"Nie można inaczej ratować narodu, niż tylko łącząc go z Kościołem, dlatego Kościół jest solą w oku dla liberalnej lewicy." Dramatem współczesnego katolicyzmu jest rozumowanie: naród=100% katolików.
Nie zmienia to faktu, że ratunek jest wylacznie w Bogu. Widziałeś kiedyś szczęśliwego człowieka działającego wg zasady "róbta co chceta"? Polecam ostatni wywiad z Dawidem Podsiadło dla onetu w którm cytuje inna 17 -letnią piosenkarkę, która na pytanie o podejście do świata jej pokolenia mówi: "Nie wiem nic na temat świata, ale wszyscy artyści, których spotkałam są w chu* smutni. Wszyscy jesteśmy smutni. Nie rozumiem dlaczego. Ja też jestem smutna". Na drugim biegunie są ludzię mający żywą osobistą relację z Panem Bogiem. Oni są radośni i szczęśliwi, nawet jak im się świat wali na głowę. Trzeba o tym mówić tym wszystkim ludziom pogrążonym w depresji i życiowym balaganie, bo o tym nie wiedzą. Nie ma innej drogi do szczęścia wiecznego i doczesnego jak 10 przykazan. To jest instrukcja obslugi człowieka. Działanie niezgodnie z nią prowadzi do takich efektów jak wypranie wełany w 90 st.
Ja widziałem wielu szczęśliwych ludzi, którzy żyją bez Boga. I widziałem też masę osób we wspólnotach, o zaangażowanej i szczerej wierze, którzy byli smutni i ponurzy. Ba, w paru wspólnotach jeden z duszpasterzy krążył z konferencją "Chrześcijanin nie musi być smutny".
Smutek i radość to emocje. Czyli kwestie względne. Można być smutnym katolikiem i radosnym ateistą. Opowiadanie, że ateista=smutny, a katolik=radosny to manipulacje słowne.
Pewnie Jezus się mylił, mówiąc "błogosławieni smutni, albowiem oni będą pocieszeni". Przecież wierzący nie ma możliwości się smucić. Sam Jezus też chyba miał jakąś słabą relację z Bogiem, skoro modlił się słowami "smutna jest dusza moja".
Dlatego piszę o osobistej relacji z Bogiem. Samo przestrzeganie prawa szczęścia nie daje. Człowiek jest wtedy jak brat syna marnotrawnego, który zazdrości bratu, że ten z nierządnicami przepuścił majątek a teraz ma ucztę i tylko trudno powiedzieć czy bardziej zazdrości uczty czy nierządnic. Jednak ateista, ktory przestrzega przykazan z wlasnej woli moze miec niezła pogodę ducha.
@ELLE1 - najgorszym co dziś zrobiono w przekazie katolickim to opowiadanie że katolicyzm daje radość i szczęście na ziemi. Czyli że jak się żyje wg katolickich wskazań moralnych (wypełnia Prawo) to jest się szczęśliwym. To nie jest prawdą. Ale patrząc na to co piszesz, to nawet nie jesteśmy nawet tymi "starszymi" synami, bo jedynie nam się wydaje ze przestrzegamy Prawa. No chyba, ze przez Prawo rozumiemy to co cię uczy dzieci do I Komunii św. - odmawiam paciorek rano i wieczorem, rączki mam na kołderce i w piątek nie jem kiełbasy. To fakt, tak rozumiane Prawo pewnie jest w zasięgu wielu z nas.
Aby zacząć drogę katolika najpierw trzeba odrzucić całe to ziemskie rozumienie szczęścia, cały ten światowy ciężar naszego życia.
"Łamanie zaś przykazań to gwarancja zalamania psychicznego wczesniej czy pozniej." - oczywiście ze nie.
Nie możemy inaczej ratować człowieka, rodziny, narodu i świata, niż łącząc go z Kościołem - Mistycznym Ciałem Jezusa Chrystusa. Ogromnym dramatem współczesnego katolicyzmu jest nierozumienie tego fundamentalnego faktu przez wiele osób w Kościele, zwłaszcza tych, które dały się uwieść ideologii liberalno-lewicowej.
"Nie możemy inaczej ratować człowieka, rodziny, narodu i świata," - ale nie mamy ratować człowieka, narodu (cokolwiek to znaczy) i świata. Mamy wyłącznie głosić Dobrą Nowinę. No chyba, że nie wierzymy Bogu, ale to oddzielna historia.
Prelegenci chyba nie zauważyli, że Kościół Katolicki już w połowie XX wieku uznał lewicową wizję wolności za własną. Kolejny raz polska teologia staje się skansenem.
Odrobina osobistej kultury wymaga, by uzasadnić swoje zarzuty, że ktoś mówi nieprawdę. Spokojnie poczekam, aż spróbujesz wykazać, że dzisiejszy model wolności opisany w dokumentach Kościoła jest jego własnym dziełem. Tym bardziej, że dokładnie ten dzisiejszy model został wcześniej potępiony przez Kościół jako element modernizmu.
Po prostu jestem zmęczona prostowaniem takich banialuków a temat jest na osobną dyskusję. Przede wszystkim Kościół mówiąc "wolność" ma na mysli coś zupełnie przeciwnego niz lewicowa wizja wolności. Lewica postuluje wolność od moralności katolickiej. A Kościół mówi o wolności od grzechu. Obie wolności dzieli przepaść. Sam więc widzisz , ze palnąłeś kompletną bzdurę. Nie posądzam Cię jednak o brak inteligencji, wiec jest to chyba zamierzona manipulacja. Niestety tak naiwna, że chyba nas w sumie obrażasz. Dlatego nie chciało mi się gadać.
Nieprawda. Dzisiejszy Kościół mówiąc "wolność" ma na myśli szacunek dla wolnych wyborów człowieka, choćby były one złe. Pogląd ten Kościół zapożyczył od lewicy, a jeszcze pół wieku temu uznawał taki pogląd za herezję modernizmu. Gdyby nie lewicowa wizja wolności i jej wpływ na doktrynę, to Kościół nadal by trwał przy nakazie prozelityzmu i stanowisku, że konieczne jest związanie instytucji państwa i Kościoła w celu zakazania szerzenia się wolności religijnej.
Polskiej teologii brakuje odwagi eksperymentowania. Owszem, niektórzy się przy tym gubią, ale niektórzy pomagają rozpoznawać Kościołowi prawdę, ciągną go dalej. Bez ryzyka nie ma drogi.
Polska teologia praktycznie nie istnieje, zatrzymała się w miejscu, a co odważniejsi przestraszyli się tego, co Jan Paweł II zrobił z ojcami Soboru Watykańskiego II.
Dramatem współczesnego katolicyzmu jest rozumowanie: naród=100% katolików.
Opowiadanie, że ateista=smutny, a katolik=radosny to manipulacje słowne.
Ale patrząc na to co piszesz, to nawet nie jesteśmy nawet tymi "starszymi" synami, bo jedynie nam się wydaje ze przestrzegamy Prawa. No chyba, ze przez Prawo rozumiemy to co cię uczy dzieci do I Komunii św. - odmawiam paciorek rano i wieczorem, rączki mam na kołderce i w piątek nie jem kiełbasy. To fakt, tak rozumiane Prawo pewnie jest w zasięgu wielu z nas.
Aby zacząć drogę katolika najpierw trzeba odrzucić całe to ziemskie rozumienie szczęścia, cały ten światowy ciężar naszego życia.
"Łamanie zaś przykazań to gwarancja zalamania psychicznego wczesniej czy pozniej." - oczywiście ze nie.