święceń, nazywanego potocznie "kapłaństwem".
Wchodzimy na płaszczyznę niuansów językowych, to trochę niebezpieczne, dlatego przyznaję Ci rację.
Wbrew wielu obawom czeka nas bardzo poważna dyskusja o sensie celibatu. Kto wie, czy np. wyświecania na księży żonatych katolików nie będzie potrzebą czasu. Szczególnie że są przecież w Kościele Katolickim czy w Kościołach uznających Watykan żonaci księża.
Czemu to, o czym Pismo mówi wyraźnie ("Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami" 1 Tm 3,12) miałoby być przedmiotem dyskusji.
"dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża." i tak dalej, dużo tekstu, mało treści
Nie wiem tylko, czemu uważasz za zły powrót do stanu pierwotnego (wyświęcanie mężczyzn żonatych, o odpowiednich kwalifikacjach). Jeśli prowadziłoby to do likwidacja celibatu, to warto wspomnieć, że był on wprowadzony ponad 1000 lat po Chrystusie w wyniku zmian kulturowych ówczesnych społeczeństw europejskich, a także w celu uzyskania określonych skutków w zakresie gospodarki majątkiem kościelnym.
Biorąc pod uwagę zapisy Nowego Testamentu nt. biskupów i diakonów, to celibat można równie dobrze uważać za niebezpieczne nowinkarstwo :)
Komu to potrzebne W PL? Rozumiem niech świecki taki zajmie się gospodarczo ekonomicznie kościołem. Niech odpowiada za budowę remont kościoła za organy chodnik ale też sprzątanie, dokumentacje prawna itd. To by nawet wskazane było aby właśnie więcej ksiądz miał czasu na tematy duchowe dla ludzi. Ale Nie żeby świecki zajmował się SAKRAMENTAMI. Co to za różnica będzie wtedy pomiędzy księdzem i świeckim. Niestety to akurat jest złe co moim zdaniem kopiowane z protestantów jest są dobre rzeczy żeby nie było także.
Czytamy: "Przed wiekami diakonat stały zaczął zanikać na skutek konfliktów między prezbiterami a diakonami." No właśnie, zlikwidowano go z konkretnych względów. Już widzę te konflikty, które pojawią się w Kościele. To wszystko zmierza w jakimś kierunku, przekonamy się pewnie niedługo.
"Powstał również spór między nimi o to, który z nich zdaje się być największy. Lecz On rzekł do nich: «Królowie narodów panują nad nimi, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa! Któż bowiem jest większy? Czy ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy." Łk 22, 24 - 27
No, może każdy, jak to w Polsce, ma "w dalszej rodzinie" kogoś takiego (diakona stałego)... i dlatego w i e. A jak w i e, to znaczy, że to m u s i być prawda i już.
Polski Kościół sam sobie robi tez dodatkowy problem, bo z uporem maniaka, każe do diakonów stałych zwracać się "proszę pana", a on jest przecież osobą duchowną! I stąd - myślę - wiele nieporozumień wśród wiernych; dotyczy to także braku używania przez nich stroju duchownego chociażby w obejściu kościołów.
Czy na prawdę tak mało ludzi rozumie, że sakrament mają pomagać na drodze wzrostu duchowego? Inaczej jaki ich sens? Każdy w Kościele ma obowiązek wzrastać i się formować, jedni do takiej posługi, inni do innej. Do diakonii też! To o ZAANGAŻOWANIE najbardziej chodzi, o to aby włączać w jak najwięcej posług ludzi świeckich. I każdy kapłan powinien stawiać sobie za cel coraz intensywniejsze włączanie wiernych w życie wspólnoty. Wtedy Kościół-wspólnota zaczyna żyć, i w oschłe nieraz bez życia ciało Kościoła może wlać się Duch Boży. O to chodzi bracia moi. Duchu, Ty wiesz wszystko, prowadź nas ku życiu! Amen
A jak "ducha bożego" poczuje kobieta i będzie chciała być diakonisą, i mąż wyrazi zgodę? No i co wtedy z 'obowiązkiem wzrastania i formowania się'? Może się czepiam, ale świeccy już mają ogromny wpływ na parafię: są rady parafialne, ekonomiczne, grupy wspomagania ubogich, grupy porzadkowo-sprzątajace, różnego rodzaju wspólnoty modlitewne, przy ołtarzu codziennie (wbrew kościelnemu prawu) dowartościowują się nadzwyczajni szafarze Komunii św., coraz mniej dominicantes... Dlatego pytam: po co nam diakoni? Rzeczywiscie, Ci żonaci i dzieciaci mężczyźni, którzy chcą "być kimś" w KK, którzy mają pragnienia kapłaństwa niech wzrastają coraz bardziej jako kapłani domowego ogniska: jako mężowie, ojcowie, dziadkowie, co dziś, w dobie kryzysu rodziny i ojcostwa jest jak najbardziej KK potrzebne. Amen
Znów mylicie pewne pojęcia, mówiąc o zaangażowaniu świeckich. Diakon nie jest osobą świecką, tylko duchownym.
Co do samej posługi, to, że ktoś jest trzydziestoparoletnim mężem i ojcem wcale nie oznacza, że Bóg nie może go powołać do przyjęcia święceń.
A co do pytania Ra-Mi o diakonise, w Prawosławiu od lat siedemdziesiątych XX wieku toczy się dyskusja na temat przywrócenia posługi diakonis, miejmy nadzieję, że i u nas kiedyś powrócimy do tej funkcji w Kościele.
"miejmy nadzieję, że i u nas kiedyś powrócimy do tej funkcji w Kościele" Miejmy nadzieję i módlmy się abyśmy szli za Duchem Świętym, a czy On zdecyduje tak czy inaczej, nie nam to oceniać. Resztą się NIE PRZEJMOWAĆ/ZAMARTWIAĆ
@JO nie pytaj, bo nie wiem (hłe, hłe i złośliwość nie wypaliła). Nie wiem i dlatego posłuszność kościołowi pomimo tylu wątpliwości (a i sprzeciwu) jest najpewniejszą drogą żeby nie stracić czucia na powiew Ducha Świętego. Szczęść Boże :)
Ostatnio zapytałem znajomego księdza o to, ile mszy (ofiar Chrystusa) jest składanych w czasie mszy koncelebrowanej. Odpowiedział, że tylu, ilu księży...
Poza tym, sam studiowałem w seminarium pełne cztery semestry. Poza wyjątkami, nie nauczyłem się tam niczego. Niemal wszystkiego nauczyłem się sam, z książek.
Owszem, nie jest od zastępowania, bo sam jest kapłanem. Święcenia diakonatu są święceniami kapłańskimi.
"W którym miejscu Chrystus wprowadzał stopniowanie "prezbiter robi to, a diakon tamto"? "
Chrystus tego nie wprowadził, bo za jego czasów nie było prezbiterów, biskupów i diakonów. Diakonat wprowadzono, gdy wspólnoty zaczęły się rozrastać. Wtedy, by odciążyć Apostołów od "codziennych" spraw wspólnoty powołano diakonów. Ich rola jak najbardziej ma podstawy biblijne.
Brak wzmianki o wdowie też o niczym nie świadczy, o żonach Apostołów też wiadomo jedynie pośrednio, co nie znaczy, że ich nie było.
Teraz w drugą stronę, brak jest wzmianki wprost, że Jezus był bezżenny. Brak żony u mężczyzny w sile wieku nie był w Izraelu codziennością. Dziwi fakt, że faryzeusze nie wytknęli Jezusowi bezżenności, gdy dla nich ktoś, kto nie miał żony nie mógł cieszyć się autorytetem nauczyciela.
Ra-Mi, Nie wiem z czym Ci się mój nick kojarzy, ale tego typu rozważania na wydziałach teologicznych są codziennością. Tak zwane "wątpienie metodyczne" jest jednym z podstawowych narzędzi w teologii.
To właśnie faryzeusze powinni kierować do Jezusa zarzut bezżenności, dla nich człowiek nie mający żony nie mógł mieć autorytetu nauczyciela, ale nie ma zaś żadnego pośredniego, ani bezpośredniego zarzutu z ich strony. Zarzuty "żarłoka i pijaka" pojawiają się w kontekście wypowiedzi o Jezusie i o Janie. Odpieranie zarzutu o "kastracie" może dotyczyć Jana, a nie Jezusa.
Z kontekstu wypowiedzi i użytych słów można wyciągnąć następujący wniosek
- lud "wyszydza" Jana ze względu na jego bezżenność.
-faryzeusze pytają Jezusa o nierozerwalność, Jezus podkreśla wartość i trwałość małżeństwa, wypowiadając się o nim w sposób pozytywny
-uczniowie, którzy wywodzili się ze środowiska janowego przedstawiają swoją, bardziej radykalną wersję, podkreślającą bezżenność, na wzór Jana
-Jezus odnosi się do zarzutów kierowanych wobec Jana (kastrat), które podkreślają wartość nauki janowej, będącej uzupełnieniem wcześniejszych, pozytywnych słów Jezusa o małżeństwie.
Taka interpretacja słów niesie ze sobą mniejszą ilość luk, które by trzeba było wyjaśniać. By odnieść te słowa bezpośrednio do Jezusa trzeba by było odpowiedzieć na pytanie czemu faryzeusze w ogóle pytali go o kwestie małżeństwa, skoro człowiek bezżenny nie miałby dla nich żadnego autorytetu?
A kolega powyżej pisał o niskim poziomie kształcenia w seminariach duchownych, ja nie uczęszczałem do seminarium.
Jednym z lepszych pomysłów jest oczywiście dopuszczenie diakonów stałych do głoszenia homilii. Odpadnie powszechnie znany dziś argument tych, co mijają kościoły - że ksiądz mówi kiepskie kazania. Bo homilie wygłosi sąsiad...
Znam kilku panów z mojej dzielnicy, którzy śmiało mogliby zostać diakonami stałymi. Myślę, że ich życiowe doświadczenie i życiowa postawa gwarantowałaby jakość homilii. Pewnie byłby ciekawsze, niż np świeżo wyświeconego kleryka.
Diakoni są kapłanami i należą do duchowieństwa, nie rozumiem skąd ten zarzut.
No i z całą pewnością nie sprawuje "funkcji właściwych kapłanowi" - bo tym jest składanie ofiary (w kontekście kapłaństwa służebnego: Ofiary eucharystycznej).
Wchodzimy na płaszczyznę niuansów językowych, to trochę niebezpieczne, dlatego przyznaję Ci rację.
Biorąc pod uwagę zapisy Nowego Testamentu nt. biskupów i diakonów, to celibat można równie dobrze uważać za niebezpieczne nowinkarstwo :)
"Przed wiekami diakonat stały zaczął zanikać na skutek konfliktów między prezbiterami a diakonami."
No właśnie, zlikwidowano go z konkretnych względów. Już widzę te konflikty, które pojawią się w Kościele. To wszystko zmierza w jakimś kierunku, przekonamy się pewnie niedługo.
i dlatego w i e. A jak w i e, to znaczy, że to m u s i być prawda i już.
Co do samej posługi, to, że ktoś jest trzydziestoparoletnim mężem i ojcem wcale nie oznacza, że Bóg nie może go powołać do przyjęcia święceń.
A co do pytania Ra-Mi o diakonise, w Prawosławiu od lat siedemdziesiątych XX wieku toczy się dyskusja na temat przywrócenia posługi diakonis, miejmy nadzieję, że i u nas kiedyś powrócimy do tej funkcji w Kościele.