Mnie osobiście ta historia przeraża. Tu nie ma nawrócenia człowieka, który z potrzeby serca odnajduje Boga. To jest historia faceta, który dla uzyskania akceptacji swojej żony i jej środowiska przyjmuje ich wartości.
Końcówka tego artykułu pokazuje sedno problemu - wiary magicznej i traktowanie Boga jako tego, który spełnia nasze życzenia. Jest to dziś chyba największy problem katolicyzmu. Ale jak się bazuje na emocjach to w sumie nie ma co się dziwić.
Nie wiadomo do końca, czy osoba z artykułu akurat tak traktuje całą swoją wiarę, ale w każdej opowieści o "nawróceniu" musi obowiązkowo być jakiś cud. Bez cudu nie ma mowy o nawróceniu po "Alfie", stąd ta historyjka z łańcuchem.
@ TomaszL, DremoR_ - nie znacie człowieka, a już wszystko o nim wiecie.... Czy nie są to pochopne sądy? Osiem lat opierał się przed akceptacją żony? Widzicie i rozumiecie tylko to co chcecie widzieć i rozumieć. W waszym rozumieniu to papież stwierdzający cud np. uzdrowienia przy beatyfikacji też ma magiczne pojmowanie wiary.
Nie, nie wiem wszystkiego, jedynie to, co pojawia się w opisanej historii. A historia jest przerażająca. To jest opis presji i łamania woli człowieka, który w końcu poddaje się i uznaje przekonania żony za własne. To nie jest historia nawrócenia. A co do cudowności, to papież ma komisję beatyfikacyjną, która szczegółowo bada zaistnienie cudu. Na pewno taka komisja nie będzie brać pod uwagę historyjki o łańcuszku ;)
Twardy, skoro wytrzymał osiem lat nieustannej "presji" :-). Czytasz co to chcesz. Skąd możesz wiedzieć, czy nie nawiązał osobistej relacji z Bogiem. Wiele w tekście na to wskazuje. Są to bardzo intymne relacji, o których trudno się pisze
Znam takich co i kilkanaście lat tak wytrzymali. Oboje czytamy ten sam tekst. Nie ma w nim nic na temat osobistej potrzeby, jest za to sporo na temat presji ze strony żony i znajomych.
No właśnie ten sam tekst czytamy. Czy w opisanej potrzebie regularnego uczestniczenia i przeżywania sakramentów spowiedzi i eucharystii (bodajże 3 strona artykułu) nie widzisz nawrócenia serca, tylko poddanie się presji i przegraną?
Przegrana to złe słowo. Widzę tu natomiast typowy mechanizm przyjęcia cudzych wartości za własne. To nie jest chęć życia z Bogiem, tylko chęć spełnienia woli żony. Która to wola oczywiście może i pewnie jest szczera, ale nie można jej mylić z nawróceniem.
Cud to ja widziałem wczoraj. I widział go każdy, kto uczestniczył w Eucharystii. Pewnie wielu ten Cud widziało dziś. Szkoda że zamiast o Nim, nawrócony pisze o łańcuszku i magicznym traktowaniu wiary. Ale co więcej, gdyby tak wsłuchać się we wczorajsze czytanie z Ewangelii o tym ziarnku gorczycy. To czytanie uczy wielkiej pokory wobec tego co my określamy nasza wiarą. A czy to widzisz w tym tekście?
Może cud to za duże słowo, bardziej powiedziałbym bożą interwencję w życie człowieka. Znam wiele osób modlących się za wstawiennictwem np. św. Antoniego przy poszukiwaniu zagubionych rzeczy i dziękujących mu po ich odnalezieniu. Nie wiem dlaczego kłóci ci się opis takiego zdarzenia z wiarą w obecność Jezusa w Eucharystii. Owszem, byłem wczoraj na Eucharystii i przeżywałem Przeistoczenie. Z wiarą chcę przyjmować obecność mojego Pana w chlebie i winie, dla mnie jest to jednak decyzja rozumu, a nie emocje.
Te wszystkie cuda, które dzieją się codziennie wokół nas to jest drobiazg przy Cudzie Eucharystii. I to patrząc nie emocjami, ale rozumem. A w dodatku masz pisemną gwarancję, że jak minimalnie ( w końcu ziarnko gorczycy jest maleńkie) uwierzysz to będziesz czynić rzeczy niemożliwe do uczynienia. ps. śmiało mógłbym o cudach opowiadać, ale znalezienie przedmiotu, który przecież się nie ukrywa na miano cudu nie zasługuje.
A ja znam takich, co wzywają dobrą wróżkę, żeby pomogła znaleźć zagubione rzeczy. Takie coś nazywa się praktykami magicznymi. Niezależnie, czy wezwiesz wróżkę, czy Antoniego. Sama modlitwa do św. Antoniego jest inkulturacją praktyki magicznej.
@DREMOR_ - jest różnica miedzy modlitwą proszącą o wstawiennictwo, a modlitwa prosząca świętego o cud. To pierwsze wynika z obcowania świętych, to drugie jest praktyką magiczna.
"Niech się stanie wola twoja, niech się znajdzie zguba moja" jest "zaklęciem". Warto też przypomnieć sobie z czego wynika tradycja przypisania Antoniemu rzeczy zagubionych.
Pewnie, że nie znam, ale nie zaprzeczysz, że kult św. Antoniego polegający na szukaniu zguby wyrósł wprost z praktyk magicznych? A opisane w artykule poszukiwanie cudownych znaków nawrócenia jest typowym przykładem magicznego pojmowania wiary.
Wiem, że św. Antoni był rzeczywistą postacią, wybitnym kaznodzieją. Nie znam genezy dlaczego jest uważany za patrona przy rzeczach zagubionych. Zawsze myślałem, że to z powodu "odnajdywania" dla Pana zagubionych "owieczek" za poprzez swoje nauczanie. Nigdzie artykule nie pada słowo "cud" w kontekscie odnalezienia łańcuszka. Bardziej bym powiedział, ze chodzi o doświadczenie bożej obecności i opieki. Dla mnie takim cudem stało się nawrócenie człowieka, który wychował się z daleka od Boga i Go nie poszukiwał, a nawet, jak wynika ze świadectwa, z Nim walczył. "Stało się to przez Pana: cudem jest w oczach naszych." (Ps 118,23)
Nie, to się wzięło z legendy o tym jak Antoni przywołał diabła z siekierą, który nastraszył jego ucznia, który ukradł mu pisma naukowe. Uczeń przestraszył się diabła i oddał Antoniemu skrypty. W ten sposób Antoni odzyskał to, co utracił. Zaś sama praktyka wynikała z zabiegów Kościoła, by zamiast wzywać duchy domowe wezwać Antoniego. Bo duchy są pogańskie, a Antoni chrześcijański.
Słyszałem legendę o odnalezieniu pierścienia ze studni, natomiast tej nie. Jak widać zależy gdzie się ucho przyłoży. Myślę, że św. Antoni nie może odpowiadać za wszystko co o nim opowiadają. Co do wzywania duchów domowych to w istocie jest to pogańskie i magiczne i rozumiem Kościół, że dążył do zastąpienia magicznych zaklęć modlitwą przez wstawiennictwo św. Antoniego. Nie widzę w tym nic niewłaściwego, a wręcz przeciwnie.
W samej inkulturacji nie ma nic złego, problem się pojawia, gdy zaczyna się poszukiwać cudowności, by samego siebie przekonać o wartości swojego "nawrócenia". To jest magiczne pojmowanie wiary.
Zastępowanie obcej magii, własną magią jest niewłaściwe i szkodliwe. Cudowne przedmioty, cudowne gesty, specjalne modlitwy ds. załatwienia jakiegoś problemu. Czyta magia, zaklęcia etc. No i "specjalizacja świętych".
Jest to dziś chyba największy problem katolicyzmu. Ale jak się bazuje na emocjach to w sumie nie ma co się dziwić.
W waszym rozumieniu to papież stwierdzający cud np. uzdrowienia przy beatyfikacji też ma magiczne pojmowanie wiary.
Czytasz co to chcesz. Skąd możesz wiedzieć, czy nie nawiązał osobistej relacji z Bogiem. Wiele w tekście na to wskazuje. Są to bardzo intymne relacji, o których trudno się pisze
Ale co więcej, gdyby tak wsłuchać się we wczorajsze czytanie z Ewangelii o tym ziarnku gorczycy. To czytanie uczy wielkiej pokory wobec tego co my określamy nasza wiarą. A czy to widzisz w tym tekście?
Owszem, byłem wczoraj na Eucharystii i przeżywałem Przeistoczenie. Z wiarą chcę przyjmować obecność mojego Pana w chlebie i winie, dla mnie jest to jednak decyzja rozumu, a nie emocje.
A w dodatku masz pisemną gwarancję, że jak minimalnie ( w końcu ziarnko gorczycy jest maleńkie) uwierzysz to będziesz czynić rzeczy niemożliwe do uczynienia.
ps. śmiało mógłbym o cudach opowiadać, ale znalezienie przedmiotu, który przecież się nie ukrywa na miano cudu nie zasługuje.
Nigdzie artykule nie pada słowo "cud" w kontekscie odnalezienia łańcuszka. Bardziej bym powiedział, ze chodzi o doświadczenie bożej obecności i opieki. Dla mnie takim cudem stało się nawrócenie człowieka, który wychował się z daleka od Boga i Go nie poszukiwał, a nawet, jak wynika ze świadectwa, z Nim walczył. "Stało się to przez Pana: cudem jest w oczach naszych." (Ps 118,23)
Co do wzywania duchów domowych to w istocie jest to pogańskie i magiczne i rozumiem Kościół, że dążył do zastąpienia magicznych zaklęć modlitwą przez wstawiennictwo św. Antoniego. Nie widzę w tym nic niewłaściwego, a wręcz przeciwnie.
No i "specjalizacja świętych".