Prawdziwa wiara prowadzi do świętości. Publiczne emocje przeważnie towarzyszą tym, co się nawrócili - jest to typowa euforia odkrywania. Ale jak szybko się pojawia tak szybko znika.
@MB - czy widziałeś radosne, tańczące, śmiejące się osoby odchodzące od konfesjonału? Przed taką "zwykłą" niedzielną Mszą sw? Radość przeżywania wiary nie manifestuje się emocjonalnymi zachowaniami, jakie maja ci, co im się wydaje, że już się nawrócili. I tak, spotykam osoby mające i radość i dobro w swoim sercu. Na zewnątrz nie musza tego okazywać.
Mnie też. Kiedyś prowadziłem na tej stronie dyskusję z człowiekiem, który zdawał się wszystko wiedzieć bezpośrednio od Ducha Świętego i tak relatywizował nauczanie Kościoła, że przez długi czas myślałem, że mam do czynienia z protestantem. Poza tym jak dla mnie to emocjonalne podejście do wiary, ściśle wiąże się z tym co doprowadziło do "ogniska" na rekolekcjach w Gdańsku.
A co było złego w ognisku na rekolekcjach w Gdańsku? Spalenie tego, co ubliża samemu Bogu? Przecież niszczenie takich przedmiotów jest praktykowane od nie wiem kiedy. Czy to dlatego, że to książka? A czy wiesz ile książek idzie na przemiał na papier toaletowy, bo nikt ich nie kupuje? Zdziwyłbyś się jak wiele. Poza tym te opluwane emocje chyba nie są tak do końca złe. Przeczytaj sobie ewangelie. Przecież ludziom nauczanym i uzdrawianym przez Pana Jezusa towarzyszyły nieustanne skrajne emocje. Również faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Naprawdę uważasz, że da się naśladować nauczanie Jezusa i nie wywoływać przy tym emocji?
W Gdańsku to pewnie emocje połączone ze swoistym brakiem logicznego myślenia. Ale jaka to dyskusję wywołało. I bardziej martwią mnie niektóre głosy w dyskusji niż ten incydent.
@Marcin - na jakim etapie drogi do świetości się zatrzymujesz? A złem w tym paleniu było przekonanie o złu martwych przedmiotów połączone z jakimś pogańskim obrzędem odczarowania rzeczywistości. Jak jakaś lektura odciąga kogoś od Boga, to się ją wyrzuca, oddaje na makulaturę bez spektralnego, pogańskiego obrządku. Co więcej takie odrzucenie powinno poprzedzać poważne umysłowe rozmyślanie, a nie płytka emocja związana z usłyszanym gdzieś słowem. Bo tak działają ludzie podatki na emocje.
Nie wracajmy do tematu ogniska - tutaj jest prawie 400 postów: kosciol.wiara.pl/komentarze/pokaz/1055746 poza tym kwestiami związanymi z praktykami egzorcystów też aktualnie zajmuje się Komisja Nauki Wiary KEP, pod przewodnictwem bp. Czai
@tomaszl: to co między wierszami przewija się w tej dyskusji to nic innego jak powrót gnozy, czy jak kto woli New Age w wydaniu chrześcijańskim (swoją drogą też swego czasu mówił o tym bp. Czaja)
"Ognisko" ma akurat spory związek z tym tematem. Ks. Biskup właśnie "spala" niejasne formy kultu, w które łatwo mogą wplątać się duchowe zagrożenia dla wiernych. I czyni to publicznie. I nie ma w tym pustej emocjonalności. Wręcz przeciwnie.
@SP- Gdyby faktycznie Biskup rozpalił ognisko i w nie wrzucił książki niektórych "odnowicieli" to dopiero by było.
@Tempestas - wiedza tajemna towarzysząca "wybranym" czy "samozwańcom" to chyba norma w okolicach Kościoła. Po tamtej pamiętnej dyskusji o "ognisku" martwi mnie jak szybko ludzie wpadają w ten gnostycki nurt zabobonów.
Biskup się myli. Jakim prawem osądza ludzi z Odnowy? Skąd wie, czym się kierują? Jest w nich? Jakim prawem osądza, że te osoby kierują się emocjami? Tradycja jest mocą Kościoła, ale Duch daje życie !!! Pustą tradycją i prawem kierowali się faryzeusze...
Bóg daje życie a Duch Swiety tez jest Bogiem, ale to Jezus, Bóg daje nam życie i to daje nam je w obfitosci! Pan Jezus sam mowi ze Duch swiety jest naszym Pocieszycielem danym w dniu Piecdziesiatnicy, Ale to Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem !
Biskup się myli. Jakim prawem osądza ludzi z Odnowy? JAKIM PRAWEM ? A NO TAKIM ZE KAZDY BISKUP JEST NASTĘPCĄ APOSTOŁÓW ! CZYLI LUDZI WYBRANYCH OSOBISCIE PRZEZ JEZUSA !
No ciekawe... To co powiesz na to, że nie jest jedynym biskupem i wielu innych uważa inaczej... No i taki drobiazg jeszcze... Papież stoi wyżej niż biskup Czaja i On też uważa inaczej...
Kościół jest prowadzony przez Pasterzy ustanowionych przez samego Jezusa Chrystusa. Biskupi, jako następcy Apostołów, mają najwyższy charyzmat nauczania
Biskupowi chodzi o jawność i weryfikację cudów, a nie zabronienie uzdrawiania chorych. Spójrz na początek rozdziału 3. Dziejów Apostolskich. Tam widać, że Piotr jawnie uzdrowił konkretną osobę, co było weryfikowalne - jego charyzmat. Podobnie Jezus uzdrawiał konkretnych ludzi - to było zawsze spotkanie. Natomiast gdy ktoś mówi, że właśnie zostaje w tłumie uzdrowiony aninimowy człowiek, który ma takie a takie schorzenie, to nie bierze żadnej odpowiedzialności za swoje słowa, nie wystawia się na weryfikację charyzmatu przez Boga, a może być jedynie fantastą, czasem wręcz groźnym duchowo dla innych. Tu jest obecne zagrożenie. Dobrze, że Ks. Biskup zwraca na to uwagę i chroni przed zagrożeniem swój lud.
@Marti - nikt nie osądza ludzi, lecz oczywistym jest osądzanie pewnych ich działań. Punktem wyjście jest np., ze każda bez wyjątku Msza sw. ma sobie elementy i uzdrowienia i odkupienia i wiele innych. I nie potrzeba nic więcej, żadnych specjalnych gestów etc. Dalej idąc Chrzest i Bierzmowanie są wystarczające, nie potrzebne są jakieś zielonoświątkowe chrzty w Duchu i inne rytuały wynikające z braku rozumienia Sakramentów. Dalej - każdy z nas otrzymał podczas tych Sakramentów potrzebne mu dary Ducha Świętego, nie potrzebuje żadnego lidera, jakiejś tajemnej wiedzy czy też specjalnych tzw. nabożeństw aby z Darów korzystać. Tego uczy się przed Bierzmowaniem, a popularność zielonoświątkowych pomysłów wynika z braku wiedzy religijnej.
Usunięto mój komentarz, w którym wyraziłem nadzieję na omówienie nadużyć liturgicznych i praktycznej moim zdaniem apostazji wspólnot noeokatechumenatu - nieobecność podczas niedzielnej mszy świętej w kościele. To jest moja opinia. Jeśli się z nią nie zgadzasz moderatorze po godzinach, to twoja sprawa. Ale usuwane wpisów wbrew regulaminowi forum dużo mówi o twoim formacie intelektualnym.
Bogu niech będą dzięki za biskupa Czaję, który rozprawia się z psychomanipulacją nazywaną "ewangelią sukcesu" i nieliczeniem się z nauczaniem Kościoła katolickiego! Wiele krzywdy może wyrządzić ludziom brak zdrowego rozsądku w podejściu do charyzmatów. Co do Marcina Zielińskiego, jego biskup nie bierze odpowiedzialności za jego działalność, kto zatem tą odpowiedzialność ma wziąć? Z tego co widzę, prowadzi rekolekcje internetowe we współpracy z Deonem. Czy bp Dziuba mógłby wyjaśnić swoje zastrzeżenia co do działalności tej osoby, polecanej także przez redaktorów Gościa?
szamanizm w kosciele jest modny.To co tajemnicze i niezwykle zawsze czlowieka pociagalo.Stad narodzil sie poganizm.Tajemne sily czlowiekowi do niczego niepotrzebne ale milo by bylo nad nimi panowac tym bardziej jesli inni tego nie potrfia
To Bóg uzdrawia i czyni cuda i czasem aby te cuda sie wydarzyły , posluguje sie ludzmi! Tak jak Apostolami , ktorym dal wladze uleczania, wyrzucania zlych duchów, odpuszczania grzechow! I tą wladze Jezus dał ludziom ! Kaplanom wladze odpuszczania grzechow, wyrzucania zlych duchow, udzielania sakramentow ale my zwykli ludzie tez mamy wladze od Jezusa tez mozemy modlic sie o Dar uzdrowienia kogos! Bo jestesmy Krolewskim Kaplanstwem! Dziecmi Bozymi , Bóg wybral nas przed założeniem swiata! Nasze imiona sa zapisane w ksiedze życia!
Wspólnoty tzw. charyzmatyczne wnoszę znacząco więcej dobra w życie Kościoła, niż problemów. Nie popełnia błędów ten, kto nie robi nic, nie ma szansy zboczyć na złą ścieżkę ten, kto nie wszedł na żadną. Komunizm skutecznie nauczył nas, że konsekwencje ponosi się tylko za działanie, nigdy za zaniechanie.
"Zdaniem bp. Czai, kładąc akcent na doświadczenie osobiste, ruchy pentakostalne lekceważą tradycję i refleksję teologiczną na rzecz tego, co się przeżywa, a więc emocji. "...........................
"Zdaniem bp. Czai, kładąc akcent na doświadczenie osobiste, ruchy pentakostalne lekceważą tradycję i refleksję teologiczną na rzecz tego, co się przeżywa, a więc emocji. ".................................. Nie wiem, co robią "ruchy pentakostalne" (straszna nazwa!) i jakie ruchy zostały uznane za takie, ale błędem jest utożsamianie doświadczenia (przeżycia) duchowego z przeżyciem emocjonalnym. Doświadczeniu duchowemu towarzyszą emocje (nieraz silne), bo przeżywający je jest człowiekiem, ale nie one są istotą sprawy. ................................ Przedstawianie jako rzeczy przeciwstawnych: autentycznego doświadczenia duchowego i refleksji teologicznej, mija się z prawdą i nie niesie dobra.
Wiele książek z teologii duchowości o tym traktuje i nie da się wyjaśnić wszystkiego w dwóch zdaniach. Proponuję czytać "lepszych ode mnie". :-) Podstawowym kryterium, po którym można poznać działanie Boże, jest wzrost wiary, nadziei, miłości. Natomiast to, czy doświadczeniu towarzyszą silne emocje, czy brak emocji, czy umiarkowane emocje, zależy od wielu czynników "naturalnych" i nie stanowi kryterium rozeznawania duchowego.
"Podstawowym kryterium, po którym można poznać działanie Boże, jest wzrost wiary, nadziei, miłości." Cóż, o ile wiem wiara wielkości ziarnka gorczycy przenosi wielkie drzewa. Wiesz jak wygląda ziarnko gorczycy? Miłość to widać, jak zanegujesz słowa jakiegoś lidera wspólnoty. Popłynie ona strumieniami hejtu. Jedyne z czym się zgodzę to emocje - nigdy nie są wyznacznikiem doświadczenia duchowego. Mogą być, może ich nie być. Stąd zresztą śmieszy mnie gdy cały kościół klaska i się raduje bo "tak wypada", bo tak mówi jakiś lider zebrania.
W tych komentarzach, strasznie wszystko się polaryzuje, ocenia się rzeczywistość na podstawie jednego czy kilku wydarzeń. Emocje są integralną częścią człowieka i nie ma znaczenia czy się modlę emocjonalnie czy "poważnie". Celem jest pogłębianie relacji z Bogiem, wzrost miłości do innych a ostatecznie zbawienie. Można zarówno być "poważnym" na Mszy św, lub spotkaniu modlitewnym i nic z niego nie "wynieść" jak i skakać na modlitwie charyzmatycznej i też nic z niej nie skorzystać duchowo. To są tylko formy modlitwy a nie cel. Przyznam, że trochę wkurzające są takie wypowiedzi biskupa, ponieważ tak naprawdę to nikt nie wie o co chodzi, albo o kogo. Żadnych konkretów. Charyzmatycy traktują to jako atak na nich, a przeciwnicy charyzmatyków cieszą się, że wreszcie robi się porządek z tymi o których sami myślą. A może się okazać, że problem leży w małych szerzej nieznanych wspólnotach, a nie takich "popularnych " czy rozpoznawalnych jak M. Zieliński, Witek Wilk, o. Witko itp. A jeśli są zastrzeżenia do takich osób jak np. M. Zieliński to przecież jest Katolikiem, ma swojego spowiednika, ojca duchowego, podlega i współpracuje w swojej posłudze z swoim proboszczem i działa za wiedzą swojego Biskupa, to jaki problem z nim porozmawiać i wyjaśnić sporne tematy?
@Mati tak naprawdę problemem jest wiara w szamana, lidera i wszelkie szamanizmy, jakieś "specjalne gesty, modlitwy" i bez znaczenia czy chodzi o jakiegoś medialnego dziś charyzmatyka, czy o równie medialnego księdza.
@Mati - cóż, a może jednak coś jest na rzeczy. Może nie furtka, ale okno. A może drzwi? Poważnie? Lektura katechizmu Kościoła katolickiego jest jednoznaczna - grzech jest naszym wyborem, a ten największy czyli śmiertelnym naszym w pełni dobrowolnym i świadomym wyborem. Nie ma furtek, drzwi, okien. Tak samo z tymi grzechami pokoleniowymi. Nie ma szans, aby się przeniosły, natomiast jak najbardziej grzech osobisty konsekwencjami dotyka także innych. Jak ojciec pije, to konsekwencją jego grzechu może być osobisty grzech pijaństwa jego dzieci. Tyle tylko, że te dzieci mają wolną wolą, mają wybór i absolutnie grzech ojca nie determinuje ich grzechów. Jeżeli z winy ojca dzieci zaczną być pjakami, to winę ponosi ojciec i on się ma z tego spowiadać, a nie jego dzieci. Co więcej, pomysł, aby dzieci przepraszały za grzechy rodziców, dziadków etc jest pomysłem przeciwnym pojęciu grzechu.
@TOMASZL 1) :-))) No... czasami zdarza mi się używać jakiejś przyprawy z gorczycą, albo musztardy "niezmielonej". Zresztą niektórzy twierdza, ze być może chodziło o jeszcze mniejsze nasionka jakiegoś "drzewa musztardowego". Tak czy owak, wiara jak małe nasionko ma wewnątrz olbrzymi "dynamizm" - taki, że może stać się wielkim drzewem. 2) Wzrost wiary nadziei, miłości ma dotyczyć tej osoby, która przeżywa doświadczenie duchowe, co do którego chcemy rozeznać czy pochodzi od Boga. Bardzo trudno jest to zrobić (w zasadzie niemożliwe), jeśli nic się o tej osobie nie wie. Ale każdy może spróbować tak rozeznać swoje własne doświadczenie duchowe. Pytanie - jaki wziąć okres czasu, żeby móc porównać, dokąd to doświadczenie mnie prowadzi.
Pentakostalizacja kościoła trwa w najlepsze. To bardzo smutne, że KK odrzucił rozsądne postulaty reformacji w wieku XVI (część z nich przyjął jako "swoje" dopiero w XX wieku), natomiast z taką łatwością wchłania głębokie patologie amerykańskiego protestantyzmu. Bp Czaja doskonale punktuje wiele nadużyć, jednak nie stawia pytania zasadniczego: skąd taka duchowa degeneracja współczesnego katolicyzmu? Obserwując duchowość niektórych, nieco bardziej konserwatywnych nurtów anglikanizmU czy luteranizmu odnoszę wrażenie, że chyba już tylko w tych kościołach zachowały się te elementy, które w katolicyzmie miały sens. Sam katolicyzm uległ wielu zwyrodnieniom. Mamy emocje, psychomanipulacje, dziwaczne półsekciarskie wspólnoty, jakieś katolickie woodstocki, czary mary, uzdrowienia, różnej maści Baszoborów, egzorcyzmy - bądź koszmarnych liderów z piekła rodem o teologicznej subtelności cepa i wielkim posłuchu wśród zagubionych ludzi. Z drugiej, bardziej konserwatywnej strony, zostało Medjugorie, Fatima, Rydzyk, Natanek i intronizacja Chrystusa na króla Polski no i armia katolickich pół-faszystów na jasnej górze. CO SIĘ STAŁO Z MOIM KOŚCIOŁEM?
No....;) Tylko jakimś trafem tam gdzie są różnego rodzaju wspólnoty, szczególnie charyzmatyczne to jakoś Kościół rozkwita. Najlepiej to wciskać współczesnych ludzi do przedsoborowych bukłaków i dziwić się że coś się wali.
Znów pewnie powstanie pseudo dokument, który opisuje coś czego nie ma. Spotkania nazywane "mszami z modlitwą o uzdrowienie" są przecież podzielone na kilka części. Gdy jest msza, to jest msza, która niewiele się różni od każdej innej mszy. Najczęściej właściwa modlitwa o uzdrowienie następuje po mszy.
Śmieszne jest to, że czegoś co było przez biskupów opisane jako "spowiedź furtkowa" nigdy nikt nie praktykował. W rzeczywistości był to pogłębiony rachunek sumienia, który odbywał się przed spowiedzią. A sama spowiedź wyglądała tak jak każda inna spowiedź. Tylko jakoś chyba nie chciało się zagłębić w temat i porozmawiać z ludźmi o to posądzanymi. Ciekawe czy tu też zostanie wyprodukowany dokument, który będzie bazował na nazwie spotkania "msza z modlitwą o uzdrowienie" czy jednak ktoś się pofatyguje i odwiedzi kilka takich spotkań. Ciekawe są komentarze niektórych osób do tego artykułu. Sami na takich spotkaniach nigdy nie byli, a już osądzili całość opierając się na kilku zdaniach biskupa. A co do uzdrowień, to w wielu przypadkach jednak są one weryfikowane. Nie tak dokładnie jak w przypadku procesów beatyfikacyjnych, ale jednak często są. Prowadzący takie spotkania czasem proszą o przynoszenie dokumentacji medycznej, która by to potwierdziła. Byłem świadkiem kilku uzdrowień, gdzie dokumentacja medyczna je potwierdzała. Nie były to tylko emocje. Ja sam zresztą też zostałem uzdrowiony na takim spotkaniu z problemów z kolanem. Od roku prawie nie mogłem chodzić - po mszy zauważyłem, że ból nagle ustąpił. Nie badałem się wcześniej, więc nie mam potwierdzenia w dokumentacji medycznej, ale wiem, że zostałem uzdrowiony. Czy mówienie o tym jest nadużyciem?
Co znaczy dokumentacja medyczna potwierdzała uzdrowienie po Mszy sw. o uzdrowienie? aby nei było, byłem na takich nabożeństwach, ale też przeczytałem podręczniki dot. manipulacji i psychomanipulacji.
@Marcin: "pogłębiony rachunek sumienia" - który bazował na przekonaniu, że należy zwracać szczególną uwagę na grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu, co jest sprzeczne z KKK 2069 (Dekalog to integralna całość) oraz Jk 2,10-11, świetnie natomiast wpasowuje się w gnostycką koncepcję "wiedzy tajemnej"
Przekroczenie każdego z przykazań jest jednocześnie przekroczeniem wszystkich, ale zawsze zaczyna się w sercu od pierwszego. Zawsze najpierw jest zdradą Boga. Potem dopiero idzie już konkretny zły akt, którego ktoś porząda.
Z tego co mi wiadomo to "matką" wszystkich grzechów jest pycha. Od siebie dodam, że zdaje się ona karmić swoje dzieci głupotą. To zaś co stworzyli ludzie odpowiedzialni za rachunek sumienia do spowiedzi furtkowej, to jakieś manicheistyczne monstrum - dobrze że Komisja Nauki Wiary KEP wzięła się za te środowiska, do którego należą też niektórzy egzorcyści. Fani "duchowych zagrożeń" pod postacią figurki słonika oraz Ci którzy twierdzą, że wszystko wiedzą od Ducha Świętego i nie zważają na nauczanie Kościoła to dwie strony tej samej patologii.
Chciałbym najpierw wyjaśnić, że nie nawiązywałem do "spowiedzi furtkowej", lecz odnosiłem się tylko do X przykazań.
Pycha kroczy przed upadkiem. To jednak sfera przyczyn, kuszenia, czasem i sfera celów. A ja mówię o samym grzechu - jego istocie (o "miejscu" zerwania związku duszy z Bogiem, fakcie zranienia bądź wręcz zabicia Miłości). Istotą każdego grzechu jest zdradzenie Boga w swoim sercu. To dlatego każdy grzech jest nazywany odejściem od Boga. Również grzech (a nie jedynie słabość, czy pokusa) pychy zaciągamy w momencie, gdy dopuściliśmy się w sercu zdrady.
@Marcin. Tak, spowiedź furtkowa była praktykowana. Sam jej doświadczyłem. Właściwie to był mój pierwszy kontakt ze wspólnotą charyzmatyczną, podczas modlitwy wstawienniczej. Wyjaśniono mi że w moim życiu są jakieś furtki przez które wlewa się zły duch , wskazano na różne sytuacje z mojej przeszłości i polecono mi abym poszedł z tym do księdza na spowiedź aby te furtki zamknąć. Pamiętam tą rozmowę do dziś, na koniec doradzono mi żeby nie sugerować się tym co ksiądz mi powie, bo księdza są różni, najważniejsze aby to wyznać w sakramencie pokuty. Z inną formą z którą się spotkałem, a mianowicie dziedziczeniem grzechów, spotkałem się na rekolekcjach w swojej parafii, kiedy ksiądz posługujący na codzień w Białorusi powiedział właśnie o przypadku niedowładu którejś ręki u pewnego chłopaka - okazało się że jego praprzodek w czasach rewolucji bolszewickiej wszedł do kościoła i narozrabiał (chyba stłukł celowo jakąś figurę). Po modlitwie nad nim i w intencji jego przodka niedowład ustał. Na Twoim miejscu nie pisałbym że nikt nigdy nie praktykował takich form, bo one były i są praktykowane. Ja w nie wierzyłem, ufałem, bo to są dobrzy ludzie i mieli dobre intencje, ale bardziej cenię posłuszeństwo i wykładnię mojego Kościoła. Jeśli mówią że spowiedź furtkowa ma być zakazana, to ja się od tego odsuwam. Jeśli biskupi mówią że grzechy nie mogą być dziedziczone to ja im bardziej ufam niż charyzmatykom. Posłuszeństwo to wielka cnota, zwłaszcza w dzisiejszych czasach kiedy tak bardzo stawia się w centrum własny egoizm, opacznie rozumiany jako wolność osobista.
Ten wpis jest tutaj potrzebny i dzięki za niego. Dodam od siebie, że dla mnie niedomyślenia jest, aby jacyś obcy ludzie wmawiali mi jakieś grzech pokoleniowe czy też jakieś furtki. Od razu rodzi się pytanie, jakie mają kompetencje i jakie upoważnienia aby tak wyrokować. Nie należy bać się zadawania pytań, szczególnie tam, gdzie coś nam nie grają jakieś słowa z naszym myśleniem. Byłem kiedyś na takiej konferencji połączone z modlitwą o uwolnienie i faktycznie wiele sugestii powoduje, że zaczynasz się zastanawiać czy wina za moje grzechy nie leży w przodkach. Pech chciał, że w mojej znanej mi rodzinie nie było nic wiadomym o wymienianych przez księdza grzechach tzw. pokoleniowych. Dobrze że biskupi chwile potem jasno się wypowiedzieli na te tematy.
Widzisz, ja pół roku po liście dot. spowiedzi furtkowej słyszałem na dużych rekolekcjach autoryzowanych przez miejscowego biskupa, że wprawdzie furtek nie ma, ale są "okna". Sama koncepcja, że przez grzech otwieramy się na działanie złego ducha jest nie do podważenia. Poza tym widziałem listę grzechów i zagrożeń duchowych przygotowującą do tzw. spowiedzi furtkowej. Nie widziałem tam słoników, czy masek z Afryki. Widziałem za to pytania dot. więcej niż jednego przykazania.
Problem z tzw. grzechami pokoleniowymi jest dużo szerszy niż to zostało kiedyś opisane. Oczywistą sprawą jest to, że grzech mojego dziadka nie jest moim grzechem. Jednak coś między tymi pokoleniami chyba się przenosi. Co konkretnie? Pokazują to zwykłe statystyki. Dzieci palaczy częściej palą niż dzieci osób niepalących. Dzieci alkoholików częściej mają problem z alkoholem niż dzieci osób wolnych od tego nałogu. Powiesz, że to czysta psychologia. Pewnie tak. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że w życiu duchowym dzieją się podobne rzeczy. Temu akurat ten list nie zaprzecza. Skupia się za to na oczywistej oczywistości, że za grzech ojca nie odpowiada syn tylko ojciec.
@Marcinie - cóż, a może jednak coś jest na rzeczy. Może nie furtka, ale okno. A może drzwi? Poważnie? Lektura katechizmu Kościoła katolickiego jest jednoznaczna - grzech jest naszym wyborem, a ten największy czyli śmiertelnym naszym w pełni dobrowolnym i świadomym wyborem. Nie ma furtek, drzwi, okien. Tak samo z tymi grzechami pokoleniowymi. Nie ma szans, aby się przeniosły, natomiast jak najbardziej grzech osobisty konsekwencjami dotyka także innych. Jak ojciec pije, to konsekwencją jego grzechu może być osobisty grzech pijaństwa jego dzieci. Tyle tylko, że te dzieci mają wolną wolą, mają wybór i absolutnie grzech ojca nie determinuje ich grzechów. Jeżeli z winy ojca dzieci zaczną być pjakami, to winę ponosi ojciec i on się ma z tego spowiadać, a nie jego dzieci. Co więcej, pomysł, aby dzieci przepraszały za grzechy rodziców, dziadków etc jest pomysłem przeciwnym pojęciu grzechu.
"wprawdzie furtek nie ma, ale są "okna"" - czytam i nie wierzę. Cała ta "teoria mechaniki duchowej" to przecież jedna wielka dualistyczna, manichejska herezja - siły dobra i siły zła toczące odwieczny bój na równych prawach. Do tego Bóg jest kimś odległym, a diabeł bliskim i dlatego to na nim trzeba się skupić. To właśnie się dzieje - ludzie koncentrują się wokół diabła, co z tego, że starają się obrócić do niego plecami, jak i tak to on stanowi centrum ich życia.
Nie wdaję się w teologiczne podstawy, są ode mnie tęższe głowy, wystarczy mi opinia moich pasterzy i brak wyrzutów sumienia. Jam prosty człowiek, szukam tylko duchowej głębi : ) Co do tzw. pentekostalizacji mam mieszane odczucia, neutralne. Byłem w jednej ze wspólnot charyzmatycznych przez parę lat. Mam doświadczenie działania Ducha Świętego w takiej wspólnocie, są udokumentowane medycznie świadectwa uzdrowień, poznałem ludzi którzy wyszli z alkoholizmu, którzy zaczęli czytać Pismo Święte i którzy cieszą się swoją wiarą i osobistą relacją z Jezusem. To są fakty i konkretne owoce. Myślę że takie wspólnoty są potrzebne, bo przyciągają ludzi i jest szansa że zostaną w Kościele, bądź zaczną w nim szukać swojego miejsca (jak ja). Wydaje mi się że problemem jest kontrola tych wspólnot, żeby za bardzo nie popłynęła z nurtem ewangelikalnym (czytając i interpretując sobie sami Pismo Święte) czy zielonoświątkowym (wysoko autonomia wspólnoty skupiona wokół charyzmatycznego lidera). Nie chcę tu już używać słowa "sekta", wiele osób mogłoby się oburzyć, ale takie zagrożenie również istnieje. W mojej byłej wspólnocie ok. 2 lata temu przekazano nam że jesteśmy pod obserwacją (władzy kościelnej) i nasi liderzy mają zostać zastąpieni innymi, mają po prostu zejść z piedestału tak aby ktoś inny miał prowadzić np. wieczory uwielbień. Dlaczego odeszłem? Nasza wspólnota zaczęła tworzyć mniejsze grupy dzielenia, poza ogólnymi spotkaniami. Takie kilkuosobowe. Prowadzili je animatorzy przeszkoleni na wewnętrznych kursach wspólnoty. Oszczędzę szczegółów tych spotkań, ale nie trafiały one do mojego serca. Sama forma, modlitwy uwielbienia, również mnie odstręcza. Jestem introwertykiem i mam małe chęci na taką ekspresję wiary jak co niektórzy którzy skaczą po kościele jak po trampolinie... Brakowało mi też wyraźnego odniesienia we wspólnocie do Maryji, w mojej duchowości zajmuje ona miejsce szczególne. Na razie zadowalam się "zwykłym" uczestnictwem w mojej parafii, ale jak pisałem szukam jakiejś głębi. Chodzi mi po sercu szkaplerz (rodzina karmelitańska) lub jakaś forma kontemplacji. Zobaczymy gdzie Bóg mnie zaprowadzi. Cieszę się na razie z codziennej Eucharystii, tu jest największy cud. Tego nie przebije żaden Wieczór Uzdrowienia.
@HANZP - nie mam nic przeciwko wspólnotom dopóki ich działalność wynika z wiary katolickiej. Niestety zarówno brednie o wyłączności uzdrowień dzięki wspólnotom, jak również podważanie wprost Sakramentów (choćby słynne furtki, czy niemniej słynne obrzędy kolejnego nibychrztu). A do wiary i rozwoju życia duchowego tak naprawdę nic nie potrzeba. Co więcej łatwiej jest wzrastać w wierze będąc ogołoconym z różnych "dodatkowych pomocy wierzącego". Eucharystia, szczera modlitwa, czasami spowiedź wystarczają.
Widziałem faktyczne, potwierdzone badaniami medycznymi uzdrowienia, stąd bardzo sceptyczny jestem do wszelkie formy tzw. Mszy św. o uzdrowienie, gdzie lider "już wie" że ktoś będzie uzdrowiony, albo też nagle "dzieją się cuda". Ale niepotwierdzone później przez lekarzy. Jestem wielkim sceptykiem jeżeli chodzi o usilne próby uwalniania poprzez jakieś gesty. Jak dla mnie, a kilka razy to widziałem, są to psychomanipulacje i emocje tłumu. Zresztą podobnie ma się kwestia omdleń (nazywanych zaśnięciami), czy tzw .mówienie językami, choć tego mową nazwać nie da się.
Kościół bardzo potrzebuje uzdrowienia. Jak biskup się nie zgadza, aby w jego diecezji modlono się o uzdrowienie w czasie mszy, to pewnie może tego zabronić. Bierze też za to odpowiedzialność. A jak wygląda sprawa pedofilii w opolskiej archidiecezji? Może jednak warto podczas każdej mszy modlić się za uzdrowienie księży pedofilów?
"Kościół bardzo potrzebuje uzdrowienia" - niestety to jest bzdura teologiczna wynikająca z braku wiedzy czym jest Kościół. I tak przy okazji, jak jakiś ksiądz powie, że został uwolniony od pokus pedofilii podczas Mszy św. o uzdrowienie to pozwolisz temu księdzu prowadzić zajęcia z dziećmi?
Tomaszu na ogół daję ci plus, ale czy na pewno nie potrzebuje ? Znasz starożytne powiedzenie "Ecclesia - casta meretrix" ? Oczywiście zgadzam się, że widowiskowe "uzdrowienia" są podejrzane.
Ustalenie kryteriów eklezjalności było jednym z owoców synodu poświęconego świeckim już za Jana Pawła II - papież zawarł je później w p. 30 adhortacji "Christifideles laici"
z tego co czytam w Biblii, to Jezus powiedział do uczniów: Jeśli cudów nie zobaczycie- nie uwierzycie" No i chyba powiedział, że ja idę do Ojca i wy też będziecie większe rzeczy czynili. Popaczcie na swoich kolegów z pracy, znajomych. W sytuacji gdy coraz więcej ludzi "wypisuje się po cichu" z Kościoła. Cenzurowanie, hejtowanie ludzi którzy coś robią, wstali z kanapy, wypłynęli na głębię. To strzelanie sobie w stopę..Równie dobrze, można zakazać produkcji noży kuchennych, no bo przecież są przypadki okaleczenia nimi. pozdrawiam wszystkich tradycjonalistów i tych co modlą się i skaczą :-)
Tyle tylko że cuda dzieją się każdego dnia. Jak chcesz je najlepiej zobaczyć, to wystarczy pójść do szpitala i zobaczyć jak zdrowieją "nierokujące przypadki". Bo cuda dzieją się dla przykładu przez lekarzy. Ale niedowiarkom warto polecić taką "zwykła, nudną" Msze św. - tam zawsze dzieje się największy na ludzką logikę Cud. Nie ma od Niego niczego większego na tym świecie. Pytanie czy się wierzy, czy też szuka się bez wiary jakiś emocjonalnych doznań.
Fakt. To, że Bóg utrzymujący w istnieniu Wszechświat (Wszechświaty ?) i wszystkie byty duchowe aktem woli, staje się w całej Swojej pełni obecny w hostii jest nieporównywalne z czymkolwiek, a często jest traktowane jako nudne i rutynowe. A jednak gdyby Jezus pojawił się w ludzkim ciele i stanął na rynku w Poznaniu, zjechałby się cały świat... a potem ludzie kupowaliby kostki bruku po których Jezus stąpał i wodę z fontanny koło której stał, a na Mszę i tak by nie przyszli...
Tu się zgadzam, tak "Współczesny człowiek woła o miłość". Zapomina przy tym o Miłości. I dokładnie tak jest, skoro popularność specjalnych nabożeństw rośnie, a Mszy św. spada.
To smutne, że biskupi angażują tyle energii w hamowanie działania Ducha Św., zamiast w Jego przyzywanie i posługiwanie w Jego darach. Uzdrowienia i proroctwa to znaki działania Bożego. Gdyby Jezus przyszedł dziś na ziemię tak jak 2000 lat temu i czynił takie cuda, jakie czynił wówczas, nasi biskupi byliby pierwszymi, którzy by Jego działalność natychmiast zdelegalizowali. Kochani Biskupi! duszpasterstwo nie polega na pisaniu dekretów, tylko na spotkaniu z człowiekiem i niesieniu mu pomocy. To robił Jezus uzdrawiając chorych i wypędzającym demony, i do tego samego Was wzywa!
Do uwierzenie nie potrzeba spektakularnych cudów, a sprowadzanie wiary do tematu uzdrowień i cudów jest mało poważne. A i gdyby zamiast szukania spektakularnych widowisk popatrzeć oczami wiary na ten normalny świat to można zobaczyć każdego dnia wiele cudów które dzieją się tu i teraz dzięki Bogu, a nie dzięki jakimś liderom czy wspólnotom.
Chyba jednak do uwierzenia potrzeba cudów. Myślisz, że po co Pan Jezus uzdrawiał? Dla zabawy? Albo dlatego, że chciał zastąpić lekarzy i pomóc ludziom? Tylko dlatego, żeby ludzie uwierzyli w Niego. Dlatego też nam dał Ducha Św., żebyśmy w tym samym celu to robili, czyli uzdrawiali i uwalniali po to, by ludzie się nawracali.
@Marcinie - religia katolicka nie jest religia zdrowia i pomyślności. Celem jest życie wieczne, a nie uzdrowienie, uwolnienie etc. Weryfikacja, czy takie uzdrowienia albo "uzdrowienia" przybliżają ludzi do Boga są te same spotkania. Jak ktoś pójdzie i zostanie powiedzmy uzdrowiony, to po co ma iść raz jeszcze? Z czego ma się uzdrawiać kolejny raz? Co więcej, uzdrowienia opisane w Ewangeliach wcale nie są tak spektakularne, jak te "uzdrowienia" dzisiejsze. Bo te dzisiejsze często są efektem emocji. Jest to dokładnie opisane w medycynie, zwie się efektem placebo. Co więcej, trzeba mieć wielką roztropność przy głoszeniu uzdrowień, bo warto zastanowić się, co stanie się z osobami wierzącymi w cud uzdrowienia, gdy taki cud nie nastąpi. Ile osób będzie w stanie zaakceptować śmierć najbliższych, o których uzdrowienie tak usilnie się modlili. Albo ile osób zaakceptuje fakt, że nie zostali uzdrowieni i umierają?
Też powątpiewam w możliwość nawrócenia opartą na cudach. Wydaje mi się, że Bogu trzeba jednak wierzyć na Słowo - „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby ktoś z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą"
"....zamiast szukania spektakularnych widowisk popatrzeć oczami wiary na ten normalny świat to można zobaczyć każdego dnia wiele cudów które dzieją się tu i teraz dzięki Bogu, a nie dzięki jakimś liderom czy wspólnotom." Zgadzam się z tym w stu procentach.Lidreami są też buskupi,wspólnotą my katolicy.
Wspolnoty charyzmatyczne sa najwieksza wartoscia Kosciola rzymskiego,ale biskup Czaja chyba tego nie rozumie. Domyslam sie,ze niedzielny katolik,tzn taki,ktory raz w tygodniu jest na mszy i na tym konczy sie jego katolicyzm ,lepszy jest zdaniem Czai od takiego,ktory ma osobiste relacje z Jezusem i jest chrzescijaninem w codziennym zyciu. Moze problem lezy gdzie indziej,moze biskup boi sie tego,ze chrzescijanie maja wolnosc w Chrystusie,a katolikow obowiazuje slepe posluszenstwo Kosciolowi,a tu przeciez o Kosciol chodzi,a nie o Chrystusa.
Polecam ci Ruch odnowy w Duchu Swietym. Dowiesz sie, jak to jest byc chrzescijaninem na codzien. Jezeli czujesz jakies obawy przed Ruchem odnowy,to polecam ci karmienie sie Slowm Bozym zapisanym w NT. Ruchy charyzmatyczne staly sie doskonala odskocznia w chrzescijanstwo,ale tego z kolei boi sie Kosciol przyzwyczajony do kontroli i posluszenstwa. Trudno zrozumiec nawet biskupom,ze Ducha Swietego kontrolowac sie nie da.
Nie "mają osobiste relacje z Jezusem", a "wydaje im się że mają". Nie można wołać, że Jezus jest odpowiedzią na wszystko, nie zastanawiając się jakie było pytanie.
Najłatwiej wszystko, stłamsić, zadekretować, zabronić. Na szczęście słowami tych panów dawno przestałem się przejmować. Czyżby temat zastępczy wobec prawdziwych problemów tego podzielonego episkopatu?
Wiara zakłada jedność z rozumem, a nie z pustymi emocjami.
Radość przeżywania wiary nie manifestuje się emocjonalnymi zachowaniami, jakie maja ci, co im się wydaje, że już się nawrócili.
I tak, spotykam osoby mające i radość i dobro w swoim sercu. Na zewnątrz nie musza tego okazywać.
@Tempestas - wiedza tajemna towarzysząca "wybranym" czy "samozwańcom" to chyba norma w okolicach Kościoła. Po tamtej pamiętnej dyskusji o "ognisku" martwi mnie jak szybko ludzie wpadają w ten gnostycki nurt zabobonów.
Dalej idąc Chrzest i Bierzmowanie są wystarczające, nie potrzebne są jakieś zielonoświątkowe chrzty w Duchu i inne rytuały wynikające z braku rozumienia Sakramentów. Dalej - każdy z nas otrzymał podczas tych Sakramentów potrzebne mu dary Ducha Świętego, nie potrzebuje żadnego lidera, jakiejś tajemnej wiedzy czy też specjalnych tzw. nabożeństw aby z Darów korzystać. Tego uczy się przed Bierzmowaniem, a popularność zielonoświątkowych pomysłów wynika z braku wiedzy religijnej.
Cóż, o ile wiem wiara wielkości ziarnka gorczycy przenosi wielkie drzewa. Wiesz jak wygląda ziarnko gorczycy?
Miłość to widać, jak zanegujesz słowa jakiegoś lidera wspólnoty. Popłynie ona strumieniami hejtu.
Jedyne z czym się zgodzę to emocje - nigdy nie są wyznacznikiem doświadczenia duchowego. Mogą być, może ich nie być. Stąd zresztą śmieszy mnie gdy cały kościół klaska i się raduje bo "tak wypada", bo tak mówi jakiś lider zebrania.
Przyznam, że trochę wkurzające są takie wypowiedzi biskupa, ponieważ tak naprawdę to nikt nie wie o co chodzi, albo o kogo. Żadnych konkretów. Charyzmatycy traktują to jako atak na nich, a przeciwnicy charyzmatyków cieszą się, że wreszcie robi się porządek z tymi o których sami myślą.
A może się okazać, że problem leży w małych szerzej nieznanych wspólnotach, a nie takich "popularnych " czy rozpoznawalnych jak M. Zieliński, Witek Wilk, o. Witko itp.
A jeśli są zastrzeżenia do takich osób jak np. M. Zieliński to przecież jest Katolikiem, ma swojego spowiednika, ojca duchowego, podlega i współpracuje w swojej posłudze z swoim proboszczem i działa za wiedzą swojego Biskupa, to jaki problem z nim porozmawiać i wyjaśnić sporne tematy?
Lektura katechizmu Kościoła katolickiego jest jednoznaczna - grzech jest naszym wyborem, a ten największy czyli śmiertelnym naszym w pełni dobrowolnym i świadomym wyborem. Nie ma furtek, drzwi, okien.
Tak samo z tymi grzechami pokoleniowymi. Nie ma szans, aby się przeniosły, natomiast jak najbardziej grzech osobisty konsekwencjami dotyka także innych. Jak ojciec pije, to konsekwencją jego grzechu może być osobisty grzech pijaństwa jego dzieci. Tyle tylko, że te dzieci mają wolną wolą, mają wybór i absolutnie grzech ojca nie determinuje ich grzechów. Jeżeli z winy ojca dzieci zaczną być pjakami, to winę ponosi ojciec i on się ma z tego spowiadać, a nie jego dzieci. Co więcej, pomysł, aby dzieci przepraszały za grzechy rodziców, dziadków etc jest pomysłem przeciwnym pojęciu grzechu.
Tylko jakimś trafem tam gdzie są różnego rodzaju wspólnoty, szczególnie charyzmatyczne to jakoś Kościół rozkwita.
Najlepiej to wciskać współczesnych ludzi do przedsoborowych bukłaków i dziwić się że coś się wali.
Pycha kroczy przed upadkiem. To jednak sfera przyczyn, kuszenia, czasem i sfera celów. A ja mówię o samym grzechu - jego istocie (o "miejscu" zerwania związku duszy z Bogiem, fakcie zranienia bądź wręcz zabicia Miłości). Istotą każdego grzechu jest zdradzenie Boga w swoim sercu. To dlatego każdy grzech jest nazywany odejściem od Boga. Również grzech (a nie jedynie słabość, czy pokusa) pychy zaciągamy w momencie, gdy dopuściliśmy się w sercu zdrady.
Nie należy bać się zadawania pytań, szczególnie tam, gdzie coś nam nie grają jakieś słowa z naszym myśleniem.
Byłem kiedyś na takiej konferencji połączone z modlitwą o uwolnienie i faktycznie wiele sugestii powoduje, że zaczynasz się zastanawiać czy wina za moje grzechy nie leży w przodkach. Pech chciał, że w mojej znanej mi rodzinie nie było nic wiadomym o wymienianych przez księdza grzechach tzw. pokoleniowych. Dobrze że biskupi chwile potem jasno się wypowiedzieli na te tematy.
Lektura katechizmu Kościoła katolickiego jest jednoznaczna - grzech jest naszym wyborem, a ten największy czyli śmiertelnym naszym w pełni dobrowolnym i świadomym wyborem. Nie ma furtek, drzwi, okien.
Tak samo z tymi grzechami pokoleniowymi. Nie ma szans, aby się przeniosły, natomiast jak najbardziej grzech osobisty konsekwencjami dotyka także innych. Jak ojciec pije, to konsekwencją jego grzechu może być osobisty grzech pijaństwa jego dzieci. Tyle tylko, że te dzieci mają wolną wolą, mają wybór i absolutnie grzech ojca nie determinuje ich grzechów. Jeżeli z winy ojca dzieci zaczną być pjakami, to winę ponosi ojciec i on się ma z tego spowiadać, a nie jego dzieci. Co więcej, pomysł, aby dzieci przepraszały za grzechy rodziców, dziadków etc jest pomysłem przeciwnym pojęciu grzechu.
A do wiary i rozwoju życia duchowego tak naprawdę nic nie potrzeba. Co więcej łatwiej jest wzrastać w wierze będąc ogołoconym z różnych "dodatkowych pomocy wierzącego".
Eucharystia, szczera modlitwa, czasami spowiedź wystarczają.
Jestem wielkim sceptykiem jeżeli chodzi o usilne próby uwalniania poprzez jakieś gesty.
Jak dla mnie, a kilka razy to widziałem, są to psychomanipulacje i emocje tłumu. Zresztą podobnie ma się kwestia omdleń (nazywanych zaśnięciami), czy tzw .mówienie językami, choć tego mową nazwać nie da się.
I tak przy okazji, jak jakiś ksiądz powie, że został uwolniony od pokus pedofilii podczas Mszy św. o uzdrowienie to pozwolisz temu księdzu prowadzić zajęcia z dziećmi?
Ale niedowiarkom warto polecić taką "zwykła, nudną" Msze św. - tam zawsze dzieje się największy na ludzką logikę Cud. Nie ma od Niego niczego większego na tym świecie.
Pytanie czy się wierzy, czy też szuka się bez wiary jakiś emocjonalnych doznań.
A i gdyby zamiast szukania spektakularnych widowisk popatrzeć oczami wiary na ten normalny świat to można zobaczyć każdego dnia wiele cudów które dzieją się tu i teraz dzięki Bogu, a nie dzięki jakimś liderom czy wspólnotom.
Weryfikacja, czy takie uzdrowienia albo "uzdrowienia" przybliżają ludzi do Boga są te same spotkania. Jak ktoś pójdzie i zostanie powiedzmy uzdrowiony, to po co ma iść raz jeszcze? Z czego ma się uzdrawiać kolejny raz?
Co więcej, uzdrowienia opisane w Ewangeliach wcale nie są tak spektakularne, jak te "uzdrowienia" dzisiejsze. Bo te dzisiejsze często są efektem emocji. Jest to dokładnie opisane w medycynie, zwie się efektem placebo.
Co więcej, trzeba mieć wielką roztropność przy głoszeniu uzdrowień, bo warto zastanowić się, co stanie się z osobami wierzącymi w cud uzdrowienia, gdy taki cud nie nastąpi. Ile osób będzie w stanie zaakceptować śmierć najbliższych, o których uzdrowienie tak usilnie się modlili. Albo ile osób zaakceptuje fakt, że nie zostali uzdrowieni i umierają?